Cuda dzieją się na co dzień

Beata Malec-Suwara

publikacja 01.10.2016 06:00

O ludzkich potrzebach, cierpliwości, kontakcie i konieczności oparcia mówi ks. Władysław Szewczyk, założyciel i dyrektor ARKI.

Cuda dzieją się na co dzień Beata Malec-Suwara /Foto Gość

Beata Malec-Suwara: Jak Ksiądz wymyślił „Arkę”?

Ks. Władysław Szewczyk: Nie wymyśliłem, „Arkę” zrodziła potrzeba. Był rok 1981. Papież Jan Paweł II wydał dokument o rodzinie Familiaris consortio, a tam zdanie: „Kościół towarzyszy rodzinie w jej drodze”. To więc on – wielki pasterz rodzin – był inspiratorem powstania „Arki”. Byłem wtedy diecezjalnym duszpasterzem rodzin. Pewnego dnia przyszła do mnie zmartwiona kobieta i mówi: „Proszę księdza, wiem, że ksiądz zajmuje się kursami przedmałżeńskimi i poradniami dla narzeczonych, ale ja mam 13-letniego syna, który, jak nam się wydaje, bierze narkotyki. Ksiądz jest psychologiem, może by nam ksiądz w tym pomógł”.

Wtedy pomyślałem, że obok poradni rodzicielskiej dla narzeczonych potrzebna jest poradnia rodzinna, która będzie wychodziła ze swoją ofertą pomocową do rodzin, których problemy na różnych etapach się zmieniają. Obok księdza potrzebni są więc i pedagog, i psycholog. Potem doszedł prawnik, bo ludzie przychodzili i pytali o niego. Następnie pojawiały się problemy zdrowotne, różne zaburzenia, a więc potrzebny lekarz, zwłaszcza psychiatra. Tak w ten sposób poszerzała się pula osób pomagających. Wszyscy to specjaliści po studiach w swojej dziedzinie i w ten sposób poradnia ta została nazwana poradnią specjalistyczną – w odróżnieniu od tej rodzicielskiej. Zawsze potrzeby ludzkie modyfikowały organizację „Arki”. W ten sposób też od 1991 r. w ramach „Arki” działa również Telefon Zaufania.

Każdy nadaje się do pracy w „Arce”?

Nie każdy do pomagania się nadaje. Oczywiście, chęć pomagania jest ważna, ale trzeba być komunikatywnym rozmówcą. Ważne, żeby być cierpliwym i mieć świadomość, że ogromne pokłady dobra można znaleźć w każdym człowieku. Jeden ze świętych mówił, że każdy człowiek był dobry, jest dobry albo będzie dobry, jeśli mu w tym pomogę. Sam bardzo dużo tego dobra nauczyłem się odkrywać w ludziach. Słowa kard. Wojtyły, które usłyszałem jeszcze zanim „Arka” powstała, w 1974 r., na spotkaniu profesorów w Krakowie: „Nie spisuj nikogo na straty – cuda dzieją się na co dzień”, były zawsze motywem mojej służby w „Arce”. Tym zdaniem można żyć przez całe życie.

Ma Ksiądz na myśli jakiś konkretny cud?

Kiedyś przyszedł do Arki pod koniec mojego dyżuru mężczyzna, który na wejściu oświadczył: „Tylko niech mi ksiądz morałów nie prawi i nie nawraca. Przyszedłem, bo nie mam się do kogo odezwać, skłócony jestem z całą rodziną, mam czarne myśli”. Kilka razy był u mnie. Zastanawiałem się, ile jeszcze cierpliwości mi starczy, żeby z nim rozmawiać, a on uparcie przychodził. Raz, przed Bożym Narodzeniem, przyszedł i mówi:”Dzisiaj czasu nie zajmę, tylko przyszedłem złożyć życzenia”. Sięgnął do brudnej torby, z niej wyciągnął gazetę, rozłożył na stole, a tam były kawałeczki opłatka. „Chciałem się z księdzem połamać”. Wziąłem mały kawałeczek i uścisnąłem go. Złamał mnie. Wtedy sobie pomyślałem: „Nie spisuj nikogo na straty, w każdym są pokłady dobra”.

Z jakiego rodzaju problemami ludzie dzisiaj przychodzą do poradni?

Są takie, które już od zarania dziejów istniały, jak miłość, nienawiść, krzywda, osamotnienie, szukanie drogi życia. Dziś jednak wiele związanych jest z brakiem kontaktu osobowego. Wiele osób, i to od maleńkości, jest uzależnionych od mediów, komórek, tabletów, itd. Nie mogą się od nich oderwać. Do tego doszły pokemony. Paradoks polega na tym, że są to środki komunikacji, a rozmowę – kontakt osobowy – uniemożliwiają. To widać nawet na rodzinnych przyjęciach. Kolejny nowy problem to migracje zarobkowe, których bilans jest dla wielu rodzin negatywny. Problem dotyczy więzi, ale także zmian. Ktoś mówi, że nie może swojej żony poznać, bo nie żyje już życiem rodziny, ale stała się singlem w małżeństwie. Jest i tak, że ktoś bardzo solidnie pracował i tylko o rodzinie myślał, ale kiedy wrócił, to się okazało, że ta rodzina jest już zupełnie inna, niż kiedy wyjeżdżał. Ma poczucie, że nikt go nie potrzebuje. Inni znowu odzwyczaili się od spędzania czasu z rodziną. „Księże, ja będąc parę lat za granicą, miałem free time, a tu wciąż ktoś czegoś ode mnie chce, a to żona, a to dzieci, a to teściowa”.

Odwołanie się do wartości religijnych ma znaczenie?

Oczywiście, dla człowieka wierzącego to bardzo pomocne. Element religijny pomaga przebaczyć, daje sens i siłę, kiedy jest trudno. Zobrazuję to pewną sytuacją. Kiedy stoisz w tramwaju, a on się telepie, to żeby się nie przewrócić, musisz się o coś oprzeć albo nogą, albo ręką, albo najlepiej złapać się jeszcze rączki na górze. Ważne, aby mieć oparcie w bliskim człowieku, otoczeniu, w sobie, ale i w górze, w Bogu.