Krzywda alimentacyjna

Bogumił Łoziński

publikacja 10.03.2017 06:00

Rodzic, który porzucił dziecko, zadaje mu cierpienie. Krzywdzi je po raz drugi, gdy nie płaci alimentów.

Krzywda alimentacyjna canstockphoto

Z danych opublikowanych przez Krajowy Rejestr Długów wynika, że ponad 300 tys. rodziców nie płaci alimentów, a łączna kwota zaległości wynosi prawie 10 mld zł. Liczba dzieci, które nie otrzymują od nich należnych świadczeń, wynosi blisko milion, co stanowi 14 proc. wszystkich dzieci żyjących w Polsce.

Te zatrważające dane pokazują, że jest to poważny problem społeczny, skala tego zjawiska jest bowiem bardzo duża. Tymczasem wydaje się, że istnieje swego rodzaju zmowa milczenia, wręcz przyzwolenie społeczne na takie praktyki, a państwo nie potrafi wyegzekwować praw dzieci. Opinia publiczna zwróciła uwagę na problem niepłacenia alimentów za sprawą lidera KOD Mateusza Kijowskiego, którego przypadek można uznać za wzorcowy przykład wielu patologii związanych z tym zjawiskiem. Warto je przeanalizować i nagłośnić, a być może choć trochę przyczynią się do zmniejszenia krzywdy dzieci.

Drugie porzucenie

Gdy dochodzi do rozwodu albo rozstania osób żyjących w związku nieformalnym, rodzic, któremu powierzono opiekę nad dziećmi, zwykle występuje do sądu o alimenty. Ich wysokość ustala sąd w czasie rozprawy alimentacyjnej. Sąd bierze pod uwagę potrzeby dziecka i możliwości rodzica. Zasada jest taka, że wysokość alimentów ma zapewnić zaspokojenie podstawowych potrzeb dziecka związanych z wyżywieniem, edukacją, zdrowiem, wypoczynkiem, zakupem środków higieny i odzieży. Sąd zwykle żąda od rodzica zaświadczeń o wysokości zarobków, a także deklaracji podatkowych. Kieruje się również regułą, że dziecko ma prawo żyć na takim samym poziomie jak rodzic. Stąd oprócz wysokości zarobków bada również jego zamożność. Obie strony mogą wystąpić o zmianę alimentów, np. gdy spadną zarobki płacącego albo wzrosną potrzeby dziecka. Obowiązek alimentacyjny istnieje nie tylko do osiągnięcia przez dziecko pełnoletniości, lecz do momentu, gdy będzie zdolne do samodzielnego utrzymania się. Stąd na przykład, gdy dziecko wykazuje, że studiuje, wciąż otrzymuje alimenty. W naszym kraju płacą je przede wszystkim mężczyźni, prawo do opieki nad dziećmi jest bowiem w 96 proc. przyznawane kobietom. Dlatego sprawcami niepłacenia alimentów są przede wszystkim ojcowie; według statystyk dotyczy to ok. 95 proc. takich przypadków.

Jedną z konsekwencji niepłacenia alimentów jest ograniczanie możliwości rozwoju dziecka, do tego są bowiem potrzebne pieniądze. Po rozwodzie podstawą jego utrzymania staje się najczęściej pensja mamy, co oznacza, że poziom materialny zmniejsza się drastycznie, a alimenty nie są w stanie tego wyrównać. Gdy do tego nie są płacone, sytuacja staje się trudna. Niekiedy nieuczciwy rodzic skazuje swoje potomstwo na biedę. Średnio dłużnik alimentacyjny w Polsce zalega na 32 tys. zł. Rekordzistą jest mężczyzna z województwa małopolskiego, którego dług wynosi ponad 450 tys. zł. Autorka obszernego raportu „Alimenty na dzieci – diagnoza polskiego systemu i przegląd praktyk zagranicznych” Agata Chełstowska formułuje tezę, że niepłacenie alimentów na dzieci to „ekonomiczne porzucenie”. Można powiedzieć, że po porzuceniu fizycznym następuje drugie – materialne.

Sprawiedliwość u komornika

Złamanie prawa alimentacyjnego polega na niepłaceniu świadczenia, płaceniu nieregularnym lub tylko jego części. W takim przypadku rodzic opiekujący się dzieckiem ma kilka możliwości dochodzenia prawa. Niestety nie jest to wiedza powszechna, często kobiety są bezradne i nie podejmują walki o należne świadczenie. Warto wskazać te możliwości.

Podstawą wypłacania alimentów jest prawomocny wyrok zasądzający je w określonej wysokości, opatrzony klauzulą wykonalności (klauzula taka oznacza, że wszelkie urzędy lub osoby, których wyrok może dotyczyć, zobowiązane są udzielić pomocy przy jego realizacji). Gdy niepłacący alimentów rodzic ma stałą pracę, można zanieść taki wyrok pracodawcy, a ten ma obowiązek co miesiąc potrącać z jego wynagrodzenia wyznaczoną przez sąd kwotę, ale nie więcej niż trzy piąte pensji brutto. Jednak w dzisiejszych czasach coraz mniej osób ma stałą pracę, a nawet jeśli ją ma, to często oficjalnie wykazuje bardzo niskie zarobki, a resztę dostaje „na szaro”. Wśród alimenciarzy zjawisko pracy w szarej strefie jest dość powszechną metodą ucieczki przed zobowiązaniami wobec dziecka.

W takiej sytuacji można się zwrócić do komornika. Po złożeniu wniosku o egzekucję alimentów komornik rozpoczyna działania. Próbuje ustalić miejsce pracy dłużnika. Gdy mu się to uda, ma prawo ściągnąć na poczet alimentów dochody, ale tylko w wysokości trzech piątych. Stąd zarzuty wobec M. Kijowskiego, że w spółce, którą prowadzi wraz z obecną żoną, wypłacał sobie niskie wynagrodzenie, aby komornik mógł ściągnąć jak najmniej. On sam ujawnił, że firma płaciła mu 2100 zł pensji, więc na poczet alimentów komornik mógł zająć tylko 1260 zł. Tymczasem na troje dzieci powinien wpłacać miesięcznie 2100 zł.

Alimenciarze uciekają przed komornikiem nie tylko w szarą strefę czy zaniżają dochody, ale wykazują też zerowe dochody z działalności gospodarczej, a nieruchomości zapisują na członków rodziny, aby nie doszło do zajęcia ich dóbr materialnych.

W sytuacji, gdy nie uda się ściągnąć długu, komornik ma obowiązek co pół roku zwracać się do ZUS o informację, czy alimenciarz został zgłoszony do ubezpieczenia społecznego, a to oznaczałoby, że podjął legalną pracę. Po roku bezskutecznej egzekucji komornik ma obowiązek zgłosić dłużnika do Krajowego Rejestru Sądowego, który prowadzi rejestr dłużników niewypłacalnych. Skuteczność egzekucji alimentów przez komorników wynosi obecnie ok. 19,5 proc.

Fundusz Alimentacyjny

Gdy komornikowi nie uda się wyegzekwować należności przez 2 miesiące, rodzic może otrzymać od niego zaświadczenie o bezskuteczności egzekucji i ubiegać się o świadczenia z Funduszu Alimentacyjnego (FA). Oczywiście komornik prowadzi dalej swoje postępowanie, ale chodzi o to, aby dziecko nie pozostało bez środków do życia.

Środki na Fundusz Alimentacyjny pochodzą z budżetu państwa. Rocznie wydaje on dzieciom świadczenia w wysokości 1,5 mld zł, a 200 mln zł kosztuje jego obsługa.

Podstawą wypłacenia tych środków jest wyrok sądu i zaświadczenie od komornika. Nie są one zawsze w takiej samej wysokości jak alimenty. Ich maksymalna wysokość wynosi 500 zł, więc gdy ktoś ma zasądzoną kwotę 350 zł, to tyle dostanie, ale gdy na przykład jest to 700 zł, to otrzyma tylko 500 zł. Świadczenie z Funduszu przysługuje do 18. roku życia, a gdy dziecko się uczy – do ukończenia 25 lat, bezterminowo zaś w przypadku posiadania orzeczenia o znacznym stopniu niepełnosprawności.

Jednak problem z Funduszem nie polega tylko na wysokości świadczenia, lecz na kryterium dochodowym. Otóż alimenty z tego źródła przysługują tylko wtedy, gdy dochód rodziny nie przekracza 725 zł na osobę. Oznacza to na przykład, że samotna matka z dzieckiem, aby otrzymać środki z FA, nie może zarabiać więcej niż 1500 zł. Taka kwota skazuje na życie na granicy ubóstwa, zwłaszcza w dużych miastach.

Ze względu na kryterium dochodowe w 2015 r. alimenty od państwa dostawało ok. 330 tys. dzieci. To jedna trzecia tych, które powinny je otrzymywać.

Łagodne traktowanie

Oprócz komornika i Funduszu Alimentacyjnego jest jeszcze jeden sposób ścigania alimentacyjnych dłużników. Można wstąpić na drogę sądową. Artykuł 209 Kodeksu karnego mówi, że uporczywe niepłacenie alimentów, które powoduje narażenie na niemożność zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, jest przestępstwem. Grozi za to grzywna lub pozbawienie wolności do 2 lat. Jednak nawet wyrok skazujący nie sprawi, że dłużnik wpłaci zaległe pieniądze, więc jest on tylko karą za przestępstwo. Do tego przepisy są tak sformułowane, że wymierzenie kary jest bardzo trudne.

Określenie „uporczywe” jest nieostre i przez sądy różnie interpretowane. Dla jednych sędziów wpłacenie nawet małej kwoty, np. 40 zł miesięcznie, choć powinno to być 500 zł, oznacza, że „uporczywość” nie zachodzi, i odstępują od kary. Zdarzają się sytuacje, że rodzic daje dziecku w ciągu roku kilka tanich zabawek i z tego powodu sąd uznaje, że „uporczywości” nie ma. Dłużnicy o tym wiedzą, więc małym kosztem zapewniają sobie bezkarność.

Druga przesłanka również jest często interpretowana na korzyść dłużnika. Wystarczy, że wymiar sprawiedliwości stwierdzi, że dziecko ma zaspokojone podstawowe potrzeby, aby uznać, że przesłanka ta nie zachodzi. Nie docieka jednak, że to „zaspokojenie” wynika z dodatkowej pracy i wielkiego wysiłku rodzica opiekującego się dzieckiem, czy też pomocy innych osób, co w większości przypadków ma miejsce. Przesłanka ta znika również, gdy rodzic skorzysta z Funduszu Alimentacyjnego. W efekcie dłużnik pozostaje bezkarny.

Działanie wymiaru sprawiedliwości na korzyść alimenciarzy pokazują statystyki. Jak podaje w swoim raporcie A. Chełstowska ,w 2015 r. do prokuratury wpłynęło ponad 50 tys. spraw z art. 209 Kodeksu karnego. Umorzono 9891 spraw, a aż w 19 044 przypadkach odmówiono wszczęcia postępowania. Jedynie w około 11 tys. z nich prokuratura wniosła akt oskarżenia do sądu. Tym samym liczba spraw umorzonych i takich, w których odmówiono wszczęcia postępowania, stanowiła około 60 proc. wszystkich zgłoszonych do prokuratury. Pod koniec 2015 r. kary więzienia za uporczywe niepłacenie alimentów w ośrodkach penitencjarnych odbywało 3676 osób. Tymczasem liczba rodziców niepłacących alimentów wynosi 300 tys.

Osoby niepłacące alimentów nie spotykają się z potępieniem czy ostracyzmem społecznym. Pokazuje to przykład Mateusza Kijowskiego. Ujawnienie przez media faktu, że zalega on z wpłatami dla własnych dzieci, nie sprawiło, że przestał być liderem ruchu, który na sztandarach ma hasła walki o przestrzeganie prawa. Głosy krytyczne ze strony jego środowiska były odosobnione. Co więcej, lewicowy publicysta Jacek Żakowski w wywiadzie dla „Super Expressu” chwalił taką postawę. Twierdził, że lider KOD jest w sytuacji wyższej konieczności, bo broni demokracji i wolności, dlatego w imię tych wartości jego rodzina musi cierpieć. Te skandaliczne słowa pokazują, że dla wielu niepłacenie alimentów nie jest problemem.

Walka z dłużnikami

Wiele środowisk nawet z różnych stron politycznej i ideowej barykady dostrzega dramat dzieci porzuconych ekonomicznie przez rodziców. Rząd szuka skutecznego sposobu walki z alimentacyjnymi przestępcami. W lipcu ub. roku zobowiązano gminy do zgłaszania dłużników alimentacyjnych do wszystkich biur informacji gospodarczej. Dotychczas wystarczyło, aby gmina zgłosiła takiego dłużnika do jednego z czterech istniejących w Polsce tego typu rejestrów. Nowy przepis bardzo utrudnia życie zalegającym z alimentami. Mogą spotkać się np. z odmową przyznania kredytu, pożyczki, zakupów na raty czy telefonu na abonament. To powinno wymusić na części uregulowanie zaległych alimentów. Rząd liczy też, że zwiększy ściągalność dłużników Funduszu Alimentacyjnego, która obecnie wynosi ok. 16 proc.

W grudniu rząd przedstawił kolejny projekt zmian przepisów dotyczących alimentów. Jego celem jest częstsza, choć nie surowsza, karalność alimentacyjnych przestępców. Chodzi o zmianę art. 209 w taki sposób, aby doprecyzować kryteria. Projekt likwiduje sformułowanie „uporczywe”, które pozwalało omijać przepisy. Przewiduje natomiast, że kara będzie wymierzana, gdy dług alimentacyjny stanowi równowartość co najmniej trzech należnych świadczeń miesięcznych. Osobom łamiącym to kryterium będzie grozić kara grzywny, ograniczenia wolności albo jej pozbawienia do roku.

O proponowanej zmianie pozytywnie wypowiedział się Rzecznik Praw Obywatelskich oraz Rzecznik Praw Dziecka. Obydwaj od dawna postulowali, aby skazani za niepłacenie alimentów mogli odbywać karę w systemie dozoru elektronicznego, czyli ograniczenia wolności. Wprowadzenie dozoru pozwoli kontrolować, czy osoba skazana chodzi do pracy, co tym samym umożliwi egzekucję komorniczą zaległych alimentów.

Oprócz uszczelniania prawa bardzo ważne jest uświadamianie społeczeństwa o krzywdzie, jaką dzieciom wyrządzają rodzice niepłacący alimentów. Przydałaby się ogólnopolska kampania na ten temat, aby zlikwidować społeczne przyzwolenie na takie zachowania.

Dlaczego niepłacenie alimentów jest niemoralne, wyjaśnia ks. prof. Stanisław Warzeszak, teolog moralista:

Krzywda alimentacyjna   jakub szymczuk /foto gość Bogumił Łoziński: Jaka jest moralna ocena niepłacenia alimentów?

Ks. Stanisław Warzeszak: Niepłacenie alimentów jest grzechem. Rodzic ma obowiązek utrzymania swojego dziecka, a ono ma do tego prawo. Ta zasada wynika wprost z prawa naturalnego. To fundamentalna relacja między dzieckiem a matką i ojcem.

Aby nie płacić alimentów, ludzie często ukrywają lub zaniżają dochody czy przepisują na rodzinę majątki. Jak Ksiądz Profesor ocenia takie praktyki?

To jest absolutnie niemoralne. Rodzic ma obowiązek opieki nad dzieckiem, które począł. W teologii moralnej zawsze podkreślamy, że rodzicielstwo jest powołaniem do zrodzenia i wychowania potomstwa. Te dwa wymiary wskazuje także katechizm czy prawo kanoniczne. Tych spraw nie można rozdzielać.

Gdy rodzic nie płaci alimentów, często zastępuje go państwo, wypłacając środki z Funduszu Alimentacyjnego. Czy można powiedzieć, że taki człowiek okrada państwo?

Tak, to jest okradanie państwa. Taka osoba przerzuca odpowiedzialność na innych. Na szczęście żyjemy w kraju, który, zwłaszcza obecnie, wykazuje troskę socjalną o potrzebujących. Także Kościół, szczególnie zakony, prowadzi szereg domów dla samotnych matek, sierocińce, wydaje ubrania i jedzenie ubogim. W wielu parafiach prowadzona jest pomoc dla samotnych rodziców, istnieją specjalne fundusze pomocy dzieciom. W mojej parafii wydajemy bony żywnościowe dla rodzin będących w trudnej sytuacji.

W Polsce dość łagodnie traktuje się ludzi niepłacących alimentów, można powiedzieć, że wręcz istnieje przyzwolenie na takie praktyki. Dlaczego?

To wynika z liberalnego projektu społecznego, który zaczyna dominować. Ludzie są kształtowani w taki sposób, że nie mają świadomości odpowiedzialności rodzica wobec dziecka. Następuje rozerwanie więzi biologicznej i prawnej między rodzicem a dzieckiem. W konsekwencji mamy rozpad rodziny i przejęcie dużej części odpowiedzialności za wychowanie dziecka przez państwo. Tak się dzieje w Niemczech czy Skandynawii. Myślę też, że Kościół za mało mówi, iż niepłacenie alimentów jest grzechem. Matki, które muszą same wychowywać dzieci, nam to zarzucają. 

TAGI: