Palcem (nie) kiwnąć

ks. Wojciech Parfianowicz

publikacja 01.11.2017 04:45

To wyrażenie w dobie smartfonów i tabletów zyskało nowe znaczenie. Bez – dosłownie – kiwnięcia palcem nie da się przecież obsłużyć urządzenia z ekranem dotykowym. A co wtedy, gdy palcem trzeba kiwnąć, żeby naprawić krzesło, sklecić półkę czy wybudować altankę?

Piłowanie, szlifowanie, uderzanie młota o kowadło. Hałas?  – To piękne dźwięki  – mówi Jacek Szuba, pasjonat majsterkowania. ks. Wojciech Parfianowicz Piłowanie, szlifowanie, uderzanie młota o kowadło. Hałas? – To piękne dźwięki – mówi Jacek Szuba, pasjonat majsterkowania.

Co to jest plazma? Większość ludzi, szczególnie tych młodszych, odpowie – telewizor. Są jednak tacy, dla których plazma to przede wszystkim... przecinarka do metalu. Heblują, frezują, szlifują, przycinają, co nie znaczy, że równie dobrze nie klikają, wygooglowują, lajkują czy mejlują. Po prostu odkrywają świat, który pozwala im z nieświadomych użytkowników przemienić się w kreatywnych twórców. Adam Słodowy, guru wszystkich majster-klepków ostatnich dziesięcioleci poprzedniego wieku, byłby z nich dumny.

Niektórzy twierdzą nawet, że majsterkowanie, bo o nim mowa, przeżywa ostatnio, nie tylko w Polsce, prawdziwy renesans. Faktycznie, wysyp różnego rodzaju filmików instruktażowych z dziedziny „Zrób to sam”, np. na kanale YouTube, jest widoczny. Trudno policzyć kilkuminutowe wideoporadniki dotyczące choćby samego tylko szlifowania drewna. Każdy z nich ma po kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Aż 20-minutowy pokaz usuwania starej farby z mebli – ponad 100 tysięcy.

Popularny portal aukcyjny Allegro – notując 30-procentowy wzrost zainteresowania artykułami związanymi z urządzaniem i remontowaniem domów – zlecił nawet specjalne badania na ten temat. Okazało się, że Polska majsterkuje na potęgę.

Duch pomysłowego Dobromira zawitał także nad Słupię. Od kilku miesięcy przy ul. Wyspiańskiego w Słupsku działa niezwykłe miejsce – „Męska Szopa”.

Taka filozofia

W jednym rogu tego w sumie niewielkiego pomieszczenia stoi 150-kilogramowe kowadło obwieszone młotami i kleszczami. Na ścianach niezliczona ilość dłut, wkrętaków, wierteł. Jest też dobrze wyposażona sekcja strugów, które mają co najmniej kilkadziesiąt lat. Są również imadła, spawarki, piły, słowem – wszystko, czego dusza majsterkowicza zapragnie.

– To taki nasz plac zabaw – nieco żartuje Jacek Szuba, inicjator „Męskiej Szopy”, prezes słupskiej Fundacji Indygo. – Każdy, kto ma smykałkę majsterkowicza, może się tutaj odnaleźć – dodaje.

Spora część ze zgromadzonych w warsztacie sprzętów pochodzi z jego własnej kolekcji. – Reprezentuję to pokolenie, które w szkole miało jeszcze tzw. ZPT. To właśnie tam zaraziłem się miłością do narzędzi – wyjaśnia.

„Męska Szopa” ma prostą filozofię działania: lepiej naprawiać niż wyrzucać i kupować. – To jest miejsce, w którym nadajemy starym, zużytym rzeczom nowe życie. Reanimujemy je. Czasem wymyślamy nowe przedmioty, używając jako surowca rzeczy, które powędrowałyby do kosza – tłumaczy Jacek Szuba, podając jako przykład rikszę, która przejechała ulicami Słupska podczas rekonstrukcji wybuchu powstania warszawskiego. Pojazd powstał w „Szopie” ze starego roweru na podstawie przedwojennych zdjęć ze stolicy.

Zrób to (nie) sam(a)

Do słupskiej „Szopy” może przyjść każdy, kto ma coś do naprawienia albo wykonania, a nie dysponuje narzędziami.

– Pomijam kwestię pieniędzy, ale żeby mieć taką piłę stołową, spawarkę czy kowadło, to wymaga miejsca. Poza tym, jeżeli potrzebuje się użyć czegoś od czasu do czasu, niekoniecznie trzeba od razu to mieć – mówi Michał Szymkiewicz, jeden z bywalców warsztatu, który wydaje się idealnym rozwiązaniem dla majsterkowiczów, którym przyszło żyć na przykład na miejskim blokowisku.

Michał Szymkiewicz, podobnie jak Jacek Szuba, jest typowym przykładem tzw. złotej rączki. Jak mówi, „każdy ma jakiś talent i jakieś predyspozycje...” – do majsterkowania oczywiście.

Gdyby jednak ktoś miał inne zdanie o swoich umiejętnościach, w dodatku potwierdzone brakiem domowych sukcesów, również może odnaleźć się w „Męskiej Szopie”. – Zazwyczaj tak się składa, że są tutaj osoby, które doskonale wiedzą, do czego służą przede wszystkim te dwa narzędzia, w które jesteśmy wyposażeni, czyli ręce. Bardzo chętnie pomogą, podzielą się swoją wiedzą – zapewnia Jacek Szuba. – Bardzo lubię, kiedy trafiają tutaj ludzie, którzy nie wiedzą, jak coś zrobić, a ja mogę im pomóc – potwierdza jego słowa Michał Szymkiewicz.

Do „Szopy”, choć z nazwy jest męska, trafiają także kobiety. Okazuje się, że także panie lubią majsterkować. – Jest tutaj sporo fajnego sprzętu i świetny instruktor, który zawsze pomoże, coś pokaże, a część rzeczy nawet zrobi za mnie, jeśli okażą się za trudne – mówi Ada Bartczak.

Dla... bohaterów

Słupszczanka zainteresowała się robieniem witraży. – Przychodzę tu od lutego raz w tygodniu i ćwiczę metodę Tiffaniego. Piłujemy kawałki szkła i po wyczyszczeniu ich obklejamy taśmą miedzianą i lutujemy. Lutowanie wychodzi mi najlepiej. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam. Weszłam tu do „Szopy” bez umiejętności, a teraz... coś już potrafię – cieszy się majsterkowiczka.

– Organizujemy też warsztaty dla dzieci. Pokazujemy im rzadkie zawody, np. kowalstwo. Dzieci nie mają nieraz pojęcia, jak trzymać niektóre narzędzia. Dziwią się, że po rozgrzaniu metal można wyginać – mówi Jacek Szuba.

Szef Fundacji Indygo wskazuje na jeszcze jedną rolę słupskiego warsztatu. – Czasami tata przychodzi do nas z synem albo dziadek z wnuczkiem. Może wykazać się wiedzą i zostać... bohaterem.

Satysfakcja przede wszystkim

Kamil Michaluk z każdej strony ogląda krzesło ze swojej kuchni, które przyniósł do „Szopy”, aby je naprawić. – Pękło przy siadaniu – pokazuje uszkodzenia. – W zeszłym tygodniu zrobiłem tu sobie półki do sypialni – mówi z dumą.

– Sporo się tu nauczyłem, na przykład korzystania z piły taśmowej. Dzięki niej wycinam drewniane zabawki dla moich psów. Zamiast kupować, robię je sam – cieszy się mężczyzna i zapewnia, że dzięki majsterkowaniu można nieraz oszczędzić sporo pieniędzy. – Robiłem sobie szafę pod schodami i stolarz za docięcie drzwi przesuwnych zażądał 200 złotych. Tutaj w ciągu dwóch godzin sam sobie z tym poradziłem – przyznaje z zadowoleniem.

Jednak w filozofii „Zrób to sam” nie chodzi przede wszystkim o pieniądze. Jak wskazują wspomniane na początku wyniki badań Allegro, kwestia oszczędności jest dopiero na czwartym miejscu, jeśli chodzi o powody zajęcia się majsterkowaniem. Przede wszystkim jest ono traktowane jako hobby, które daje radość i spełnienie.

A może takie miejsce byłoby też ciekawym sposobem na duszpasterstwo? Skoro Pan Jezus nierzadko zaglądał do warsztatu św. Józefa, może bywałby także w parafialnej „Szopie”?