Trzeba mówić o cudzie życia

Agata Puścikowska

publikacja 20.04.2017 05:00

Amelia Rita miała być chora. A Zosia wcale się nie urodzić. Obie są „księżniczkami” swoich rodziców. Cudami.

Paulina i Piotr dziękują Bogu i św. Ricie za cud życia swojej córki Amelii Rity. Paulina Kusy Paulina i Piotr dziękują Bogu i św. Ricie za cud życia swojej córki Amelii Rity.

A tych cudów jest o wiele więcej. Co najmniej dziesięć, czyli tyle, ile rozdziałów książki Doroty Łosiewicz „Życie jest cudem”. To niezwykłe historie o ludziach, dla których drugi człowiek jest darem. Zawsze i mimo wszystko.

Dorota Łosiewicz
życie jest cudem
Wyd. Esprit
Kraków 2017
ss. 208   Dorota Łosiewicz życie jest cudem Wyd. Esprit Kraków 2017 ss. 208
Dlaczego wielodzietna mama, dziennikarka, zdecydowała się te cuda zebrać i opisać? – Zastanawiałam się nad napisaniem kolejnej książki. Ale wiadomo, że przy pracy w domu i poza domem trudno wygospodarować czas. Otrzymywałam różne propozycje od wydawnictw, ale czułam, że jeśli mam się czymś zająć, to tylko sprawami najważniejszymi – opowiada Dorota Łosiewicz. – Nie chciałam więc pisać o polityce czy politykach, tylko o sprawach fundamentalnych. A życie jest sprawą fundamentalną. Poza tym mam Szefa wszystkich szefów, który kategorycznie, choć subtelnie sugerował, że to odpowiedni temat.

Zosia – prezent dla Mikołaja

Historie, pisane w formie prostych reportaży, wzruszają zwyczajnością. Z drugiej strony historie rodzin bywają zawiłe i po ludzku patrząc, bardzo trudne. Jak i trudne bywa życie naznaczone chorobą, cierpieniem. Lecz mimo tego cierpienia, paradoksalnie, każda z nich to nauka życiowego optymizmu i ufności. – Urodę życia starałam się pokazać w różnych opowieściach i postaciach. To są historie i z happy endem, i bez. Skąd historie? Przyszły po prostu same. Kilka ktoś podsunął. Ale tak naprawdę to historie znajdowały mnie, a nie odwrotnie.

Tak było w przypadku historii maleńkiej, trzymiesięcznej dziś Zosi i jej rodziny. – Zosia to nasze szóste dziecko. Pierwsze zmarło w wieku 7 tygodni. Bardzo cierpieliśmy, bo kochaliśmy to dziecko i bardzo go pragnęliśmy – wspomina tata Mikołaj. – Po poronieniu byliśmy w rozpaczy, nie mogliśmy sobie poradzić, aż przyjaciel domu, znajomy ksiądz, stwierdził, że mamy dwie możliwości: albo w całym tym dramacie przegramy i małżeństwo się rozsypie, albo się scalimy.

Małżeństwo wybrało drugą opcję. I potem wielokrotnie pomagało przejść przez podobne doświadczenie innym parom. Zresztą urodziło im się jeszcze czworo zdrowych dzieci. Najmłodszy był Antek. Wspaniały chłopak. Świetny, mądry, wesoły. Był ministrantem. Wracał z nabożeństwa z kościoła na warszawskim Żoliborzu. Gdy biegł do tramwaju, na zielonym świetle, na pasach, potrącił go samochód. Antek zginął na miejscu...

– Wtedy, trzy lata temu, dowiedziałam się o tym wypadku od znajomych. Mimo że nie znałam dziecka, byłam wstrząśnięta i modliłam się za niego i za całą rodzinę – opowiada Dorota. – Rok później natomiast miałam iść na wywiad – tematyka naukowa. Okazało się przypadkiem, że moim rozmówcą był właśnie ojciec Antka, Mikołaj.

