Niemiłosierdzie?

Agata Puścikowska

GN 16/2017 |

publikacja 20.04.2017 00:00

Mówienie świadectwa, mówienie o sprawach intymnych po to, by pomóc innym w odnalezieniu Boga, to wielka sprawa.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Przyznam, że przygotowywanie tekstu „Krótkie historie o miłosierdziu” było dla mnie jak swoiste rekolekcje. Bo napisanie nawet krótkiej historii, świadectwa, które czyta się w kilka chwil, trwa długo. Rozmowa, pisanie, redagowanie, autoryzacja. Znów poprawianie. Ale to jest technika, zwykła umiejętność, której dziennikarz prędzej czy później się nauczy. I choć pracochłonne i wymagające koncentracji, w sumie jest proste. Dużo trudniejsze i wartościowsze jest to, co ze spotkania z drugim człowiekiem wynika. Słowa, które wypowiada, historia, którą przeżył, emocje i doświadczenia życiowe, które mu towarzyszą. Te ostatnie dotykają „zbieracza” – autora. Bywa, że po napisaniu tekstu czuje się on zupełnie wyzuty z sił, zmęczony pracą, która choć nie fizyczna, angażuje do cna. Serce i umysł.

I tak było tym razem, gdy przyszło wysłuchać świadectw o miłosierdziu w życiu ludzi, którzy podobni do autora, w tak przeróżny sposób doświadczyli Boga.

Słowa Michała Chorosińskiego o tym, że czasem czuje… niemiłosierdzie, mocno przemawiają. Bo są na wskroś ludzkie. I jak w tym niemiłosierdziu odnaleźć prawdę, czyli Bożą opiekę, troskę? Bywa, że potrzeba lat, by w życiowym dramacie zauważyć Boży palec, a może i całą dłoń… Bywa, że i lat za mało, by zauważyć dobro. Śmierć, straszna choroba, ból trudny do opisania, a niezawiniony. I gdzie tu miłosierdzie? No gdzie? Niemiłosierdzie i kropka! I może rzeczywiście dopiero po tamtej stronie, za czas jakiś, okaże się, że dramat był błogosławieństwem, a płacz zamieni się w radość.

Czasem słyszę lub czytam w listach jakieś (miłe, przyznam) „dziękuję” za przekazywanie ludzkich historii, za możliwość poznania dzięki temu kogoś wyjątkowego. Zaręczam jednak, że mimo trudu, jaki się z tym wiąże, to ja, a nie czytelnicy, otrzymuję więcej. To mnie budują poznani ludzie, pomagają żyć. Wręcz pojawiają się ze swoimi historiami wtedy, gdy są potrzebni. Tym bardziej to im właśnie dziękuję. Za zaufanie, poświęcony czas, za cierpliwość i pokorę, bo przecież trudno w krótkim tekście zawrzeć czasem skomplikowaną historię życia. I bardzo trudno, gdy się tego nigdy nie robiło, mówić o swoich przeżyciach, bólu, doświadczeniu.

A tak poza wszystkim, fakt, że wielu zwykłych ludzi chce opowiadać historie niezwykłe, o wierze, życiu, czasem dramatach, a bywa, że o Bożym miłosierdziu, napawa optymizmem. Mówienie świadectwa, mówienie o sprawach skrajnie intymnych po to, by pomóc innym w odnalezieniu Boga, z poczucia misji, a bez patosu, to wielka sprawa. I prawdziwa ewangelizacja. Prawdziwe… miłosierdzie. Nawet wtedy, gdy dotyczy subiektywnego poczucia niemiłosierdzia w życiu. A może nawet bardziej. 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.