W ogień i wodę

ks. Tomasz Lis

publikacja 16.05.2017 06:00

Najtrudniejsze jest poszukiwanie osób, które utonęły. Trzeba być niezwykle odpornym psychicznie, zwracają uwagę strażacy ze specjalistycznej grupy ratownictwa wodno-nurkowego.

Kompletnie ubrany nurek wygląda jak astronauta. ks. Tomasz Lis /fot gość Kompletnie ubrany nurek wygląda jak astronauta.

Po serii zimnych dni nad sandomierskie niebo nareszcie zawitał słoneczny poranek. Od wczesnych godzin w powiatowej komendzie strażaków trwa przegląd i konserwacja sprzętu do ratownictwa wodnego. Kilku sprawdza łodzie, inni testują sprzęt do nurkowania. – Wachlarz zadań, z jakimi musimy sobie radzić, ratując ludzkie życie i mienie, jest szeroki. Wszystkie jednostki ratowniczo-gaśnicze Państwowej Straży Pożarnej wykonują działania podstawowe z zakresu ratownictwa technicznego, chemiczno-ekologicznego, wysokościowego oraz wodnego. Są także grupy wyspecjalizowane w określonej dziedzinie działań ratowniczych. Jednostka ratowniczo-gaśnicza z Sandomierza, jako jedna z trzech w województwie, wchodzi w skład Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wodno-Nurkowego „Świętokrzyskie” – wyjaśnia Sylwester Kochanowicz, oficer prasowy miejscowej komendy powiatowej.

Trening czyni mistrza

Ze strażakami nurkami ruszamy na ćwiczenia nad brzeg pobliskiego Jeziora Tarnobrzeskiego. Najpierw wyładowanie i przygotowanie sprzętu. Każdy ze strażaków precyzyjnie sprawdza swój kombinezon, aparat powietrzny i szereg urządzeń, które mają mu zapewnić bezpieczeństwo podczas niesienia pomocy.

– Jedną z głównych zasad przy ratowaniu osób jest konieczność zapewnienia bezpieczeństwa także ratowników. Dlatego potrzebne są nieustanne szkolenia w naszej specjalizacji, aby nurkowanie ratownicze czy też poszukiwawcze nie zagrażało bezpieczeństwu strażaków – wyjaśnia Hubert Dudek, kierownik prac podwodnych. Wraz z aspirantem Łukaszem Olechem doglądają, czy każdy element sprzętu działa bez zarzutu. – Podczas ćwiczeń sprawdzamy, czy sprzęt działa prawidłowo, zaś sami nurkowie będą doskonalić swoje umiejętności w podstawowych zadaniach poszukiwawczych i działania w zespole – dodaje Hubert Dudek.

Do zejścia pod wodę szykuje się trzech nurków. Wykładają kombinezony, specjalną termiczną bieliznę i inne akcesoria do nurkowania przygotowane na miarę. – Każdy ma inną budowę ciała i wiele elementów, szczególne stroju, jest dopasowywanych do konkretnej osoby. Chodzi o to, by sprzęt ułatwiał pracę nurka i dawał pełne bezpieczeństwo – dodaje Sylwester Kochanowicz. Dziś woda jeszcze zimna, więc nurkowanie odbywać się będzie w tzw. kombinezonach suchych, które chronią w pełni nurka przed kontaktem z wodą. Bielizna termiczna zapobiega wychładzaniu organizmu podczas długiego przebywania pod wodą.

Nałożenie kombinezonu wcale nie jest łatwe. Z pomocą przychodzi najczęściej kolega. W kompletnym „wodnym umundurowaniu” nurkowie wyglądają jak kosmonauci. – Cały sprzęt waży dobrych kilkanaście kilogramów. Są to dwie butle z powietrzem, zestawy automatów do oddychania I i II stopnia, kamizelka wypornościowa – to taka nasza kamizelka ratunkowa, płetwy, maska do nurkowania oraz wiele innych elementów podstawowego wyposażenia. Każdy nurek ma urządzenia informujące go o ilości powietrza w butlach, manometr, czyli wskaźnik, na jakiej głębokości się znajduje, kompas, który ułatwia orientację pod wodą, szczególnie wtedy, gdy jest słaba widoczność, oraz zapasowy automat oddechowy i nóż, który nie służy do odstraszenia rekinów, ale czasem może uratować życie, gdy trzeba się uwolnić od zaczepienia o jakiś przedmiot lub awaryjnie odpiąć uprząż do nurkowania. Nurkujemy również w warunkach niskich temperatur, kiedy zbiorniki wodne są pokryte lodem. Wtedy musimy stosować odpowiednie techniki zabezpieczające nurków, aby ratownik wchodzący do przerębli czuł się bezpiecznie i mógł do niej wrócić – opowiada Hubert Dudek.

