Niekonsekwencja urodzeniowa?

Agata Puścikowska

Rolą państwa jest dbanie o każdego obywatela w ten sam sposób. Szczególnie gdy mówimy o państwach z ugruntowaną demokracją.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Przepiękna historia: oto matka nosi małą córkę pod sercem. Okazuje się jednak, że dziewczynka jest ciężko chora – ma nowotwór, który uniemożliwia jej prawidłowy rozwój i życie. I albo guz zostanie usunięty, albo dziecko umrze. Lekarze? Jedni „doradzają” aborcję, wszak rzecz dzieje w USA, gdzie aborcja dopuszczalna jest w zasadzie aż do końca ciąży, w niektórych stanach niemal do ostatnich godzin przed urodzeniem (!). Znajdują się jednak lekarze, którzy postanawiają walczyć, bo i matka dziecka walczy – chce ratować córkę. W połowie ciąży dziecko zostaje więc na chwilę wyjęte z brzucha mamy, operacja zostaje przeprowadzona perfekcyjnie. Dziecko wraca do maminego brzucha. I rodzi się jako niemal zdrowe, w zwykłym czasie. Radość? Ogromna. I świadectwo, że współczesna medycyna, jeśli są pieniądze i chęci – może naprawdę wiele.

No właśnie: chęci. Dziewczynka przeżyła i będzie żyć długo i szczęśliwie tylko dlatego, że jej mama powiedziała „chcę”. Moc sprawcza jednego słowa w przypadku życia lub śmierci jest fascynująca, ale i dość zastanawiająca. Jedno słowo, jedna „chęć” decyduje o życiu człowieka. Człowieka, który może żyć, jeśli tylko się mu pomoże! Jedni „chcą”, inni „nie chcą” – i to „chcenie” jest jak przyzwolenie, realny „paszport” na życie

Ile matek „nie chce”, ilu lekarzy nie zachęca do „chcenia”? Niepoliczalna ilość... I jednocześnie jakaś dramatyczna niekonsekwencja dotycząca największej wartości, jaką jest życie człowieka. Niekonsekwencja w wydaniu prywatnych osób, instytucji, matek, lekarzy. Ale też niekonsekwencja państw, które w sumie nie wiedzieć czemu dzieci „chciane” traktują jako godne życie. Dzieci „niechciane” – jako gorszej kategorii: taka wstydliwa podkategoria małego, chorego dzieciaka, którego nikomu leczyć się nie chce.

Niekonsekwencja jest rzeczą ludzką. Ot, emocje, lęki, brak ducha, brak kręgosłupa. Różne życiowe doświadczenia. Ale rolą państwa jest dbanie o każdego obywatela w ten sam sposób. Bez różnic. I niwelowanie jednostkowych „chceń” – w obronie jednostki. Szczególnie gdy mówimy o państwach z ugruntowaną demokracją. Państwach, w których w teorii każdy obywatel jest równy.

Naprawdę ważniejsza jest „chęć” od wolności demokratycznych? Ważniejsza jest chwilowa decyzja jednostki od dobra ogółu? Bo dobrem ogółu można z pewnością nazwać taką sytuację, w której słaby i bezbronny zostaje objęty właściwą opieką. Zarówno prywatną, jak i instytucji. Jeśli jednak godzimy się na uzależnienie opieki od „chęci” – mamy problem. I sytuację mocno antydemokratyczną. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.