Jestem z gwałtu

Przemysław Kucharczak

publikacja 26.10.2016 06:00

Dowiedziała się o tym dopiero jako dorosła. Dzisiaj Jola ma 52 lata.

15-letnia matka nie zgodziła się na zabicie małej Joli. Henryk Przondziono /Foto Gość 15-letnia matka nie zgodziła się na zabicie małej Joli.

Niedawno, przy kawie, znajoma emerytka zadała jej kłopotliwe pytanie. – A co pani myśli o tym, że Kościół jest za zakazem aborcji, nawet z gwałtu? – zagaiła. Jola wcześniej nad tym się nie zastanawiała. Odpowiedziała: – Tak się składa, że mnie to dotyczy, bo poczęłam się z gwałtu. A teraz proszę na mnie spojrzeć i zastanowić się, czy chciałaby pani, żebym żyła, czy lepiej, żeby mnie nie było? – powiedziała. – Dawno nie widziałam kogoś tak zakłopotanego, przepraszała mnie wiele razy – wspomina dzisiaj. – Ludzie, którzy domagają się prawa do aborcji dzieci z gwałtu, nie myślą o tym, że tu chodzi o konkretną osobę – dodaje. Jolanta jest sympatyczną blondynką o jasnym spojrzeniu. Mieszka na Górnym Śląsku. – Powiem szczerze: kocham życie – mówi.

Babcia rwie włosy z głowy

Jej mama została zgwałcona w wieku 15 lat. Gwałciciel pochodził z tej samej, rodzinnej wsi. Działo się to w północnej Polsce. – Kiedy moja babcia dowiedziała się, że mama została zgwałcona, rwała sobie włosy z głowy – mówi Jola. Właśnie babcia była zdania, że dziecko trzeba zabić – co określało się eleganckim określeniem „usunąć ciążę”. Naciskała na to. Po wielu latach, kiedy Jolanta dowiedziała się o tym, bardzo to przeżyła – bo właśnie z babcią miała najlepszy kontakt. Rozumiały się bez słów, jakby łączyła je autostrada między sercami. 15-letnia matka nie zgodziła się jednak na zabicie małej Joli. Działo się to przed ponad pół wiekiem, więc nawet nie widziała jej na ekranie ultrasonografu ani nie znała jej płci. – Ona była świadoma. Nie wiem skąd. Nie umiem pojąć, w jaki sposób 15-latka, która nie miała ojca, bo zmarł cztery lata wcześniej, okazała się tak dojrzała – ocenia Jolanta.

Dziewczynka przyszła więc na świat. Okazała się bardzo radosnym, małym człowiekiem. Rodzina namawiała jednak matkę Joli na ślub z człowiekiem, który ją zgwałcił. Kiedy dziewczynka miała 4 latka, jej mama zgodziła się na to. – Wyszła za mojego biologicznego ojca, bo myślała, że robi to dla mojego dobra. Trochę też dlatego, że jako czteroletnie dziecko bardzo dobrze na niego reagowałam – mówi. Szybko okazało się, że co innego dobra relacja z człowiekiem, którego widzi się raz na jakiś czas, a co innego życie z nim pod jednym dachem. Okazało się, że biologiczny ojciec Jolanty wciąż jest człowiekiem niedojrzałym. Dla jej matki małżeństwo z nim było pasmem udręk. Na szczęście przemoc w tym domu nie dotknęła dzieci. – Mama postawiła takie granice, których on nigdy nie przekroczył, nigdy nas nie dotknął. Chroniła nas miłość naszej mamy – mówi. „Nas” – bo na świecie pojawiło się jeszcze troje dzieci – rodzeństwo Joli. Są do dzisiaj jej najwierniejszymi przyjaciółmi.

Przeprowadzili się na Górny Śląsk. Tutaj dzieci dorosły. Mama ciężko pracowała. – Można byłoby jej dać Nobla za obracanie pieniędzmi. Nie wiem, jak ona to robiła, ale chodziliśmy zadbani, a ona jeszcze miała odłożone fundusze na czarną godzinę. Czasem ojciec coś jej z tej puli wykradał – wspomina Jolanta. – Uważam, że mama ma godność królewską. Choć nie zdobyła wykształcenia, to pokłady miłości i rozumu są u niej ogromne – mówi z przekonaniem. Kiedy Jola była już dorosła, jej ojciec zostawił żonę i odszedł do innej kobiety.

Domagam się gwarancji

W Ryśku Jola zakochała się od pierwszego wejrzenia. Wzięli ślub, urodziły się im dzieci. Niestety, Rysiek dużo pił. Za dużo. – Grałem też na fliperach. Cierpiały na tym nasze dzieci, bo zamiast po pracy poświęcać im czas, szukałem imprez – wspomina dzisiaj Rysiek. – Popełniłem wiele błędów. Teraz to powoli naprawiam – dodaje. Siedzi obok żony i razem opowiadają swoją historię. Jolę wciągnęły pielgrzymki do Matki Bożej – zachęciła ją do nich sąsiadka. To one związały ją z Maryją i Kościołem. Ponieważ Rysiek pił, w jej życiu był obecny jednak lęk. W czasie jednej z pielgrzymek na Jasną Górę przed samą Częstochową, idąc do sklepu po napoje, potknęła się i przewróciła jak długa. Doznała bolesnego urazu barku. – Jak wróciłam, mówię: „Chwila, chwila, Panie Boże, ja byłam pod opieką Twoją, tak? A jakieś ubezpieczenie? Co mam z tym robić?”. Na modlitwie jakoś przychodziło do mnie zdanie: „Nic z tym nie rób”. No ale jak to nic? – wspomina dzisiaj wesoło.

Zaczęła jeździć na zabiegi do Bytomia, po których miała jeden dzień ulgi, a potem ból wracał, ale jeszcze mocniejszy. – Lekarze straszyli mnie operacją. Wtedy dzięki przyjaciołom poszłam na spotkanie wspólnoty ewangelizacyjnej. W czasie modlitwy usłyszałam, jak ks. Dawid mówi, że jest tu kobieta, która zostaje uzdrowiona z bólu prawego barku, z lęku i jeszcze z czegoś, do czego sama nie umiałam się nawet przyznać – wspomina. Od razu zaczęła ruszać barkiem – okazało się, że ból zniknął. Z lęku też została uleczona. Choć w domu nadal bywało źle, ona przyjmowała to tak, jakby to wszystko działo się u sąsiadów... Na spotkania tej wspólnoty zaczął też jeździć Rysiek. Intrygowało go, że jego żona wraca z tych spotkań promieniejąca radością. Obserwował. Jakoś wciągało go to, co działo się na wspólnocie, ale do Komunii św. tam nie przystępował. Nie szedł też do spowiedzi.

Niestety, był też coraz gorszy w domu. Kobieta nie wspominała o tym swojej mamie, uważając, że ta już dosyć w życiu przeszła. Szczególnie trudny był dla Joli koniec roku 2013. W pewnym momencie poczuła już nawet nienawiść. – W końcu powiedziałam: „Panie Boże, tak dalej być nie może. Ja tego ślubu na targu nie brałam. Garnki mają gwarancję, ja też się domagam”. A później uciekła z domu na rekolekcje ignacjańskie do Czechowic.

Te rekolekcje okazały się dla niej bardzo ważne – zwłaszcza jeśli chodzi o uczenie się zaufania do Jezusa. – Kiedy wróciłam, w domu było wciąż tak samo. Ale po dwóch tygodniach mąż sam zdecydował się iść na kurs ewangelizacyjny „Nowe Życie” – wspomina. Rysiek nie sądził, że na „Nowym Życiu” może go spotkać coś wielkiego. A jednak. Kiedy się nad nim modlono, doznał stanu, nazywanego we wspólnotach charyzmatycznych „spoczynkiem w Duchu”. – Byłem w takiej miłości Bożej, że nie da się tego opowiedzieć. Nie chciałem stamtąd wracać. W tym momencie zostałem też uzdrowiony duchowo i fizycznie. Od tej chwili w ogóle nie ciągnie mnie alkohol, choć przez 28 lat dużo piłem. Pan Bóg mi to zabrał. To samo z hazardem. Żona mi to wymodliła – mówi.

Do domu z rekolekcji „Nowe Życie” Rysiek wrócił z... kwiatami, które wręczył Joli. O tym wszystkim Jolanta złożyła świadectwo w czasie pielgrzymki przed kilkoma tysiącami ludzi. – Czytałam je z kartki, bo gdybym zwyczajnie mówiła, pewnie bym się rozpłakała – opowiada. Przeczytała to świadectwo także swojemu ojcu. Przyjął to. – On jest świadomy krzywd, które wyrządził mamie i nam. Zawsze wyraża się o mamie z szacunkiem. Ale oficjalnie nie przyszedł nigdy i nie powiedział: „Wybacz”. Widocznie jeszcze do tego nie dorósł – uważa. W czasie pielgrzymki, pod koniec swojego świadectwa, powiedziała jeszcze: „Młodym małżonkom chcę powiedzieć: pilnujcie swojej miłości i zachowujcie bliskie relacje z Panem, a nie będziecie się upominać o gwarancje”.

Idziesz w świetle

Mocno przeżyła niedawny, dobiegający z telewizora krzyk kobiet w czerni, domagających się na ulicy prawa do aborcji. – To tak, jakby krzyczały: „Ciebie już tu miało nie być! Po co tu jesteś? Co ty tu w ogóle robisz?!” – mówi. Po jej policzku cieknie łza. – Przez całe życie nigdy nie odnosiłam do siebie, że poczęłam się z gwałtu, nikt mi tego nie wypominał. Doznałam też w życiu wiele ciepła i miłości. A tu – włączam telewizor – i czuję ból. Słyszę, że ktoś krzyczy. Nie wie, o czym krzyczy, i nie wie, czego się boi. Ale ja już nie chcę, żeby to odbierało mi moją radość codziennego życia – dodaje.

Jola podkreśla, że kocha życie. – Wiem też na pewno, że moim ojcem jest Bóg. Dostałam olbrzymi posag. Moim posagiem jest miłość i błogosławieństwo. Czuję się szczęśliwa. Szczęśliwa jest też moja mama – mówi.

Pytanie, jak my byśmy się zachowali, gdyby to ktoś z naszych bliskich został zgwałcony, pojawia się regularnie we wszystkich dyskusjach o aborcji. Jola wie, co odpowiedzieć: – Gdyby to spotkało kogoś, kogo kocham, powiedziałabym: nie bój się. Wiedz, że łaska Boga jest tak wielka i wylewa się jej na ciebie tyle, że idziesz w świetle, trzymasz się prawdy i po prostu jesteś zanurzona w radości.

Imiona bohaterów zostały zmienione.