Ubrani nurkowie schodzą do wody. Tutaj zakładają płetwy, sprawdzają jeszcze raz działanie aparatów. Ostatni sygnał, że wszystko jest w porządku, i znikają pod wodą. – Teraz testują szczelność sprzętu, potem zejdą na większą głębokość, by przećwiczyć współdziałania w przeszukiwaniu dna zbiornika. To jedno z głównych naszych zadań, gdy jesteśmy wzywani do poszukiwań osób, które zatonęły, lub różnego rodzaju prac podwodnych. Bardzo pomocny podczas działań jest sonar, który mamy na wyposażeniu. Do dyspozycji mamy również kamerę podwodą, która pozwala zlokalizować poszukiwany cel – dodaje strażak.

Zadania dla twardzieli

Nurkowanie ratunkowe to kawał ciężkiej i niełatwej pracy. – To odpowiedzialne i bardzo wymagające działania. Na pewno nie należy do przyjemności poszukiwanie osób, które prawdopodobnie zatonęły, czy też przeszukiwanie terenów podczas powodzi, gdy istnieje podejrzenie, że ktoś mógł stracić życie we własnym zalanym domu – podkreśla Sylwester Kochanowicz.

Sandomierscy strażacy mają już za sobą wiele ekstremalnych sytuacji. – Ja pracuję w tej sekcji niemal od jej początku. Na pierwsze szkolenia pojechało nas sześciu. Były to lata 90. ubiegłego wieku. Trenowaliśmy w Jeziorze Golejowskim. Sprzęt był bardzo podstawowy, ale poznaliśmy zasady ratownictwa nurkowego.

Na przestrzeni ponad 20 lat najbardziej w pamięci pozostają poszukiwania najmłodszych ofiar utonięć. Pamiętam, jak szukaliśmy dwóch chłopców, którzy utonęli w Wiśle w okolicach Annopola. Przyjechali nad rzekę na rowerach, które dostali na komunię. Poszli się kąpać i na brzegu pozostały tylko dziecięce rowerki – ze smutkiem wspomina młodszy brygadier Bogusław Zych.

Marcinowi Modrasowi najbardziej zapadły w pamięci akcje z czasu powodzi z 2010 roku. – Wtedy prawie non stop byliśmy na służbie. Najbardziej ekstremalną akcją było zadanie udrożnienia i wyczyszczenia pomp wodnych na zbiorniku retencyjnym koło sandomierskiej huty. Z obecnym komendantem Piotrem Krytusą mieliśmy kilka minut, aby zejść na dno zbiornika, który błyskawicznie napełniał się wodą, wykonać zadanie i wypłynąć. Mało tego, pomieszczenie było zamknięte, a różnica poziomów wody w ciągu tego krótkiego czasu sięgała kilku metrów. Stres był duży, ale udało się. W takich sytuacjach zdani byliśmy na naszych kolegów, również nurków, którzy zabezpieczali nas za pomocą lin i w ostatnich fazach pracy wyciągali nas jak ryby – opowiada z uśmiechem strażak.

Wcale nie łatwiejsze było prowadzenie działań na zalanych terenach. Jak opowiada, takich zadań były setki. Udrażnianie studzienek, kontrolowanie śluz wodnych czy poszukiwanie osób zaginionych. – Najtrudniejsze jest podejmowanie osób, które utonęły. Trzeba być niezwykle odpornym psychicznie. Widoczność w wodzie jest zazwyczaj bardzo mała i choć często używa się sonaru, to jednak poszukiwania odbywają się poprzez bezpośrednie penetrowanie dna – mówi Marcin Modras.

Wiedza, doświadczenie i prewencja

Sandomierska grupa wodno-nurkowa to zespół 9 strażaków, z których każdy przeszedł kilka, a może nawet kilkanaście specjalistycznych szkoleń. – Każdy strażak jest przeszkolony w podstawowym zakresie z ratownictwa wodnego. Decyzję o pracy w grupie specjalistycznej podejmuje osobiście sam strażak. Wtedy wysyłany jest na szkolenie. Każdy ze strażaków-nurków musi zdobyć kwalifikację młodszego nurka MSWiA, aby mógł rozpocząć pracę jako specjalista w straży. Następnie odbywa kolejne szkolenia. Każdy etap szkolenia musi być potwierdzony określoną ilością zajęć praktycznych. Tutaj liczy się i wiedza, i doświadczenie – informuje Sylwester Kochanowicz.

Zbliżający się letni sezon to, niestety, czas bardziej intensywnych działań strażaków z grup ratownictwa wodno-nurkowego. Czasem przez przypadek sami możemy stać się świadkami sytuacji, gdy ktoś potrzebuje pomocy w wodzie. Co wtedy? – Na pewno najpierw wezwijmy pomoc, informując dokładnie, gdzie i kto znajduje się w niebezpieczeństwie. Szybkie i profesjonalne działanie strażaków może uratować tonącego, bez narażania życia kolejnych osób, które często próbując ratować poszkodowanych, same stają się ofiarami. Apelujemy jednocześnie o rozważne korzystanie z letnich kąpielisk. Przypominamy, że możemy pływać tylko na akwenach strzeżonych. Nie łączmy wypoczynku nad wodą ze spożywaniem alkoholu i zwracajmy szczególną uwagę na wypoczywające z nami dziećmi – apeluje sandomierski strażak.

TAGI: