Calineczka nie pozna księcia

Agata Puścikowska

publikacja 17.09.2017 06:00

A jeśli nawet pozna, nie zechce go na męża. Bo to nie książę z bajki.

Calineczka nie pozna księcia canstockphoto

O syndromie Piotrusia Pana wiadomo sporo: zjawisko polega na braku chęci niektórych mężczyzn do dojrzałości i dorosłości. Przyczyną są m.in. złe relacje rodzinne, moda na miłość bez zobowiązań i lansowana zewsząd chęć wiecznej zabawy. Piotruś Pan realizuje własne cele, nie chce zakładać rodziny, lubi wygodę i styl bycia podporządkowany wybujałemu nieco ego. Syndrom ten ma też kobiecą wersję, o której mówi się jednak mniej lub nie wspomina się wcale. To syndrom Calineczki. Dlaczego niektóre kobiety, przyjmując pozy „słodkiej dziewczynki”, wolą zabawę od tzw. ustatkowanego życia? Jaka jest skala zjawiska i jakie może mieć konsekwencje zarówno dla jednostki, jak i dla całego społeczeństwa?

Radocha z życia

Ilona ma 35 lat, wyższe wykształcenie, dobrą pracę i własne – choć niewielkie – mieszkanie. Drobna, zgrabna, zadbana. Wygląda na dużo mniej lat i bardzo jej to odpowiada. Jak mówi, dawne koleżanki w jej wieku to już „stare i dzieciate”, a ona „cieszy się życiem”. Ta życiowa uciecha to kino dwa razy w tygodniu, imprezy w weekend, ciuchy ze sklepów dla nastolatek i regularne wyjazdy. Mąż, dzieci? Jeszcze nie teraz. To za wcześnie. Może za lat trzy, może za siedem, może wcale?

– Czy naprawdę wartość kobiety mierzy się w mężu i dzieciach? – pyta nieco buńczucznie, złośliwie dodając, że ona swoją wartość mierzy liczbą zagranicznych wycieczek i nowych butów. Jeśli natomiast chodzi o facetów, to owszem, są. Na krótko i tacy, którzy od początku deklarują „brak angażowania na całe życie”. I tacy, którzy zamiast pierścionka w prezencie przynoszą maskotki. Wygodne to dla obu stron. Można wspólnie pobujać w obłokach, dobrze się pobawić.

„Bujanie w obłokach” jest tu adekwatnym określeniem. Jak mówi dr Sabina Zalewska, psycholog rodziny z UKSW, syndrom Calineczki to jakby „latanie” (nawiązując do nazwy), unoszenie się nad życiem przyziemnym, bujanie w chmurach, brak zakotwiczenia w sprawach codziennych i przyziemnych. Calineczka zawsze była „słodka”, śliczna i malutka.

Jakie są tak naprawdę przyczyny tego syndromu?

– Może on wynikać z różnych czynników. Z niechęci do założenia rodziny, ustatkowania się, rodzenia dzieci. Calineczki nie chcą się ograniczać takimi zadaniami. Wolą być spontaniczne i mieć „wolność” w wyborach życiowych – mówi dr Zalewska.

– I co w tym złego? To jest infantylne? – pyta Ilona. – Jeśli kiedykolwiek dojdę do wniosku, że moje życie mi się nie podoba, po prostu je zmienię. Teraz sama czuję się jak dziecko, więc poważne wybory nie są dla mnie.

Psycholodzy jednak twierdzą, że za wyborami Calineczek mogą się kryć poważne problemy. Choćby paniczny strach przed poważnymi decyzjami lub brak umiejętności przejęcia odpowiedzialności. Skąd taki (również nieuświadomiony) lęk?

– Te kobiety boją się dorosłości. Odpowiedzialność zabrali im nadopiekuńczy rodzice. Nie nauczyli córek odpowiedzialności.

Pani Alina, 60-latka, o swojej córce, 34-letniej Kindze: – Być może gdzieś rzeczywiście popełniłam błąd. Córka była moim oczkiem w głowie, wychowywałam ją sama. Miała wszystko, co mogłam jej dać. Chciałam, by była szczęśliwa. Teraz widzę, że jej życie przypomina wieczną zabawę. Kinga zachowuje się jak 15-latka: imprezki, koledzy, ciuszki. Gdy pytam o stałego chłopaka, wzrusza ramionami. Gdy zapytałam o wnuki, po prostu mnie wyśmiała. Córka niby mieszka sama, ale mam wrażenie, jakbym nadal miała do opieki malutką dziewczynkę, która nie chce się przyznać do własnego wieku. Tak naprawdę fizycznie jest dorosła, psychicznie – jak dzieciak.

Zabawa w młodość

– Wydaje się, że nasza kultura to podatny grunt dla zachowania Calineczek. Calineczka pasuje do kultury konsumpcji, poddaje się modzie na bycie coraz młodszą (stylizacje oparte na dziecinnych gustach), wybiera styl życia, który nazywa spontanicznym, a bywa tak naprawdę nieodpowiedzialny – mówi dr Dorota Jankowska z APS.

Ewelina ma 38 lat, skończyła studia prawnicze, ale nie pracuje w zawodzie. Jak mówi – to nuda. Pracuje raz tu, raz tam. Zdolna jest i obrotna, więc nie ma problemu ze znalezieniem zatrudnienia. Ma jednak problem, by zechcieć kolejną pracę zatrzymać na dłużej. – Dopóki jestem młoda, mam prawo eksperymentować i szukać swojej drogi. I to nie jest problem – to zaleta, która gwarantuje rozwój – twierdzi Ewelina.

