Kobieca pomoc?

Agata Puścikowska

GN 38/2017 |

publikacja 21.09.2017 00:15

Przewrotny to świat, który pomocą nazywa śmierć, a nadzieją – brak nadziei.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Przez duże polskie miasto przechodzi huragan. Mieszkańcy tracą wszystko. Ludzie są zrozpaczeni. Pozbawieni nadziei i dachu nad głową. Wśród mieszkańców są i kobiety w ciąży. W podwójnie dramatycznej sytuacji, zagubione i przerażone. Pytanie: czego im wtedy najbardziej potrzeba? Logika i serce jednocześnie dyktują odpowiedź: potrzebują opieki, czyli miejsca do życia, ciepłego posiłku, ale też dobrego słowa i zapewnienia, że mimo dramatyzmu sytuacji uda się odbudować życie. Bo się uda. Tyle że ta logika i serce nie są udziałem wszystkich. Bo oto Whole Woman’s Health, amerykańska organizacja „broniąca praw kobiet”, oferuje bezpłatną aborcję kobietom poszkodowanym przez huragany, które niedawno przeszły przez Stany Zjednoczone. Kilkadziesiąt osób skorzystało z owej „pomocy”. Można przypuszczać, że będzie ich więcej.

Biedne kobiety, biedne matki. Szok, straszliwa trauma, poczucie beznadziei. A jedyna proponowana „realna” pomoc to zabicie dziecka. Aż dziwne, że na prośbę o chleb panie nie dostają w głowę tępym narzędziem. Żeby humanitarnie głodu nie czuły...

Przewrotny to świat, który pomocą nazywa śmierć, a nadzieją – brak nadziei. Jaki to zresztą brutalny symbol i opis czasów: nastąpił huragan, życie ludzie zostało zagrożone. A zamiast cieszyć się, że jednak przetrwało, że się odrodzi i zachowa, nowe życie trafia na szafot „pomocy”. To, co się odrodziło i przetrwało mimo kataklizmu, zostanie zabite. Przez „pomocnego” człowieka.

Takie propozycje – aborcji z litości – w zasadzie i my dobrze znamy. Choć powód jest oczywiście inny. Tam uruchamiana jest litość względem matki i dziecka: no niech się nie męczy w trudnych warunkach po huraganie. Tu, u nas, działa litość względem matki i chorego dziecka: no niech się nie męczą niepełnosprawnością. Nic to, że życie ważniejsze jest od tzw. warunków czy pełnego zdrowia.

W jednym i drugim przypadku wydaje się jednak, że owa litość to nic innego, jak ściśle wyliczony i przemyślany pomysł na ograniczenie kosztów realnej pomocy. Ubrany oczywiście w szatki mniejszego zła. Taniej i szybciej zabić, niż naprawdę pomóc. Tyle że prawdziwe koszta poniesie potem matka, bo tania litość nie jest dobrem. Niesie ból, niesie rozpacz. Poczucie zawodu, że nikt nie wyciągnął ręki z realną pomocą. Ale kto by się już tym przejmował? •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.