Gdy dorosłe dziecko jest uzależnione…

Agata Puścikowska

GN 20/2017 |

publikacja 18.05.2017 00:00

Każdy człowiek, niezależnie od środowiska, z którego wyszedł, jest wolny. I to on dokonuje wyborów. Dobrych lub złych…

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Ostatnio dostaję dużo e-maili z prośbą, by napisać felieton o uzależnieniach wśród dzieci. I to wcale nie chodzi o małe dzieci ani o uzależnienie od komputera, lecz o dzieci całkiem dorosłe. Piszą bardzo dojrzali już rodzice i pytają: jak ratować 30- czy 40-latka? Przed alkoholem, przed narkotykami, przed lekami? Po konsultacjach z terapeutami uzależnień pozwoliłam sobie napisać kilka słów.

Po pierwsze: samodzielnie z problemem nie ma co się mierzyć. Nawet najlepsza matka i najbardziej kochający ojciec sami nie pomogą dziecku. Poprzez ośrodek pomocy społecznej, parafię czy nawet urząd gminy trzeba znaleźć miejsce, instytucję, która otoczy opieką i uzależnionego, i jego rodzinę.

Po drugie: właśnie całej rodzinie powinna zostać udzielona pomoc. Uzależnienie dotyka nie tylko chorego, ale wszystkich jego bliskich. I wszyscy bliscy cierpią. Bywa, że zatracają się w chęci pomocy, niszcząc tym samych siebie. Zatem to praca nad sobą samym – czyli rodzicem lub współmałżonkiem uzależnionego – razem ze specjalistą, jest nieodzowna.

Po trzecie: drogi rodzicu dziecka uzależnionego, nie myśl o sobie źle. Nie rozpamiętuj przeszłości, nie oskarżaj się, nie czuj się strasznie złym rodzicem, winnym wszystkich potknięć dziecka. Uzależnienie jest procesem skomplikowanym. I wbrew powszechnej opinii, nie zawsze rodzina jest współwinna temu, że dorosły człowiek pije czy się narkotyzuje. Każdy w swojej wolności dokonuje wyborów. Dobrych lub złych… Kiedyś rozmawiałam z pewną panią w średnim wieku. Pani opowiadała o swojej rodzinie. Nie owijając w bawełnę, mówiła, że było to środowisko na wskroś patologiczne. Jej rodzice pili na umór, bili, a rodzeństwo miało problemy z prawem. Zapytałam, jak to się stało, że ta pani jest osobą uczciwą, bez jakichkolwiek nałogów. Pani odpowiedziała szczerze i kategorycznie: „Bo chciałam żyć, jak żyję, i się nad sobą nie roztkliwiałam, lecz pracowałam”. I choć to historia – biorąc pod uwagę okoliczności – nietuzinkowa, pokazuje ciekawą perspektywę: woli lub braku woli. I prawdziwej wolności.

Dlaczego zatem nawet dzieci z tzw. dobrych rodzin czasem schodzą na złą drogę? Pewnie ile historii, tyle przyczyn. Jednak odpowiedzialność za dzieci kiedyś się kończy. I niezależnie od sytuacji dorosłego dziecka rodzic czasem musi przyznać: „Jestem bezradny. Niech nam ktoś pomoże”. Niańczenie dorosłego uzależnionego powoduje, że nie odczuwa on konsekwencji własnych zachowań. A od tego już tylko jeden krok do całkowitego upadku całej rodziny…•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.