Jeśli chodzi o sprawy sercowe, to nie przywiązuje do nich większej wagi. Najdłużej „była z facetem” cztery lata. On, sporo starszy, również nie uznawał „miłości do grobowej deski”, ale był opiekuńczy i traktował ją jak księżniczkę. Księżniczkę z bajki. Rozstali się dwa lata temu, gdy „się wypaliło”, a on już nie chciał być bajkowym księciem. Obecnie Ewelina spotyka się z młodszym o 10 lat znajomym. Trudno nazwać to prawdziwym uczuciem. I obie strony nie zamierzają angażować się mocniej. Młodszy partner pod wieloma względami jednak Ewelinie odpowiada, w dodatku, jak mówi, „odmładza ją” i nie przynudza. O małżeństwie nie myśli ani on, ani ona.

Odrzucenie małżeństwa może wiązać się z negatywnymi doświadczeniami, np. z dzieciństwa, z obserwacji otoczenia, nieszczęśliwych par małżeńskich. Kobiecie, która widziała nieszczęśliwe związki, a nie ma wzorców pozytywnych, trudno uwierzyć w możliwość szczęśliwego życia we dwoje.

– Zaczyna wtedy dominować wewnętrzny strach przed tym, że nie będzie różowo, że małżeństwo to wieczne problemy, a małżeństw udanych i szczęśliwych jest jak na lekarstwo – opisuje dr Zalewska. – Calineczki wolą więc żyć samodzielnie lub w krótkich, przelotnych związkach. I fruwać z kwiatka na kwiatek. Część kobiet też po prostu chciałaby, żeby życie małżeńskie zawsze było idealne. A ponieważ uważają, że ideałów nie ma, a małżeństwo wymaga wysiłku i pracy, odrzucają je. Jak mała dziewczynka odrzuca coś niewygodnego i zbytnio angażującego.

Smarkata czy nieszczęśliwa?

Kamil jest 37-letnim rozwodnikiem. Jak mówi – ożenił się z kobietą niedojrzałą, „smarkatą” mimo wieku. – Marta jest trzy lata młodsza. Pobraliśmy się 10 lat temu, 6 lat temu wzięliśmy rozwód. Nie było wyboru. Uzależniona od zakupów, mamusi, głupich filmików i spotkań z jeszcze głupszymi psiapsiółkami. Nie chciała być tak naprawdę żoną, tylko obsługiwaną dziewczynką. Próby terapii nie powiodły się, bo po prostu Marta je odrzucała. W końcu zażądała rozwodu. Nie mieliśmy dzieci, szybko to poszło…

Teraz Marta mieszka wspólnie z matką. Jak podstarzała nastolatka. Kamil stara się o stwierdzenie nieważności sakramentu małżeństwa, bo – jak mówi – nie miał pojęcia, że związał się z wieczną, kompletnie niedojrzałą dziewczynką. – Czy jest szczęśliwa? Tego nie wiem. Wiem, że mnie unieszczęśliwiła.

Calineczka jest więc potencjalnie niebezpieczna dla otoczenia? Dr Dorota Jankowska uspokaja: – Jeśli wokół Calineczki są osoby, które dzięki niej dobrze się czują, rozwijają w sobie określone cechy, to nie widzę tu niebezpieczeństwa. Maskotki bywają fajne, jeśli wszystko dobrze się układa i życie nie sprawia wielkich problemów. Jednak nie nadają się do poważnych zadań i trudności: na niepogodę nie nadają się – uważa dr Jankowska. – Co też ważne: Calineczka nie znosi obok siebie drugiej Calineczki (albo Piotrusia Pana), bo nie ma na kim się oprzeć. Jeśli zatem są to jednostkowe przypadki, nie powoduje to większych problemów. Gorzej, jeśli pojawiłyby się całe grupy wymagających opieki Calineczek. Z punktu widzenia społeczeństwa obywatelskiego niedojrzała i infantylna kobieta nie jest materiałem na dojrzałego uczestnika życia społecznego. To wszystko, co pasuje kulturze konsumpcji, pozostaje w sprzeczności z budowaniem odpowiedzialności społecznej.

Ile jest Calineczek?

Jaka jest w ogóle skala zjawiska? Czy jest ono powszechne? Czy można temu przeciwdziałać? – Bardzo powszechne nie jest, jednak się poszerza – uważa dr Zalewska. – A przeciwdziałać można poprzez walkę z mitami. Pokazując, że każde zachowanie ma konkretne konsekwencje. Ucząc młodych odpowiedzialności, tego, że życie i jego fazy zmieniają się. A ucieczka od dorosłości to błędne koło.

Według Zalewskiej, istotne jest też umocnienie poczucia wartości u kobiet. – Poprzez pokazywanie jej pozytywnej roli w życiu społeczeństwa, pokazywanie kobiet silnych, podejmujących wyzwania, realizujących siebie, a jednocześnie żyjących w małżeństwie i rodzinie. Lub też żyjących samodzielnie, jednocześnie odpowiedzialnie i dojrzale – mówi.

Dr Dorota Jankowska dodaje, że wiele zależy od wczesnego wychowania. Dzieci powinny dorastać ze świadomością, że są niezależnymi osobami, ale nie „lalkami”, nierealnymi postaciami z bajek. – Nie tworzyłabym jednak potrzeby programu „kontracalineczkowego”, skupionego na tym jednym zjawisku. Lepiej spojrzeć szerzej i przyjąć, że współczesność kryje wiele pułapek, ale i fantastycznych możliwości. Trzeba po prostu świadomie i mądrze wybierać.