Czy kobieta może przyprowadzić mężczyznę do Kościoła?

Agnieszka Gieroba

publikacja 24.01.2017 21:52

Rose Moyer i jej mama są przykładem, że po wielu latach modlitwy ich niewierzący mężowie odnaleźli Boga. Nie taka jednak powinna być kolejność.

Bill i Rose Moyer Agnieszka Gieroba /Foto Gość Bill i Rose Moyer
Odwiedzili Lublin dzieląc się świadectwem swego życia

Bill Moyer zapytał kiedyś swoje dorosłe dzieci, kto był dla nich w dzieciństwie autorytetem i największym oparciem. Najstarszy syn odpowiedział: mama, drugi z kolei powiedział: mama, trzecia córka powiedziała: mama i trochę ty tato. Dopiero czwarty syn bez chwili wahania rzekł: tata. Ty byłeś najlepszym ojcem, jakiego mogłem mieć.

- Cóż potwierdzam regułę, że mężczyźni uczą się wolno, ale jestem też przykładem, że na zmianę nigdy nie jest za późno. Dopiero po ponad 10 latach małżeństwa, kiedy najpierw zostałem katolikiem, a potem Bóg postawił na mojej drodze wielu młodych ludzi z którymi pracowałem, zrozumiałem, że każde dziecko zapytane czego najbardziej pragnie, odpowiada, nie że chce, by rodzice mu coś kupili, ale chce, by ojciec był w domu zaangażowany w ich wychowanie, by bardziej kochał mamę, by miał dla dzieci czas i żeby można było na niego liczyć. Nie ma dla dzieci znaczenia to, ile pieniędzy przyniesie do domu, co nam facetom wydaje się bardzo ważne - mówił do mężczyzn w Lublinie Bill Moyer gość ze Stanów, który dzielił się swoim doświadczeniem wiary.

Zwracając się do panów stwierdził, że w pojedynkę naprawdę trudno być wojownikiem, o czym każdy chłopak marzy.

- Do tego potrzebny jest Bóg i dobrze jeśli znajdzie się choć jeden przyjaciel, facet, który będzie z tobą, jak będzie w życiu dobrze i jak przyjdzie dół, który będzie miał odwagę powiedzieć ci, że schodzisz z właściwej drogi, i który będzie się za ciebie modlił. Gdzie takich szukać? Może właśnie tu wśród mężczyzn św. Józefa taki się znajdzie - zachęcał Bill.

Jeśli na dzień dzisiejszy nie ma takiego przyjaciela, trzeba oprzeć się na Panu Bogu, co dla mężczyzn nie jest łatwe.

- Zacznijcie od karmienia się Słowem Bożym. Najlepiej być co dzień na Eucharystii, a jeśli to jest ponad waszą miarę zaczynajcie dzień od krótkiego czytania Biblii. Niech Słowo Boże was prowadzi - zachęcał Bill Moyer.

Podczas, gdy Bill w kościele św. Maksymiliana w Lublinie mówił do mężczyzn, jego żona w oddzielnej sali spotkała się z kobietami, z którymi dzieliła się doświadczeniem wiary.

- Pochodzę z rodziny, w której było siedmioro dzieci. Pięć sióstr i dwóch braci. Odkąd pamiętam moja mama dźwigała na swoich barkach nasze wychowanie. To ona zmieniała nam pieluchy, uczyła modlitwy, tłumaczyła co dobre, a co złe i chodziła z nami co niedziela do kościoła. Ojciec w te sprawy wcale się nie angażował - mówi.

Kiedy spotkała Billa był człowiekiem niewierzącym. Kiedyś rodzice ochrzcili go w kościele luterańskim, ale nie miał on z nim nic wspólnego od tamtej chwili. Ponieważ Rose jest katoliczką, ślub odbył się w kościele katolickim. Małżeństwo Billa i Rose układało się dobrze, ale powielało schemat rodzinnego domu. Rose wychowywała dzieci, uczyła ich modlitwy i chodziła z nimi do kościoła, Bill się do tego nie mieszał.

- Przez wszystkie lata widziałam, jak moja mama modli się za mojego ojca. Wydawało się, że bezskutecznie, ale gdy wszyscy wyszliśmy z domu, czyli można powiedzieć na stare lata, ojciec się nawrócił. Robiłam więc to, co moja mama. Modliłam się za Billa - opowiada Rose.

Po 10 latach małżeństwa Bill przyszedł do niej i powiedział, że chce zostać katolikiem.

- To było jak grom z jasnego nieba. Zaczął chodzić na specjalne kursy, które miały go przygotować do zostania katolikiem. Wracał z tych zajęć i nie mógł powstrzymać entuzjazmu. Opowiadał nam czego się dowiedział, żył wiarą na każdym kroku. Pomyślałam, że ja od dziecka to znam, ale mój entuzjazm już dawno gdzieś uleciał. W naszym małżeństwie zaczęło się zmieniać. Ja przestawałam być siłą napędową wielu spaw, przejmował je mój mąż stając się autorytetem dla dzieci i biorąc prawdziwą pełną odpowiedzialność za nasz los - mówi Róża.

Dziś Bill posługuje dając świadectwo na temat efektywnego przywództwa. Przez 14 lat pracował z młodzieżą w parafii św. Hieronima w Waco oraz jako doradca rodzinny w Diecezjalnym Biurze Życia Rodzinnego. Doceniony przez diecezję Austin nagrodą „Przyjaciel młodych”, którą otrzymał wspólnie z żoną Różą. Prowadził ponad 150 rekolekcji i warsztatów dla dzieci, młodzieży i dorosłych wspólnie ze swym synem Billym. Wspólnie napisali też książki „Ziarno sukcesu: Podróż od sukcesu do znaczenia” i „Rekolekcje dla sukcesu: Żyj życiem świadomym celu”.

Do Polski Bill przyjechał na zaproszenie wspólnoty mężczyzn św. Józefa. Informacje o wspólnocie można znaleźć na stronie mezczyzni.net

Więcej o Billu i Rose w kolejnym lubelskim "Gościu Niedzielnym".