Niebo, gdy dziecko mówi: „Mama”

ks. Włodzimierz Piętka

publikacja 11.06.2017 04:30

To w domu trzeba się nawzajem ratować. I należy to robić codziennie, bo terapii potrzebują nie tylko najmłodsi, ale również ich rodzice.

W tym roku Marsz  dla Życia i Rodziny jest organizowany w pięciu miastach naszej diecezji. ks. Włodzimierz Piętka W tym roku Marsz dla Życia i Rodziny jest organizowany w pięciu miastach naszej diecezji.

Okazuje się, że to dziecko właśnie odkrywa przed starszymi fundamentalne zasady życia rodzinnego. Zwłaszcza to chore i z trudnościami rozwojowymi. Ono najpierw jakby woła o troskę, później o bliskość, wreszcie o więź z najbliższymi.

Kilka prostych pytań

Gdy pojawia się problem rozwojowy i wydaje się, że dziecko na przykład nie postrzega, nie czuje albo nie mówi, wtedy często rodzice spontanicznie biegną do poradni i proszą o pomoc specjalistę. Są i tacy, którzy wręcz proszą, aby terapeuta wyręczył ich i rozwiązał w ich imieniu problem z dzieckiem. Szukają adresu, pod którym można by znaleźć lekarstwo. A tymczasem jest ono w rodzinie. Terapeuci, którzy zajmują się dziećmi z zaburzeniami rozwojowymi, spotkali się w maju na konferencji w Ciechanowie. Z ich wystąpień płynęły dwa mocne wnioski: trzeba zdiagnozować dziecko jak najwcześniej i włączyć w jego terapię najbliższe osoby.

– Tu chodzi o bycie razem z dzieckiem i wspomaganie jego terapii. Na początku należy oswoić rodziców z problemem, przepracować i wzmocnić rodzinne więzi w tej nowej rzeczywistości – mówił dr Radosław Piotrowicz z Wydziału Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. – Gdy przychodzą do mnie rodzice z dzieckiem z zaburzeniami, to pierwsze moje pytanie nie dotyczy jego, ale ich. W podejściu terapeutycznym podstawowe pytanie to: jak wygląda wasz dzień? Czy macie dla siebie nawzajem czas? Są to pytania kluczowe, bo przecież zadania i ćwiczenia terapeutyczne trzeba będzie wykonywać w ramach codziennych czynności, w domu – wyjaśniał prelegent. Gdy więc w rodzinie pojawia się taki problem, to nie może być on dla rodziców znakiem końca świata, ale wyzwaniem do rozwoju.

– Kluczem do prawidłowego rozwoju jest właściwa pielęgnacja dziecka. Od początku trzeba też do niego mówić, czytać mu, także gdy dziecko jest jeszcze w łonie matki, bo ono już słyszy i będzie reagowało na głos najbliższych. Wielkim nieporozumieniem jest, gdy rodzice wychowują dziecko przed ciągle włączonym telewizorem – uważa logopeda Katarzyna Michalska, która w Ciechanowie prowadzi studio terapii logopedycznej dla dzieci, młodzieży i dorosłych. – Chodzi więc o realną obecność, bliskość, patrzenie w twarz dziecka. Ono potrzebuje obserwatora, ciepłych i wrażliwych gestów. Wskaźnikiem rozwojowym u takich dzieci będzie zdziwienie, które świadczy o ich zainteresowaniu się osobą czy przedmiotem.

W całym procesie terapeutycznym potrzeba dużo cierpliwości, nadziei, obecności i wrażliwych gestów – mówił na konferencji w Ciechanowie dr Piotrowicz. Stwierdził też, że w terapii ważna jest spójność i powtarzalność ćwiczeń, a nie ich liczba.

– Gdy zauważamy, że coś złego się dzieje z dzieckiem, unikajmy pokusy gonitwy terapeutycznej: od jednego specjalisty do drugiego, od jednej metody do drugiej. Uważam, że zwiększenie liczby ćwiczeń dla dziecka nie prowadzi do sukcesu. Niech ich będzie mniej, ale nich będą częściej powtarzane. Warto pracować nad jedną umiejętnością. Po prostu: zrób mniej, aby dziecko mogło zrobić więcej – radził Radosław Piotrowicz.

– Zależało nam, aby rodzice poznali instytucje, do których mogą się zgłosić, jeśli zaobserwują niepokojące objawy u swoich dzieci. Aby nauczyciele, terapeuci i pielęgniarki wiedzieli, jak pokierować rodzicami takich dzieci. Chodzi też o budowanie świadomości w społeczeństwie, aby jak najwcześniejszej podjąć interwencję terapeutyczną w przypadkach zagrożenia niepełnosprawnością, a tym samym zapobiegać jej skutkom w przyszłości – powiedziała Maria Majewska z Fundacji Pomocy Dzieciom, Młodzieży i Dorosłym Niepełnosprawnym „Być jak inni”, organizatorka ciechanowskiej konferencji.

Pierwszy terapeuta w domu

Katarzyna Michalska proponuje, aby zweryfikować, kto w domu faktycznie wychowuje dziecko: czy na pewno rodzice, a może telewizja, gry, inteligentne zabawki? – Dziecko uczy się przez poznawanie i odczucia, a nie przez obrazy. Ono nie jest w stanie dotknąć tej rzeczywistości i jej sobie wyobrazić. Za dużo jest bodźców, które wręcz bombardują małe dziecko i absorbują je, przykładem są współczesne zabawki, które działają na przycisk, a prawda jest taka, że im prostsza zabawka, tym jest mądrzejsza – opowiada K. Michalska, dzieląc się swoim doświadczeniem logopedy. Zwraca też uwagę, że wychowywanie w takich warunkach: przed telewizorem czy tabletem, z zabawkami, które mówią i poruszają się, sprawia, że samo dziecko zaczyna mieć problemy z poruszaniem się i mówieniem, bo jest wyręczane przez inne przedmioty czy osoby.

– Niedawno byłam świadkiem, gdy pewna matka, aby uspokoić swoje nadpobudliwe dziecko w kościele, dała mu swój telefon komórkowy, aby zajęło się ono jakąś grą i nie przeszkadzało w czasie Mszy. Rzeczywiście, było cicho, ale nie było też z nim żadnego kontaktu – zauważa K. Michalska.

Mówi też o pewnych niepokojących symptomach w rozwoju dziecka, które powinny uwrażliwić rodziców: gdy ono nie patrzy na najbliższych i nie potrafi nawiązać kontaktu wzrokowego, gdy nie chce być przytulane, gdy nadmiernie płacze albo nie gaworzy pod koniec pierwszego roku życia. Wtedy należy zwrócić się do lekarza pediatry, który powinien dokonać wstępnego rozeznania i skierować do specjalisty. Bardzo ważna jest jak najwcześniejsza diagnoza. Ale z drugiej strony zwraca się uwagę, aby nie szukać na siłę i nie wyolbrzymiać pewnych braków rozwojowych, które z czasem mogą zostać naturalnie zniwelowane.

– Niech rodzice znajdą czas dla dzieci: na rozmowę, ćwiczenie, zabawę. Zacznijmy od rzeczy najprostszych, bo rodzice są pierwszymi terapeutami swojego dziecka. To jak z modlitwą, której powinni uczyć najpierw rodzice – akcentuje K. Michalska.

W swojej pracy dobrze pamięta jednego ze swych małych pacjentów z autyzmem, który przez długi czas w ogóle nie mówił i nie można z nim było nawiązać żadnego kontaktu wzrokowego. – Po długim i mozolnym czasie terapii, gdy ćwiczyliśmy, śpiewaliśmy i tańczyliśmy, zaczął mówić. Jego mama powiedziała kiedyś do mnie: „My od pani nie odejdziemy, bo dzięki pani mój synek powiedział do mnie: mama” – opowiada logopeda.

Od tygodnia idą przez diecezję kolorowe Marsze dla Życia i Rodziny, w tym roku pod hasłem: „Czas na rodzinę”. Inicjatywa, która jest organizowana od sześciu lat, odbyła się przed tygodniem w Mławie, w tę niedzielę w Płońsku, a za tydzień będzie miała miejsce w Płocku, Ciechanowie i Pułtusku. Te marsze są po to, aby zamanifestować przywiązanie do wartości życia i rodziny oraz by się nimi ucieszyć. Rzeczywiście, potrzeba takiego oparcia, radości, wiary i nadziei, zwłaszcza wtedy, gdy pojawia się problem czy kryzys.

TAGI: