Nadzieja ma zapach żonkila

Monika Łącka

publikacja 26.03.2017 06:00

– Ta akcja przypomina nam, że nie jesteśmy wieczni, dlatego warto skupić się na tym, co w życiu jest naprawdę ważne – mówi Renata Połomska, koordynatorka Pól Nadziei organizowanych przez krakowskie Hospicjum św. Łazarza.

W październiku 2016 r. przez Stare Miasto przeszedł marsz zapowiadający jubileuszową edycję kampanii. Bogdan Gancarz /Foto Gość W październiku 2016 r. przez Stare Miasto przeszedł marsz zapowiadający jubileuszową edycję kampanii.

Przekonuje też, że kampania spod znaku żonkila – symbolu nadziei i życzliwości dla osób w terminalnym stadium choroby – skupia prawdziwych Bożych szaleńców. Na przestrzeni 20 lat było ich tak wielu, że ciężko jest zliczyć wszystkie zasłużone dla akcji nazwiska. Warto jednak wyróżnić prezes Ewę Bodek, która najpierw (od 1988 r.) przez długie lata całe serce oddawała posłudze w hospicjum – pacjentów pielęgnowała, wolontariuszy szkoliła, a modliła się za jednych i drugich. Później sama została pacjentką hospicjum, jednak i wtedy, dopóki starczyło jej sił, była dla pracowników i wolontariuszy niczym nieustannie kwitnący żonkil – dalej służyła dobrą radą i wspierała Pola Nadziei, rozumiejąc ich głęboki sens.

Zmarła 23 września 2016 r., we wspomnienie św. o. Pio, którego relikwie towarzyszyły jej w ostatnich miesiącach choroby, pomagając łączyć się w cierpieniu z cierpiącym na krzyżu Chrystusem.

Ze Szkocji do Polski

Bożym szaleńcem jest też Maria Chronowska, z Towarzystwem Przyjaciół Chorych Hospicjum św. Łazarza związana od początku. Wciągnęła ją tu nieżyjąca już Teresa Rawczyńska, która była w gronie założycieli TPCh.

– Teresa przyszła do Krakowskiego Biura Projektów, gdzie pracowałam z moim śp. mężem, i prosiła, by włączyć się w akcję, szukając ludzi, którzy mogliby zasilić szeregi towarzystwa – opowiada. Potem mąż pani Marii dokończył projekt domu stacjonarnego i nadzorował jego budowę. – Został też wiceprezesem TPCh i był nim przez 9 lat, a że byliśmy nierozłączni, to i ja włączyłam się w to dzieło – dodaje M. Chronowska.

Przełomem dla hospicjum był przyjazd w 1997 r. przedstawicielek działającego w Edynburgu Instytutu Maria Curie Cancer Care. – BP zaczynało wtedy budować w Polsce stacje paliw, a ja pracowałam w firmie od kilku chwil. Pewnego dnia zadzwonił kolega z Anglii, gdzie BP było partnerem kwitnących tam od wielu lat Pól Nadziei. Ich organizatorzy przypomnieli sobie, że patronująca im Maria Skłodowska-Curie jest Polką, więc warto przenieść akcję na nasz grunt. Weszliśmy w to i w Krakowie zjawiły się Szkotki, które Pola Nadziei znały od podszewki – wspomina Dorota Adamska, manager działu PR BP Polska (również całym sercem oddana kampanii).

 M. Chronowska nie kryje, że początkowo to, co powiedziały panie z Instytutu MCCC, wydawało się zarządowi hospicjum niemożliwe. A jednak udało się, m.in. dzięki ogromnemu wsparciu finansowemu ze strony BP (które od 20 lat jest partnerem akcji) i zaangażowaniu osób należących do TPCh. Z kolei jesienią 1997 r. w UMK została podpisana deklaracja poparcia dla projektu współpracy Pola Nadziei.

– Szkoci podarowali nam dużo żonkili, które były wręczane podczas pierwszych krakowskich Pól Nadziei. Trzeba było jednak zająć się drukowaniem plakatów i znaleźć miejsca do kwest. Teraz wszyscy wiedzą o żonkilowej akcji, a wtedy wszędzie musieliśmy tłumaczyć każdy szczegół. Bardzo wsparli nas proboszczowie, którzy na kazaniach wspominali o Polach Nadziei – mówi M. Chronowska.

Warto wspierać

Akcja odbiła się w Krakowie głośnym echem, bo z Wawelu na Rynek Główny przemaszerował wtedy zespół szkockich kobziarzy. W sercu miasta, po raz pierwszy w plenerze, zagrali też artyści Filharmonii Krakowskiej. Przez wszystkie lata kampania, która od początku stawiała na budzenie świadomości społeczeństwa, że pomocy hospicjum może potrzebować każdy z nas i że hospicjum to także życie, odniosła ogromny sukces. Do ub. roku honorowy patronat nad Polami Nadziei sprawował kard. Franciszek Macharski, przyjaciel TPCh, a w akcję włączało się coraz więcej znanych osób. Przybywało także filantropów, którzy na różne sposoby wspierali kampanię.

– Moja przygoda z akcją zaczęła się w 2000 r., od ślubu jednej z córek. Poprosiliśmy gości, by zamiast kwiatów przynieśli pieniądze, które wrzucą do hospicyjnej puszki. Zebraliśmy aż 2 tys. zł! Na kolejnych ślubach w rodzinie też zbieraliśmy pieniądze, a że prowadzę firmę gastronomiczną, w której organizowane są przyjęcia (wesela, wigilie itd.), proponuję klientom, by swoich gości również prosili o datki – opowiada Teresa Mól i dodaje, że wspiera różne akcje charytatywne, ale hospicjum ma w jej sercu szczególne miejsce, bo jego pacjenci jak nikt inny potrzebują najlepszej opieki. – I dostają ją! Jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy tam pracują, i dla wolontariuszy, bo chorym dają mnóstwo miłości. I dlatego warto wspierać Pola Nadziei – mówi T. Mól.

Tegoroczne Pola Nadziei pod honorowym patronatem abp. Marka Jędraszewskiego ruszyły 12 marca i potrwają do 23 maja. Obecnie prowadzone są kwesty przy kościołach Krakowa, a w kwietniu puszki z żonkilem pojawią się także w innych punktach miasta. W kwietniu wystartują też żonkilowe konkursy dla szkół.