Kosz pełen chleba

Grzegorz Brożek

publikacja 02.09.2017 05:00

Wiecie, o czym szemrze srebrny Dunajec parę kilometrów przed tym, nim wrzuci swe wody w toń królowej polskich rzek, Wisły? Posłuchajcie.

Dunajec w okolicach Siedliszowic Grzegorz Brożek /FOTO GOŚĆ Dunajec w okolicach Siedliszowic

Ostatni etap cyklu „Diecezja na wakacje” to podróż palcem po mapie. Także ta zupełnie realna, bo wszak miejscowości, o których będziemy mówić, istnieją. To wreszcie podróż po świecie wyobraźni niezwykłego człowieka, którym jest Adam Tomczyk, mieszkaniec Żabna. Szósty krzyżyk na karku. Od lat etatowo jest woźnym w miejscowej szkole. – Trzeba gdzieś pracować – tłumaczy. W wolnych chwilach rzeźbiarz, etnograf, historyk i miłośnik regionu. W dodatku pisarz. Choć z wykształcenia zdecydowanie człowiek techniki. Na koncie ma bodaj 8 pozycji książkowych. W większości łączących regionalizm z historią i literaturą. Ostatnia z nich nosi tytuł „Legendy szepce srebrzysty Dunajec”.

– To było tak, że trafiłem na książkę z legendami gminy Zielonka. Pomyślałem o naszych legendach, związanych z miejscowościami gminy Żabno i stwierdziłem, że owszem, jakieś są, ale jakby nieopowiedziane. Funkcjonują w dwu-, trzyzdaniowych stwierdzeniach – mówi Tomczyk. Toteż postanowił się z nimi zmierzyć.

Rany Wojsława

Na południu przy Dunajcu gmina Żabno zaczyna się w Bobrownikach Wielkich. 8 km Tarnowem. O wsi wiadomo, że była osadą służebną dla grodu w Wojniczu. Miejscowi trudnili się hodowlą i odławianiem bobrów. – Bobry były źródłem futer, mięsa i tłuszczu. Także stroju bobrowego, cennej – jak kiedyś uważano – wydzieliny dobrej niemal na wszystko. Ciekawe, że Bolesław Chrobry wydał w pewnym sensie pierwsze prawo o ochronie przyrody, bo ustanowił stanowisko bobrowniczego, który miał dbać o żeremia i odławiać tylko te sztuki, które można. Nie wolno było na przykład złapać kotnej matki – opowiada Adam Tomczyk.

Jego legenda o Bobrownikach dzieje się około roku 1100. Z wyprawy krzyżowej wraca właśnie Wojsław. Wiezie nawet jakieś łupy. Cieszy się, że dom już blisko. Napadają go jednak zbójcy. Rannego ratują mieszkańcy bobrowniczej osady i leczą sadłem boborowym, znakomitym lekiem na rany kłute, cięte i szarpane. W zamian Gościrada otrzymuje naszyjnik „z wróżbą na spokojne lata dla ciebie i całej waszej osady”. – Naszyjnik został przerwany prawdopodobnie około 1450 r. kiedy potężny wylew Dunajca podzielił Bobrowniki na dwie części, Wielkie i Małe. Ostatnia nitka została zerwana, kiedy 20 lat temu zlikwidowano prom – zauważa Tomczyk.

Potrzebna lepsza opowieść

Legendy dunajeckie Tomczyk nie tyle spisuje, co pisze. – Te istniejące dotąd skrawki legend mają po dwa, trzy zdania. Czasem są wręcz denerwujące. Są takie, które odnoszą się do onomastyki, do nazw wsi. Prosto, nawet trochę prostacko. Że Nieciecza, bo nie ciecze. Że Żabno, bo jak jechał rycerz z giermkiem i tu odpoczywali, gdzie było dużo jezior i żab, które kumkały, to rycerz miał rzec: „ale tu dużo żab”, a giermek odpowiedział: „no!”. No przecież tak podawana legenda jest irytująca. Żabno i inne miejscowości zasługują na lepszą opowieść, jakąś fabułę pokazującą życie mieszkańców u początków osady – tłumaczy Adam Tomczyk.

Dobry patron

Druga z ośmiu legend dotyczy Łęgu Tarnowskiego, kiedyś nazwanego Jurkowem. Tu nie było dostatecznie starych przekazów historycznych, których można by się uczepić. – W dokumentach, wykazach świętopietrza, znalazłem wzmiankę, że w XIV w. był kościół pw. św. Mikołaja. Od tego zaczęła się moja legenda „Kościół świętego od chleba” – mówi pan Adam. Budują kościół w Jurkowie, ale nie wszystko idzie jak trzeba. Przy tym Dunajec wylewa. Mieszkańcy osady przymierają głodem. Tomił zaczyna rzeźbić figurę patrona do budowanego kościoła. Wtedy dzieje się cud. W koszyku stojącym pod figurą, zamiast wiórów, nad ranem znajduje bochenki chleba. Sytuacja powtarza się regularnie.„To cud. Bóg zesłał nam dobrego patrona do naszej świątyni”, orzeka Jan z Jurkowa. – Jest w tym trochę fantazji, ale w legendach mogą być takie cudowne elementy. Jest też jednak postać historyczna abp. Nankiera, zatroskanego o budownictwo sakralne – dodaje Tomczyk.

Kiedy czytam, widzę film

Adam Tomczyk zaczął pisać już w dzieciństwie. Powstało wówczas ze 20 wierszy. – Leżą dziś we współczesnej szufladzie, czyli komputerze – mówi. Potem zdarzyło mu się coś napisać jeszcze w wojsku. Zarzucił to, kiedy założył rodzinę. Wrócił do pisania 10 lat temu. – To wiązało się z osiągnięciem pewnej życiowej stabilizacji – przyznaje. Bardzo dużo czyta. – Zawsze lubiłem książki i historię. Wychowałem się na Kraszewskim. Czytałem też innych. Czytałem i zazdrościłem, że potrafią pisać tak, że dosłownie można zobaczyć cały stworzony przez nich świat. Nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale ja, gdy czytam, to widzę film. Czytanie buduje wyobraźnię – mówi.

Kiedy napisał „Zarazę”, powieść literacką o epidemii, która w XIX w. dziesiątkowała ludzi w okolicy Żabna, wyszedł od postaci doktora Jana Janochy, dla którego ówczesny samorząd wydrukował w „Czasie” podziękowania za uratowanie 156 chorych w Żabnie i okolicach. Nic więcej nie było wiadomo. Zbudował na tym opowieść, którą czytelnicy ocenili jako wyjątkowo realistyczną. Po lekturze przyznawali, że czytając, czuli się, jakby byli wówczas w sercu tamtych wydarzeń.

Czantoria jest w bagnisku?

Legenda o Żabnie opowiada o kupcach z Lewoczy, których łódź rozbija się koło osady bez nazwy. Oni to pomagają miejscowym nazwać swoją wieś. Legenda o Niecieczy koncentruje się wokół Dobromysła, który zauroczony Dunajcem poznaje moc i tajemnicę rzeki. Wylewy rujnują osadę, ale Dobromysł stara się ją chronić, budując mury z kamieni, stawiając palisady, mające chronić osadę. Ostatecznie ratuje ją przed kolejną powodzią. Legendarna „Czantoria” jest o Otfinowie. Prowadzono w niej badania archeologiczne, w czasie których odkryto osadę kultury łużyckiej. Pagórek będacy miejscem wykopalisk dziś jest właściwie niewidoczny. Ale zaraz za pagórkiem jest bagnisko, dół, jeziorko, obrośnięte wierzbami, sitowiem, szuwarami. Czy legenda o czantorii, miejscu czarta, odnosi się do pagórka czy do bagniska, nie wiadomo. W wersji Adama Tomczyka tym miejscem jest bagnisko. Razem z karczmą zapadli się w nie rabusie, którzy okradli kościół w Otfinowie.

Opowieść o Pasiece Otfinowskiej wychodzi również od archeologii, która dowiodła, że były tam kiedyś dymarki. U Tomczyka osada spłonęła, a nowym źródłem utrzymania stały się roje pszczół, które miejscowi złapali i zaczęli trudnić się produkcją miodu. Wreszcie Siedliszowice. Tu od dawna mówi się, że osadnikami byli Tatarzy. Wersja Adama Tomczyka dawnej legendzie nadaje literacki kształt.

Świat rzeki

Adam Tomczyk urodził się w Przybysławicach. Z drugiej strony Dunajca. Do rzeki miał 2 kilometry. – Dla dziecka to dużo, ale dla młodego chłopaka już nie. Mieliśmy jednak pole w Sikorzycach (w tej wsi urodził się poeta Tadeusz Nowak, którego pisarstwu Adam Tomczyk poświęcił bardzo dobry szkic – swój literacki debiut – G.B.). Jako dziecko byłem zabierany w pole, wchodziłem w wiklinę nad Dunajcem, słuchałem rzeki. Tu rodziły się pierwsze strachy, ale też kąpałem się, goniłem ławice uklejek, patrzyłem na grube ryby stojące w wodzie niczym u-booty – wspomina.

Rzeka była nieodłączną częścią wsi. Ona kształtowała świat wyobraźni Adama Tomczyka, a pokolenie wcześniej Tadeusza Nowaka. Dziś pan Adam czerpie z tych doświadczeń z dużą regularnością, wydając kolejne książki, dzięki którym lokalna historia staje się żywym elementem kształtującym wyobraźnię współczesnych. – Historia jest ważna. Naród bez pamięci ginie. Naród musi mieć pamięć, musi mieć historię, musi wiedzieć, skąd się wywodzi i musi wiedzieć, kim jest – mówi Adam Tomczyk.

„Legendy szepce srebrzysty Dunajec” można nabyć, kontaktując się z Centrum Kultury w Żabnie.