Tu jest ekstremalnie zimno!

szymon.zmarlicki@gosc.pl

Gość Gliwicki 04/2017 |

publikacja 02.02.2017 06:00

Dawid Mielcarek i Blonnie Brooks opowiadają o wrażeniach z pobytu w Polsce.

Dawid Mielcarek i Blonnie Brooks – polsko-amerykańskie małżeństwo, które połączyła miłość  do fotografii i podróży. Szymon Zmarlicki /Foto Gość Dawid Mielcarek i Blonnie Brooks – polsko-amerykańskie małżeństwo, które połączyła miłość do fotografii i podróży.

On – tarnogórzanin od 16 lat mieszkający w Stanach Zjednoczonych. Ona – pochodząca z Teksasu rodowita Amerykanka, która po raz pierwszy zobaczyła śnieg w wieku 18 lat. Po wielu życiowych zakrętach połączyła ich miłość do fotografii i podróży. Dawid Mielcarek i Blonnie Brooks to małżeństwo ze wschodniego wybrzeża. Mieszkają w Filadelfii i są fotografami ślubnymi, a każde ich zdjęcie to dzieło sztuki. W tej branży należą do najlepszych profesjonalistów w Ameryce, ich prace publikowane są w wielu ślubnych magazynach. W wolnym czasie wsiadają do trucka, za którym ciągną kampera, i jadą… dokądś.

W 2015 roku pomiędzy przeprowadzką z jednego domu do drugiego przez ponad miesiąc byliby bezdomni, dlatego postanowili wykorzystać ten czas na podróż życia. Pokonali prawie 25 tysięcy kilometrów, przemierzając cały kraj – ze wschodu na zachód, z południa na północ. Relacje ze swoich przygód postanowili publikować w internecie w formie codziennych odcinków, które kontynuują aż do dzisiaj. W przeddzień zaprzysiężenia Donalda Trumpa na prezydenta USA, gdy oczy całego świata z niepokojem spoglądały za wielką wodę, Dawid i Blonnie tuż po przylocie do Polski spotkali się z grupą fotografów z Tarnowskich Gór i okolic, by pokazać Amerykę bez politycznych emocji – w kadrach ze ślubów, wesel i odkrywania nieznanego.

Filmy z podróży po Ameryce oraz codzienne odcinki vloga Dawida i Blonnie można oglądać na ich stronie: www.wearegoingsomewhere.com oraz na kanale na portalu YouTube: We Are Going Somewhere.

***

Szymon Zmarlicki:  Kiedy przyjeżdżasz do Polski, na Śląsk, traktujesz to bardziej jako kolejną podróż czy raczej jako powrót do domu?

Dawid Mielcarek: W 75 procentach jako powrót do domu, reszta to nowe doświadczenia. Ale słowo „dom” jest dla mnie bardzo dwuznaczne. Tu jest mój rodzinny dom i to się nigdy nie zmieni, zawsze będę Ślązakiem i Polakiem. Jednak mieszkam na dobre w Ameryce, dlatego przyjeżdżając do Tarnowskich Gór, czuję się rozbity – z jednej strony szukam czegoś nowego, a z drugiej jest tu dużo miejsc i rzeczy, które znałem przez całe swoje życie.

W jednym z ostatnich odcinków Waszego vloga Dawid opowiadał o rzeczach, które dziwią Polaków mieszkających w Stanach Zjednoczonych. Mówił na przykład o potężnych korkach na autostradach, udawanej uprzejmości czy 25 plasterkach indyka upakowanych w jednej kanapce. A co dziwi Ciebie tu, na Śląsku?

Blonnie Brooks: Ciekawi mnie, że ludzie są tu dużo bardziej niż w Ameryce przywiązani do miejsc i rzeczy, one mają dla was znacznie większą wartość. Amerykanie nie potrafią siedzieć w jednym domu przez zbyt długi czas, ciągle chcą zmieniać miejsce i szukają czegoś innego, większego, lepszego. Tutaj ludzie cieszą się tym, co mają, znajdując satysfakcję w relacjach z innymi, co bardzo mi imponuje. Podoba mi się, że wasze mieszkania są dużo mniejsze, przytulne i funkcjonalne, bo w Ameryce potężne domy często zamieszkują rodziny z zaledwie dwójką dzieci.

A co Ty odkrywasz, gdy wracasz do domu?

D.M.: To wiąże się głównie z upływem czasu. Miejsca są te same, ludzie są podobni, ale dużo zmienia się pod względem kultury, bo Polska stała się nieporównywalnie bardziej otwarta, niż była, kiedy ją opuszczałem. Miałem wyryty w głowie obraz wiecznie nieuprzejmej ekspedientki za ladą, a teraz zwraca się już uwagę na pozytywny przekaz w relacjach między ludźmi i coraz mniej jest strachu przed zagadaniem do obcej osoby na ulicy. Widzę też sporo zmian w architekturze miasta, ale to nie tylko nowe ronda tu i ówdzie. Kiedy po raz pierwszy od prawie 10 lat przyjechałem do Polski, przeżyłem szok, gdy zobaczyłem, że w miejscu jednostki wojskowej obok mojego domu, którą kiedyś mijałem codziennie, teraz stoi wielki market. Od tego czasu już kilka razy odwiedziłem Tarnowskie Góry, ale ciągle odkrywam sporo detali, więc za kilka dni pewnie odpowiedziałbym na to pytanie zupełnie inaczej.

Czym przyjazd na Śląsk różni się od podróży po Ameryce w obiektywach Waszych aparatów i kamer?

B.B.: Jestem zafascynowana ilością starych budynków. Siedzimy obok zabytkowego kościoła ewangelickiego. Po drugiej stronie rynku znajduje się „Sedlaczek” – winiarnia, w której w 1683 r. zatrzymał się król Jan III Sobieski w drodze na bitwę pod Wiedniem. W Stanach Zjednoczonych nie ma tak historycznie interesujących obiektów. Najdawniejsze pochodzą z XVIII wieku, a tu otaczają nas rzeczy starsze nawet o kilka stuleci. Ich autentyczność jest oszałamiająca.

D.M.: Ja też nie mogę powiedzieć, że nie widzę kontrastu. Ameryka jest dużo bardziej kolorowa, nawet zimą. A teraz za oknem widzimy tarnogórski rynek spowity we mgle i nikłe światła latarni tonące w mroku. Blonnie śmieje się, że to obraz jak z mrocznych gier komputerowych – ciekawy, wręcz fascynujący. W Ameryce czegoś takiego nie znajdziesz, a w tym mieście można się zakochać!

Zimno Ci tutaj?

B.B.: O tak, mnie zawsze jest zimno, ale tu jest ekstremalnie zimno! Dorastałam w Teksasie i nie widziałam śniegu aż do 18. roku życia. Kiedy raz na kilkanaście lat spadnie tam śnieg, mówi się o tym w „Wiadomościach” w całym kraju.

D.M.: Kiedy wczoraj przechodziliśmy całkowicie zasypaną uliczką w Tarnowskich Górach, Blonnie zapytała mnie, czy w Polsce to normalne. Odparłem, że to mała ilość śniegu jak na tutejsze zimy.

B.B.: Mieliśmy całkowicie różne dzieciństwo… (śmiech) W moich stronach większość ludzi widziała śnieg tylko raz w ciągu całego swojego życia! Pamiętam, jak czasem z podekscytowaniem wspominali: „A pamiętasz tę zimę w 1985, kiedy sypał śnieg?”. Natomiast tutaj to zupełnie normalne.

D.M.: Tu z kolei i ludzie się dziwią, kiedy w zimie nie sypie śnieg.

Ale to Ty musiałeś kupić zimową kurtkę przed przylotem do Polski.

D.M.: Rzeczywiście, (śmiech), bo w Maryland, gdzie mieszkamy, jest teraz około 10-15 stopni, więc daleko do mroźnej zimy. Kupiłem ciepłą kurtkę, bo za każdym razem, kiedy przyjeżdżałem tu w zimie, wracałem z przeziębieniem. Więc tym razem się nie dam – i o tym też możesz napisać!

Dostępne jest 14% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.