Drogi minimalizm

Agata Puścikowska

GN 11/2017 |

publikacja 16.03.2017 00:00

Czasem łatwiej kupić sobie modny minimalizm za niemałe pieniądze, niż minimalnie nawet podzielić się z potrzebującym.

Podobno minimalizm jest w modzie. Chodzi o wystrój wnętrz, sposób ubierania się i nawet jedzenia. W myśl, że im mniej, tym lepiej. A wszystko, czego „za dużo”, co tak naprawdę zbędne, tylko psuje przestrzeń i nie pozwala osiągnąć harmonii. Zapewne tak jest, bo im więcej posiadam, tym trudniej mądrze nad tym zapanować. Jednak gdy się poczyta na temat mody na minimalizm, dość szybko okazuje się, że ów minimalistyczny sposób na życie… słono kosztuje. Kosztują minimalistyczne dodatki do minimalistycznego wnętrza. Bardzo drogie są ubrania, a i fryzury minimalistyczne można uzyskać tylko w tym lub owym minimalistycznym salonie. Za nieminimalistyczne pieniądze. Jednym słowem: całkiem sensowne założenia ktoś ubrał w biznesowy garnitur i na minimalistyczne „nabożeństwa” dzwoni. Trudno.

Tak się jednak składa, że chrześcijaństwo wymyśliło dawno ową „modę”. Za darmo. Mamy się modlić o chleb powszedni, a nie troskać się o to, co będzie jutro. Być trochę jak minimalistyczne wróble, o które i tak Ktoś się troszczy. Gdy dodać do tego tradycję zakonów, która zachwyca prostotą i ascezą, okazuje się, że mamy z czego czerpać. Tylko, po pierwsze, tego minimalistycznego bogactwa nie doceniamy, a po drugie nie rozumiemy jego istoty. Łatwiej więc czasem, gdy wokół harmider i pstrokacizna, harmonii szukać w biznesowym minimalizmie, niż w naturalnym otoczeniu wiary, kultury i wychowania.

A dodatkowy bonus tego naszego chrześcijańskiego minimalizmu jest taki, że zawsze gdzieś obok jest drugi człowiek. Człowiek biedniejszy, potrzebujący wsparcia i wykluczony. Człowiek, który być może potrzebuje właśnie tego, co czyni nasze życie pstrokatym. Jeśli nasz przepych i zbędne (tak naprawdę) rzeczy podzielimy na dwa lub trzy, wróci harmonia. I tu się chyba zaczyna właściwy problem. Zwykły problem egocentryzmu i egoizmu, do którego wszak trudno się przyznać. Więc nader często problem przybiera formy racjonalizacji: „Ciężko pracuję całe życie, dlaczego mam się dzielić z nierobami? Jak się wezmą za robotę jak uczciwi ludzie, też zdobędą to, co ja”. Albo i formy dbałości o bliźniego: „Trzeba dać wędkę, a nie rybę. Bo inaczej się tworzy i wspiera mentalność żebraka”.

A prawda bywa brutalna: czasem łatwiej kupić sobie modny minimalizm za niemałe pieniądze, niż minimalnie nawet zrezygnować z tego, co posiadam, i podzielić się (naprawdę, i nie tym, co zbywa) z potrzebującym. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.