Terapia na padoku

Anna Kwaśnicka

publikacja 08.10.2016 06:00

Uczniowie Zespołu Szkół Specjalnych w Kadłubie dzięki jeździe konnej nabierają pewności siebie, przełamują strach i pobudzają do pracy uśpione mięśnie.

Uczestnicy szkolnego finału jazdy konnej Anna Kwaśnicka /Foto Gość Uczestnicy szkolnego finału jazdy konnej

Koń doskonale wyczuwa, że sadzamy w siodle dziecko, które nie potrafi się poruszać. Dlatego wtedy zachowuje się delikatnie, jakby niósł na grzbiecie szklankę wody. Nawet nie próbuje drgnąć – przekonuje Roman Bem, który od 25 lat pracuje z uczniami Zespołu Szkół Specjalnych w Kadłubie. Swoich wychowanków mobilizuje do przeróżnych aktywności sportowych, a od niespełna roku oprócz biegów, wyścigów na wózkach, pływania czy gier zespołowych organizuje również zajęcia z jeździectwa, które odbywają się na Rancho Gienia w Strzelcach Opolskich.

Okazuje się, że kiedy nadchodzi czas wyjazdu na konie, podekscytowanie w szkole rośnie. – Dla uczniów to nagroda, że mogą gdzieś pojechać i jeszcze jeździć konno – wyjaśnia nauczyciel.

Głaskanie, dotykanie, jeżdżenie

– Jest to możliwe dzięki przychylności Starostwa Powiatowego w Strzelcach Opolskich. Otrzymaliśmy grant edukacyjny na zajęcia, które łączą jeździectwo i hipoterapię. Uczestniczy w nich ponad 90 proc. uczniów naszej szkoły – wyjaśnia Roman Bem. W efekcie raz na dwa tygodnie zabierają kilkuosobową ekipę na Rancho Gienia, gdzie czekają na nich trzy konie: Gosar, Kanon i Palestina.

– Przywozimy osoby z różnym stopniem niepełnosprawności, również te, które poruszają się tylko na wózkach. Kontakt z koniem okazuje się dla nich wspaniałym doświadczeniem. Kanon, zwany też Obibokiem, jest tak spokojny, że dzieci mogą bez obaw go przytulać i dotykać, nawet po nosie czy wargach – uśmiecha się nauczyciel.

Podkreśla, że już widać efekty konnej terapii. – Nasi uczniowie nabierają pewności siebie i pokonują strach. Mimo że często boją się pierwszego kontaktu z koniem, bo to przecież duże zwierzę, znacznie większe od nich, to jednak szybko przekonują się, że koń może stać się ich przyjacielem, że pozwala im się głaskać, dotykać – tłumaczy Roman Bem. Przekonuje, że jazda konna jest świetną formą rehabilitacji, ponieważ uruchamia większość mięśni człowieka.

– Przed pierwszymi zajęciami miałam obawy, jak konie będą się zachowywały, czy przykładowo nie wystraszą się dotykania, czasem przecież bardzo nieporadnego. Konie są z natury płochliwymi zwierzętami, które mogą nasiać paniki z powodu drobiazgów – przyznaje Katarzyna Lisiak, która z radością i zaangażowaniem pracuje z uczniami z Kadłuba. – Bardzo szybko okazało się, że nasze zwierzęta doskonale wyczuwają potrzeby niepełnosprawnych dzieci. Niesamowicie zaskoczyła nas Palestina, ponieważ gdy zbliżało się do niej dziecko na wózku, ona wręcz pchała do niego swój pysk, by mogło ono ją pogłaskać – opowiada.

Konie, które wybaczają błędy

– Na zajęciach ćwiczymy postawę, oddychanie, rozluźnianie się, bo jeżdżąc na koniu, nie można być spiętym. Uczymy się też właściwego zachowania przy zwierzęciu, przede wszystkim tego, że nie można krzyczeć – opowiada pani Katarzyna. – Wiem, że nam wydaje się, że to małe, niewiele znaczące kroczki, ale dla tych dzieci wcale nie. Dla nich to są naprawdę duże kroki. Już samo utrzymanie się w pozycji prostej jest dla nich dużym osiągnięciem, zwłaszcza że początkowo raczej leżeli na koniach. Dopiero wraz z kolejnymi zajęciami zaczęli wyrabiać sobie odpowiednią postawę. Dzieci wykonują m.in. ćwiczenia równoważne – wyjaśnia. Podkreśla, że jej konie nauczone są wybaczania błędów, dlatego spokojnie reagują na nieprzewidziane zachowanie dzieci. – To dlatego, że wcześniej je objeżdżam i uczę, żeby nie zwracały uwagi na to, że ktoś je szturchnie nogą czy ręką – tłumaczy. I opowiada, że takie objeżdżanie wygląda dość zabawnie, bo pani Kasia wsiada na konia i zachowuje się tak, jakby nie potrafiła jeździć. – Chwieję się, tu nogą zahaczę, tam zamacham rękami, do tego krzyczę, na przemian spinam się i rozluźniam, przerzucam się na brzuch. Chodzi o to, żeby koń był odczulony na różne nieprzewidziane zachowania. Dzięki temu nie zerwie się, kiedy jadące na nim dziecko przypadkowo go kopnie – podkreśla instruktorka.

– Gosar, mój pierwszy koń, jest czystym arabem. Wprawdzie rzadko spotyka się, żeby zwierzęta tej rasy brały udział w zajęciach terapeutycznych, bo są to konie bardzo temperamentne, ale wiele czasu poświęciłam na pracę z Gosarem, żeby był nastawiony do dzieci pozytywnie, żeby nie irytował się ich zachowaniami. Nauczyłam go, że jeśli się czegoś wystraszy, to zatrzymuje się, ale nie panikuje – dopowiada.

Rywalizacja i medale

Ostatnimi czasy na Rancho Gienia, gdzie miłość do zwierząt unosi się w powietrzu, odbył się szkolny finał jazdy konnej. Wzięli w nim udział uczniowie, którzy są na tyle sprawni fizycznie, że mogą samodzielnie utrzymać się na koniu. Indywidualny test sprawności oraz konkurencje jeździeckie oceniała Katarzyna Lisiak, a w prowadzeniu koni pomagali wolontariusze Marta i Dawid. Zza siatki, ze swojej zagrody, rywalizację na podoku podglądały dwie kózki miniaturki. Jedna z nich to przymilna Gienia, od której ranczo otrzymało swoją nazwę. Z kolei do dzieci oczekujących na huśtawce na swoją kolej przymilały się koty; jeden z nich to cały biały Kefir.

Zawody, choć niewielkie, dla uczestników chyba miały rangę co najmniej mistrzostw kraju, jeśli nie olimpiady. Z niecierpliwością czekali na swoją kolej, z przejęciem siadali w siodle i wykonywali kolejne zadania. Niektórzy kątem oka wyłapując skierowany w ich stronę obiektyw aparatu, odwracali się w jego stronę i szeroko uśmiechali. A gdy po obradach jury przyszedł czas na ogłoszenie wyników i dekorację zwycięzców, z dumą stawali na podium i odbierali medale. Ale chyba największa radość wybuchła, kiedy od s. Jolanty Wojtaszak, dyrektor Zespołu Szkół Specjalnych w Kadłubie, otrzymali nagrody.

Szkolny finał, który odbył się w ramach Europejskiego Tygodnia Sportu, był też formą sprawdzenia umiejętności przed zawodami jeździeckimi organizowanymi w Opolu w ramach olimpiad specjalnych. – To dyscyplina, która nie cieszy się zbyt dużym zainteresowaniem. Wynika to z tego, że zajęcia konne nie należą do tanich, a udział w zawodach bez wcześniejszego treningu mija się z celem. Od razu będzie widać, że dziecko jest nieprzygotowane i czuje się niepewnie na koniu – tłumaczy Roman Bem.

Rehabilitacja, która sprawia radość

– Koń, poruszając się, pobudza mięśnie jeźdźca, masuje je i tym samym rozluźnia. Sam ruch konia powoduje, że ludzkie mięśnie zaczynają pracować. Ogromną wartością jest też kontakt ze zwierzęciem, a dla niektórych dzieci samo jego pogłaskanie wiązało się z przełamaniem barier – podkreśla Katarzyna Lisiak. – Na początku niektórzy nawet nie chcieli wsiąść na konia, inni odważyli się, ale byli bardzo spięci. Teraz to się zmieniło. Na zawodach musieli przyjąć nawet to, że koń nie jest przez kogoś prowadzony za wodze, ale idzie sam. Oczywiście opiekunowie dla bezpieczeństwa szli obok, ale dzieci musiały się opanować, nie panikować i wykonać tor. Był slalom, było przejście przez drągi – opowiada instruktorka.

W zawodach, obok siedmiu chłopaków, wzięła udział jedna dziewczynka. To 14-letnia Natalka, która ma dziecięce porażenie mózgowe. – Córka jeździ na koniach od 12 lat, ponieważ korzysta z cotygodniowej hipoterapii. Zawsze wyczekuje tych zajęć – podkreśla Angelika Korzeniec, mama Natalki. Tłumaczy, że córka z końmi jest oswojona, nie boi się ich. – Natalka jest przeszczęśliwa, kiedy wsiada na konia. Jeżdżąc, szeroko się uśmiecha, a dla mnie to wspaniałe uczucie, kiedy widzę ją zadowoloną. Zajęcia konne ją wyciszają, uspokajają, ale też wzmacniają jej mięśnie kręgosłupa, dzięki czemu pionizuje się. Ruchy konia dobrze działają na mięśnie nóg, wzmacniają słabszą prawą stronę ciała Natalki – opisuje pani Angelika.

Podkreśla, że jest to forma rehabilitacji, która jej córce sprawia wielką radość. – Jazda konna i pływanie to dwie formy aktywności, które Natalkę najbardziej cieszą, dlatego nie wyobrażam sobie, żebym miała jej tego nie zapewnić – dopowiada.