Z cymprem od wsi do wsi

ks. Marcin Siewruk

Gość Zielonogórsko-Gorzowski 07/2017 |

publikacja 23.02.2017 06:00

Cymper, ostatki wpisują się w tradycję karnawału, czyli groteskowego, pełnego szalonej zabawy i radosnego „pożegnania mięsa” (carne – mięso, vale – żegnać), aby przygotować się do wstrzemięźliwości w okresie Wielkiego Postu.

Jadwiga Parecka (z prawej), współzałożycielka zespołu górali czadeckich „Watra”. ks. Marcin Siewruk Jadwiga Parecka (z prawej), współzałożycielka zespołu górali czadeckich „Watra”.

Na Bukowinie nie było zwyczaju hucznego świętowania sylwestra, bo część mieszkańców była wyznania prawosławnego. Dla nich trwał jeszcze Adwent i było nie do pomyślenia, żeby w tym czasie tańczyć i grać wesołą muzykę. Dlatego szczególną okazją do zabawy były ostatki – mówi Jadwiga Parecka, współtwórczyni Zespołu Górali Czadeckich „Watra”.

Górale bukowińscy, zwani tez czadeckimi, są potomkami emigrantów, którzy ok. 280 lat temu wyemigrowali ze Śląska i Małopolski nad Kisucę, gdzie w okręgu czadeckim założyli kilkanaście wsi. Na Bukowinie wspólnie żyli Polacy, Ukraińcy, Rusini, Żydzi i Niemcy. Jak w tyglu mieszały się tam zwyczaje, muzyka, tańce i obrzędy, dzięki czemu powstała wyjątkowa tradycja.

Do tradycyjnych zwyczajów bukowińskich należą ostatki – trzy dni poprzedzające rozpoczęcie Wielkiego Postu. Okres od świąt Bożego Narodzenia do Popielca nazywany był faszankami. Był to czas organizowania zabaw, „muzyki” z udziałem dorosłych, żeby rodzice widzieli, jak bawią się ich dzieci. W niedzielę po Mszy św. mieszkańcy zbierali się po domach (chałupach), wesoło śpiewali, pieczono pączki i popijano goriołkę. Przez trzy dni cała wieś bawiła się bez względu na pogodę. Wieczorami mieszkańcy spotykali się w karczmie, gdzie każdy przynosił pączki i goriołkę, tańczono krakowiaka, kosę, polkę, horę, kotki-myszki. Przez pierwsze dwa dni zabawy trwały do bladego świtu. Po krótkim śnie dziewczęta i kobiety piekły świeże pączki, a mężczyźni przygotowywali napitki.

Taniec jelinia

We wtorkowy wieczór, ostatni dzień hucznego świętowania, całe rodziny wybierały się na najważniejszą zabawę przed Środą Popielcową. W ten dzień charakterystycznym tańcem był taniec jelinia, czyli „hulanie jelenia”, który miał zapewnić urodzaj wysokiego lnu.

– Wszystkie gaździny (gospodynie) musiały zatańczyć, żeby zapewnić dobre zbiory lnu, potrzebnego w następnym roku do przygotowania ubrań dla całej rodziny – tłumaczy Jadwiga Parecka. „Hulanie jelenia” rozpoczynało się od przebrania za jelenia jednego z chłopców. Miał założoną maskę, kożuch, przytwierdzone rogi i na rękach grube rękawice. Na zabawę do karczmy wprowadzano jelenia obwiązanego łańcuchem, przy akompaniamencie muzyki marszowej. Zadaniem jelenia było rozbawić i nastraszyć zebranych w karczmie ludzi. W odpowiednim momencie prowadzący jelenia uspokajał jego wybryki i rozpoczynał się taniec jelinia. Gospodynie łapały się za ręce i podskakując w korowodzie, naśladowały skoki zwierzęcia. Kto już zatańczył z jeleniem, wychodził z kręgu, siadał i czekał na zakończenie zabawy. W trakcie tańca śpiewano pieśń:

„Kto mi zasieje, dom połowiczku,
Jelinia, jelinia, koriec jęćminia.
Kto mi zawlecze, dom połowiczku,
Jelinia, jelinia, koriec jęćminia.
Kto mi go skosi, dom połowiczku,
Jelinia, jelinia, koriec jęćminia.
Kto mi go zwiunże, dom połowiczku,
Jelinia, jelinia, koriec jęćminia.
Kto go wymłóci, dom połowiczku,
Jelinia, jelinia, koriec jęćminia.
Otdała szycko, została jak tyczka,
Jelinia, jelinia, koriec jęćminia.”

O północy jeleń wyganiał wszystkich do domu. – O której dokładnie kończyła się zabawa, trudno powiedzieć, bo nie było zegarków. Myślę, że długo przed dwudziestą czwartą, ponieważ wszyscy byli już bardzo zmęczeni trzydniowymi zabawami – wyjaśnia założycielka zespołu „Watra”.

Jeleń, wyprowadzając się do lasu na czas Wielkiego Postu, przypominał zakaz spożywania mięsnych potraw, picia wódki i zabaw aż do Świąt Wielkanocnych. Po zakończeniu ostatków prawie wszyscy przestrzegali zasad postu, unikając jedzenia mięsa i picia alkoholu. W Środę Popielcową wszyscy szli do kościoła, poważnie biorąc słowa: „Pamiętaj, człowiecze, żeś z prochu powstał i w proch się obrócisz!”.

Cymper

A jak świętują zakończenie karnawału mieszkańcy Regionu Kozła, który leży na pograniczu województw lubuskiego i wielkopolskiego?

W ostatnią niedzielę karnawału maszerują barwne korowody przebierańców, przy akompaniamencie kapeli koźlarskiej. Dla mieszańców Regionu Kozła, obejmującego gminy Babimost, Kargowa, Zbąszynek, Trzciel, Siedlec i Zbąszyń, zamieszkiwanego przez ok. 53 tys. ludzi, zakończenie karnawału jednoznacznie kojarzy się ze słowem „cymper”, ale dla osób spoza regionu jest to zjawisko prawie całkowicie nieznane. Wśród bohaterów cymprowego korowodu najczęściej spotykamy: księdza, siostrę zakonną, policjanta, leśniczego, Cygana, parę młodą, niedźwiedzia albo konia.

Cymper jest ukazaniem świata w krzywym zwierciadle, wszystko ustawione jest do góry nogami. Tańce, śpiewy, komiczne sytuacje osób, które na co dzień reprezentują poważne i renomowane instytucje. Dla podkreślenia szalonego i groteskowego charakteru korowodu pojawiają się postacie abstrakcyjne, np. chochoł czy szachowe figury – biały lub czarny laufer (goniec), mażący przechodniów sadzą albo mąką i poganiający biczami. – Na powitanie korowodu w Przyprostyni zostaliśmy obsmarowani sadzą przez kominiarza i mąką przez młynarza, miało to wróżyć szczęście i pomyślność przez cały rok – wspominali uczestnicy korowodu z Zespołu „Lubuskie Słoneczko”.

Skąd wzięła się nazwa popularnego w Regionie Kozła cympra? Istnieje duże prawdopodobieństwo, że „cymper” wywodzi się od niemieckiego przymiotnika zimperlich, oznaczającego w negatywnym sensie nadwrażliwość, przesadną delikatność, a więc nawet sztuczność i nienaturalność. Dlatego cymper jest przebierańcem, który całkowicie różni się od codzienności. Przebierańcy, przedstawiający w cymprowym korowodzie świat wywrócony do góry nogami, przypominają jednocześnie o zbliżającym się okresie Wielkiego Postu i związanych z nim wyrzeczeniach.

Cymper, charakterystyczne zapusty w Regionie Kozła, jest na szczęście w wielu miejscowościach pieczołowicie pielęgnowany. Ostatkowe tradycje bukowińskie i Regionu Kozła wpisują się w karnawałowe, pełne przerysowań i przepychu świętowanie w Rio de Janeiro, Wenecji, Koloni czy na Kaszubach.

Dostępne jest 6% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.