Historyjka o nieudanym torcie

Agata Puścikowska

GN 47/2017 |

publikacja 23.11.2017 00:00

Wszystko potrafisz i umiesz? I zawsze ci wychodzi? Otóż nie. I bardzo dobrze!

Historyjka o nieudanym torcie

Czterolatek zażyczył sobie na urodziny tort w kształcie dinozaura. I miał być zielony. Cóż, nie takie torty się robiło. Były już motyle, torty w kwiatki, serduszka i inne. Dinozaur to pikuś. Zamówienie zatem zostało przyjęte. Jednak na tydzień przed uroczystością jubilat zmienił zdanie: chce koniecznie... wulkan. Wulkan – też sprawa zasadniczo prosta. A nawet jeśli coś pójdzie nie tak, słodka lawa z czekolady przykryje wszystko. I efekt będzie wulkaniczny. Jednak dwa dni przed imprezą czterolatek kategorycznie stwierdził, że chce tort... biały. Biały i koniec. Biały jak śnieg. Biały. I widać było, że nie żartuje...

Trudno. Miał być dinozaurowy bądź wulkaniczny popis kunsztu tortowego, a będzie tort biały, czyli zwykły, nudny, trochę taki poniżej możliwości. Biszkopt biały, robiony tak jak zawsze. Prościzna. Ubić, przelać, zamieszać. Wstawić do piekarnika. Niecała godzina i... widać było, że coś poszło nie tak. Że miękki jak nigdy. Po wystygnięciu był tak puszysty i zbyt biszkoptowy, że trzech blatów nie dało się zrobić. Cóż, można i dwa. Mięciutkie i puszyste. Doda się dobry krem i po kłopocie.

Ale krem z bitej śmietany i białej czekolady wcale nie wyszedł tak doskonały, jak powinien. Nie wiedzieć właściwie czemu. Może inna śmietana, może czekolada. Dość stwierdzić, że ciut się rozmemłał. Więc połączenie zbyt pulchnego biszkoptu i rozciapanej masy nie było szczytem cukierniczych marzeń i umiejętności. Nic to, może się jakoś zsiądzie.

Zsiadł się, a nawet usiadł. Jakiś taki trochę pokurcz, nie idealnie prosty, nie idealnie okrągły. Bez idealnych kantów. Trudno. Nie ma czasu na nowy. To teraz polewa. Miała być biała, wyszła beżowa jak... ściera. Beżowy tort jak ściera. Pycha...

I wtedy przyszedł szał twórczy, bo od czego są barwniki spożywcze? Na beżowym torcie nakleksowane zostały kolory wszelkie. Wyszedł efekt i kosmiczny, i wybuchowy. Wypał i niewypał. Sytuację ciut ratowały świeczki – piraci. Ale i tak strach był, jak czterolatek – wybredny esteta – zareaguje. I to przy gościach...

Podobało mu się. Uff. Gościom tort również radość sprawił –wizualną. Dobrze czasem słodkim tortem przynosić radość nie tylko podniebieniu.

Czy tort był porażką? W jakimś sensie tak. Czy był potrzebny? Po wielekroć. Zarówno dziecku (jednak kochane jest i wdzięczne, bo kolorki zaakceptowało), jak i gościom (takiego tortu nie widzieli, jak żyją). I matce – twórczyni, której dobrze na pokorę zrobił i słodko do pionu postawił: uczyć się trzeba całe życie. Nie tylko torty robić. A gdy się wydaje, że coś umiemy, warto powiedzieć „sprawdzam”. I... uczyć się od nowa. Smacznego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.