Ale to nie wszystko. Po chwili rozmowy okazało się też, że Mikołaj był katechetą Doroty w liceum... – Pomyślałam: „Boże mój, ale dlaczego my się po tylu latach spotykamy? To niemożliwe, że tylko o ten wywiad chodziło” – wspomina Dorota. I faktycznie, nie chodziło wyłącznie o wywiad.

Mikołaj: – Opowiedziałem Dorocie, że znów przechodzimy trudne chwile. Bo nasze szóste, niedawno poczęte dziecko prawdopodobnie nie przeżyje, względnie będzie ciężko chore. Niestety lekarze, zamiast wesprzeć i pomóc, tak naprawdę wyłącznie namawiali nas do aborcji. Nie rozważaliśmy ani przez moment, żeby zabić, ale byliśmy przybici, w absolutnym dole. Dorota postawiła nas na nogi: zapewniła, że trzeba walczyć, czekać, ufać. I modlić się. Otrzymaliśmy wsparcie, tak bardzo wtedy potrzebne. Wierzę, że z nieba również modlił się za siostrę starszy brat Antek.

Zosia urodziła się prawie cztery miesiące temu. Nie ma żadnej wady wzroku, słuchu czy serca. Zespół Downa, który u niej zdiagnozowano, nie przeszkadza jej śmiać się do rodzeństwa i szczęśliwych rodziców.

Prezent od św. Rity

Reportaże to dobra lektura dla wszystkich, którzy potrzebują nadziei i pocieszenia. – Zaręczam, że każdy znajdzie bliską sercu historię, bo moi bohaterowie są po prostu... piękni – mówi Dorota Łosiewicz. – Przygotowanie tej publikacji to niesamowita przygoda, bo spotykałam się ze wspaniałymi ludźmi. Jest to również podziękowanie za życie mojego czwartego dziecka, Anielki, która była ciężko chora. Jej życie to też cud.

A za cud życia Amelii Rity jej rodzice, Paulina i Piotr, dziękują świętej z Cascii. Gdy Paulina była w ciąży, ciężko zachorowała. Walczyła o życie i swoje, i dziecka. Musiała przejść dwie skomplikowane operacje. Nikt nie dawał wielkich szans, że dziecko przeżyje. Kiedy operacje się udały, okazało się, że Paulina cierpi na wyniszczenie organizmu. Musiała leżeć do końca ciąży, niepewna każdego niemal dnia. Rodzice modlili się do św. Rity, którą jako patronkę od spraw beznadziejnych poleciła im rehabilitantka, opiekująca się Pauliną w szpitalu.

Ale to nie koniec problemów. Okazało się, że chociaż są bardzo duże medyczne wskazania do cesarki, Paulina musi urodzić naturalnie, bo cesarka jest dla niej zbyt niebezpieczna. To byłaby trzecia, ciężka operacja brzuszna w ciągu kilku miesięcy, a świeże blizny stanowiłyby zagrożenie przy zabiegu. Jednak i tu św. Rita nie zawiodła. Po trzech godzinach naturalnego porodu Paulina urodziła Amelię Ritę, która jest całkowicie zdrowym dzieckiem.

Ta historia nauczyła rodziców Amelii Rity, że ludzkie plany są ulotne i złudne. „I jeszcze jednej rzeczy się nauczyli: nigdy nie można tracić nadziei. Nawet gdy sytuacja wygląda na zupełnie beznadziejną. Drugie imię córki już zawsze będzie im o tym przypominać” – pisze Dorota Łosiewicz.

Czy książka jest odpowiedzią na toczące się dyskusje na temat wartości życia? – Szacunek do życia to nie kwestia wiary, to kwestia człowieczeństwa i właściwie rozumianego humanizmu. Nie wszyscy moi bohaterowie są nawet wierzący, ale wszyscy z równym szacunkiem traktują życie. Naprawdę, nie trzeba wierzyć w Boga, żeby pozwolić przyjść na świat choremu dziecku po to, by je godnie pożegnać. Trzeba mówić o wadze i urodzie życia nawet takiego, którym świat gardzi.