Ja też mogę mieć gorzej

Marta Deka, ks. Zbigniew Niemirski

publikacja 19.12.2016 06:00

Ma 20 lat. Od urodzenia jest niepełnosprawny, jeździ na wózku inwalidzkim. Niedawno wrócił z pielgrzymki do Rzymu. Mówi, że dotyk papieża Franciszka go przemienił.

Rafał Bojarski mówi, że osoby takie jak on, na ile mogą, chcą być samodzielne. ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość Rafał Bojarski mówi, że osoby takie jak on, na ile mogą, chcą być samodzielne.

Rafał Bojarski mieszka w Radomiu, w parafii Bożego Macierzyństwa NMP na Koziej Górze. Uczył się w Zespole Szkół Integracyjnych im. Jana Pawła II, a potem w V LO im. Traugutta. Jako licealista działał w Parlamencie Młodzieży. Bardzo miło wspomina ten czas. Starał się dużo zrobić dla osób takich jak on, m.in. zabiegał o podjazd dla niepełnosprawnych w sali koncertowej Urzędu Miejskiego. – Dla nas to dyskomfort, że ktoś musi nas wnosić. Na tyle, na ile możemy, chcemy być samodzielni – wyjaśnia.

Ma prawo jazdy. Sam kieruje samochodem. Jesienią tego roku rozpoczął wymarzone studia prawnicze na Wydziale Nauk Ekonomicznych i Prawnych Uniwersytetu Technologiczo-Humanistycznego w Radomiu, by – jak mówi – lepiej pomagać takim jak on. Interesuje się sportem, bardzo lubi pływać, był nawet sędzią w rozgrywkach rugby na wózkach.

Pielgrzymka do Rzymu

W Domu dla Niepełnosprawnych w Piekoszowie odbywają się turnusy rehabilitacyjne nazywane wczaso-rekolekcjami. Ks. Jan Jagiełka, dyrektor tego ośrodka, zorganizował pielgrzymkę do Rzymu, w której wziął udział Rafał. Pojechali grupą prawie 50 osób, mając do dyspozycji autokar z windą. – Wszędzie nas dowiózł, nikt nas nie musiał dźwigać, a to dla nas i dla naszych opiekunów bardzo ważne. Wybrałem się na tę pielgrzymkę, by podziękować Panu Bogu za zdaną maturę, za zrobienie prawa jazdy i dostanie się na wymarzone studia – mówi Rafał. Zwiedzili Padwę, miasto świętego Antoniego, Wenecję z bazyliką świętego Marka oraz Asyż św. Franciszka i św. Klary. Ale zasadniczym celem pielgrzymki były Rzym i Watykan, gdzie nie tylko zwiedzali zabytki.

– Już pierwszego dnia pobytu w Wiecznym Mieście udaliśmy się na audiencję generalną z papieżem Franciszkiem, która była dla mnie ogromnym przeżyciem. Zupełnie nie spodziewałem się, że po części oficjalnej Ojciec Święty podejdzie do mnie. Poda mi rękę, przytuli mnie i pobłogosławi, oraz że dostanę od niego różaniec. Kiedy podszedł, przeszły mnie dreszcze. Poczułem ciepło i miłość, a mama, która była tam ze mną, powiedziała potem, że w momencie mojego osobistego spotkania z papieżem chyba nie wiedziała, jak się sama nazywa – opowiada Rafał.

W bazylice watykańskiej pielgrzymi uczestniczyli w Mszy św. sprawowanej przy grobie św. Jana Pawła II, a Rafał służył tam jako ministrant. – Jadąc do Rzymu, chociaż 5 minut chciałem być przy grobie papieża Polaka, bo przecież jestem absolwentem zespołu szkół, którego on jest patronem, ale nie spodziewałem się, że będę tak blisko i że będzie to Msza św. – wspomina student. To głównie te niezapomniane chwile sprawiły, że swoją wiarę przeżywa dziś głębiej. – Zawsze chodziłem do kościoła, nawet chciałem być ministrantem, ale było to niemożliwe z powodu schodów w prezbiterium. Jednak po tej pielgrzymce wiara stała się czymś ważnym w moim życiu. Teraz nie zasnę, jeśli nie odmówię całego Różańca.

Gdy niedawno byłem na spartakiadzie w Skaryszewie, na rozpoczęcie śpiewano „Barkę”. Bardzo mnie to poruszyło. Wróciły wszystkie wspomnienia z pielgrzymki. Podobnie było, gdy otrzymałem pamiątkową płytkę z filmem z naszego wyjazdu. Gdy go oglądam, czuję się, jakbym znów tam był, mimo że do Rzymu jest 1800 km – mówi Rafał.

Cieszcie się z tego, co macie

Na turnusach rehabilitacyjnych w Piekoszowie Rafał poznał m.in. alumnów z radomskiego seminarium, którzy jeździli tam jako wolontariusze. Jednym z nich był Grzegorz Opiela, dziś już ksiądz, nadal zaangażowany w pracę z niepełnosprawnymi. Rafał i ks. Grzegorz mają ze sobą kontakt do teraz. – Do Piekoszowa przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Ks. Wojciech Piwowarczyk, założyciel Domu dla Niepełnosprawnych, a dziś sługa Boży, miał taki zamysł, aby łączyć rehabilitację ciała z pogłębianiem życia duchowego. Od spraw fizycznych są rehabilitanci, a my mieliśmy się niepełnosprawnymi opiekować także pod względem duchowym. Naszym zadaniem było pokazywanie im, że są ważni w Kościele i mają w nim do odegrania ważne zadanie – wyjaśnia ks. Opiela. Rafał jest otwartym, młodym człowiekiem. Wiele już osiągnął, ale wciąż stawia sobie kolejne cele. Uczestniczy w konferencjach. Opowiada o roli pracy w życiu ludzi z niepełnosprawnością.

Ostatnio został zaproszony przez Zespół Szkół Integracyjnych, aby jako jego absolwent opowiedział o sobie i swoich osiągnięciach. Pytany o to, kto motywuje go do działania, bez wahania odpowiada: – Przede wszystkim rodzina. Mama Krystyna, tata Włodzimierz, starszy brat Kamil. Gdyby nie oni, to nie wiem, czy byłbym tu, gdzie jestem. Ale też liczni znajomi, którzy są blisko mnie i akceptują mnie takiego, jaki jestem, bez względu na to, co się dzieje w moim życiu. To są też osoby, które poznałem w Piekoszowie. Pokazały mi, jak żyć.

Rafał stara się być samodzielny. Sam jeździ na uczelnię. Potrzebuje tylko kogoś, kto wyjmie lub schowa do bagażnika jego wózek. Ale do tego nie musi angażować rodziny. Koledzy ze studiów zawsze są gotowi, by to zrobić. Poza tym uczelnia jest w dużej mierze dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych. To wszystko nie oznacza jednak, że nie zdarzają się trudności i przeciwieństwa. Rafał bardzo lubi chodzić na basen. Nauczył się pływać kilka lat temu na rehabilitacji w Zaździerzu w okolicach Płocka. Zaczął nawet zawodowe treningi, ale zakażenie gronkowcem spowodowało, że musiał je zawiesić. Ma nadzieję, że wróci na pływalnię.

Pytany o to, czy jest szczęśliwy, zdecydowanie odpowiada, że tak. A osobom w pełni sprawnym radzi: – Doceniajcie to, co macie, bo możecie mieć w życiu gorzej. Nawet ja, który jestem na wózku, też mogę mieć gorzej. W moim przypadku chodzi o ewentualną operację kręgosłupa. Lekarz ją odradza, bo istnieje bardzo duże ryzyko, że może się nie udać, a wtedy nie będę mógł nawet siedzieć na wózku. Nauczyłem się doceniać to, co mam.

Ks. Opiela potwierdza w pełni radę Rafała. – My, sprawni, nie cenimy sobie faktu, że potrafimy samodzielnie wykonać codzienne proste czynności, jak choćby podanie sobie łyżką jedzenia do ust. Nie cenimy tego, że jesteśmy samodzielni i nie potrzebujemy pomocy drugiej osoby, na przykład przy ubieraniu się. Nie zdajemy sobie sprawy, jaką wartością jest to, że gdy na przykład zaśpimy do szkoły czy do pracy, możemy to jakoś nadrobić, po prostu szybciej biegnąc – wyjaśnia ks. Grzegorz.

TAGI: