Nasz swat, św. Józef

Agata Puścikowska

publikacja 31.12.2017 04:45

Byli z różnych światów. Mieli własne plany. Poznał ich dyskretny święty…

Maria i Przemek z małym Antonim Józefem: – To dzięki św. Józefowi jesteśmy rodziną. Tomasz Gołąb /Foto Gość Maria i Przemek z małym Antonim Józefem: – To dzięki św. Józefowi jesteśmy rodziną.

Maria, Przemek i mały Antoni Józef mieszkają na Mariensztacie, w wolnym tłumaczeniu – maryjnej dzielnicy starej Warszawy. Na honorowym miejscu mieszkania – ikona Świętej Rodziny. Taki ideał, do którego dąży się całe życie. Święty Józef patrzy z tej ikony uważnie i dyskretnie: co u tej jego pary się dzieje? Czy wywiązuje się z obietnic?

Dwa światy

Maria, uporządkowana architekt krajobrazu i dziennikarka. Pochodzi z rodziny warszawskich architektów. Rodzice, dwoje rodzeństwa. Wiara i religia w rodzinie zawsze były ważne. Choć podczas okresu buntu i naporu to matka podsuwała swoim dzieciom modlitwy i przypominała, co w życiu najważniejsze. – Wzięłam od mamy modlitwę do św. Józefa o dobrego męża. Modliłam się regularnie, choć przyznam, że nie jest ona najłatwiejsza. Bo trudno powierzyć komuś swoje życie. I trudno przed trzydziestką modlić się słowami: „Dziękuję, że jeszcze nie wyszłam za mąż”…

Przemek, niegdyś żołnierz zawodowy, a wcześniej dusza nieskrępowana, szukająca wrażeń. Odważny. Gdy patrzy na Marysię karmiącą Antoniego Józefa, chyba wciąż stara się uwierzyć, że połączenie ognia i wody, dwóch światów, dusz i doświadczeń, było w ogóle możliwe. – Gdyby po ludzku na to wszystko spojrzeć, nasz związek i cała ta historia nie mogłyby się wydarzyć. Ale nad nami ktoś czuwał i ktoś nas ze sobą poznał.

Przemek bierze na ręce nakarmionego Antoniego Józefa. Antoni ma cztery miesiące i chyba nie do końca zdaje sobie jeszcze sprawę, komu zależało na tym, by przyszedł na świat… – Ja św. Józefa nie znałem. Jak pewnie dla wielu katolików, był dla mnie po prostu świętym z obrazka, towarzyszem Maryi, postacią z szopki betlejemskiej. A to przecież potężny święty. I na szczęście znalazł do mnie drogę. Drogę do nas – poprawia się Przemek. – Połączył dwie tak różne historie, że widzę w nim doskonałego stratega. Dyskretnego.

Przemek rozmyśla: Józef jest zawsze w cieniu, a nie był wybrany przypadkiem. Miał takie cechy, które przydały się w jego misji. Przedstawiony jako mężczyzna cichy i skryty w cieniu, co było jego atutem. Mało mówił, dużo robił. Taki męski wzorzec. Mąż doskonały.

Historia Przemka

Przemek nie zawsze był blisko Boga, nie zawsze wiara była dla niego ważna. – Jednak człowiek dojrzewa, a Pan Bóg nie zapomina. Więc i o mnie zaczął się upominać. Stopniowo, małymi krokami. Święty Józef też miał tu swój wpływ… – dodaje. Bo kiedy zaczął iść ścieżką wiary, święty stanął na jego drodze. Bardzo dosłownie. – Szedłem ulicą Szczecina. Na jednym ze skrzyżowań przyszła nagle myśl: święty Józef. Święty Józef i koniec! Przyszedł do mnie tak po prostu, choć kompletnie nie zrozumiałem przesłania. Tej myśli nie odrzuciłem. Zaczynałem drogę z Kościołem i wiarą, więc najwyraźniej potrzebowałem przewodnika – wspomina Przemek. – Postanowiłem o świętym poczytać.

Ale jak to w życiu bywa, zapomniał. – Dwa miesiące później św. Józef postanowił jeszcze raz o sobie przypomnieć. Poszedłem do spowiedzi. To była jedna z ważniejszych spowiedzi w moim życiu.

Mądry spowiednik pytał i rozmawiał. A na koniec powiedział: „Jest pewien mężczyzna, do którego powinieneś się zwracać. To św. Józef”. – Nie skojarzyłem tego polecenia z wcześniejszym doświadczeniem. Wróciło nagle i wszystko powiązało się w całość, gdy kolejny raz przechodziłem przez tamto szczecińskie skrzyżowanie.

Przemek zaczął o św. Józefie czytać. A im więcej czytał, tym więcej rozumiał i chciał naśladować męża Maryi. – Przyjąłem go jako patrona. Wypowiedziałem akt zawierzenia. Wtedy byłem na początku drogi do pełnego nawrócenia. Święty Józef zaczął go prowadzić i ochraniać. Jak to ma w zwyczaju.

Przemek trafił też do Ruchu Czystych Serc. Zaczął modlić się za wstawiennictwem św. Józefa o dobrą żonę.

Historia Marii

W 2010 r. Maria przeżywała poważny kryzys związany z rozstaniem. Bez św. Józefa byłoby jeszcze trudniej. – Wtedy już regularnie odmawiałam modlitwę do św. Józefa, którą podsunęła mi mama – uśmiecha się Maria. – Doszłam do wniosku, że nie zaszkodzi się modlić. I tak, od czasu do czasu, raz częściej, raz rzadziej, modliłam się o przyszłego męża. Ale w czasie kryzysu tak naprawdę udawało mi się jedynie wypowiadać słowa: „Doprowadź do zerwania każdej relacji, która się Bogu nie podoba”. Mówiłam te słowa i święty pomógł. Dał siłę i światło…

Mijały lata. Maria też należała do Ruchu Czystych Serc. – Po rozstaniu postanowiłam kolejne relacje oprzeć na wierze. Przeorganizowałam życie, przeszłam kurs dla animatorów RCS. Chciałam też przepracować i uzdrowić pewne sprawy, które zaważyły na tym, że wcześniejsza relacja nie udała się. Jednocześnie z tyłu głowy miałam myśl: „Maryśka, latka lecą! Niedługo trzydziestka, a ty sama!”.

Maria uśmiecha się do gaworzącego Antoniego Józefa. Pewnie kiedyś też włoży mu do ręki modlitwę do św. Józefa. By mądrze wybierał… – Wcześniej miałam własne wizje co do przyszłego męża. Okazało się, że to jednak warto niebu powierzyć aranżowanie swojego małżeństwa – śmieje się Maria. – Modliłam się do św. Józefa, jeździłam też na spotkania wyjazdowe RCS. I na jednym z nich usłyszałam o Przemku. Zaimponowało mi to, że chciało mu się na dwa dni jechać ze Szczecina do Częstochowy. Ale wtedy, nawet oficjalnie, się jeszcze nie poznaliśmy…

Poznanie

– Wystarczyło jednak, że to św. Józef Marysię znał dobrze – śmieje się Przemek. – Niesamowite, że wybrał mnie, prostego chłopaka ze Szczecina, na jej męża. Ale po kolei.

A po kolei było tak, że najpierw był wyjazd do Częstochowy, potem modlitwa o dobrą żonę do św. Józefa. A następnie po raz pierwszy Przemek zobaczył Marię. – Tak naprawdę odmówiłem modlitwę raz. Faceci nie gadają w kółko o tym samym. Ja prosiłem, święty słuchał. Wystarczyło. Następnego dnia zobaczyłem Marysię – ale to był dzień wyjazdu. Wtedy nie rozmawialiśmy nawet przez chwilę. Dla mnie Marysia była takim… nieosiągalnym dobrem. Jednak, jak się okazuje, procedura „miłość” została rozpoczęta…

Minęło kilka miesięcy. Na kolejnym wyjeździe RCS Maria i Przemek zostali przydzieleni do jednej grupy. Ona była animatorką. – To nie była miłość od pierwszego wejrzenia – mówi szczerze Maria. – Słuchaliśmy siebie, rozmawialiśmy. Mnie się spodobało, że Przemek nie gadał, tylko mówił w sposób stonowany, raczej rzadko. Za to po męsku i z sensem. A jednocześnie na luzie. Nie narzucał się, nie grał. Czułam, że to po prostu mądry facet.

Powoli coś zaczynało się między nimi dziać. – Co krok były jakieś miniwydarzenia, znaki. To działo się bardzo delikatnie i stopniowo. Nigdy nie miałam takich odczuć, jakby z zewnątrz ktoś podpowiadał: „Zwróć na niego uwagę” – opowiada Maria. A Przemek się lekko uśmiecha.

On w Szczecinie. Ona w War­szawie. Spotykali się gdzieś w Polsce, na wyjazdach z przyjaciółmi. Rozmawiali coraz więcej i więcej. Poznawali się. W 2016 r. byli już parą. – Jeździliśmy na randki, modliliśmy się wspólnie do św. Józefa. Ja służyłem w marynarce, miałem uregulowane życie i plany zawodowe. A Maria miała swoje sprawy…

– Świadomie przewartościowaliśmy nasze plany, wizje na przyszłość. Przeorganizowaliśmy dwa życia, by być razem. Zaręczyliśmy się i dzięki św. Józefowi trwaliśmy w czystości – mówi Przemek.

– Ślub wzięliśmy w październiku 2016 r. Był piękny – dopowiada Maria.

Młodzi chwilę zastanawiali się: poczekać z dzieckiem czy nie? Podczas krótkiej podróży poślubnej weszli do kościoła. Zaczynała się Msza z intencją: o upragnione dzieci dla małżeństw. Przypadków nie ma. Dziewięć miesięcy później urodził się Antoni Józef. – W modlitwie do św. Józefa jest obietnica, że pierwszy syn będzie miał na imię Józef. Ponieważ jednak w bliskiej rodzinie jest już mały Józio, synkowi daliśmy to imię jako drugie – opowiadają. A Antoni Józef potakuje, gaworząc.

– Bóg jest strategiem i musiał dużo w nas przeorganizować. A św. Józef jest Jego żołnierzem. Skutecznym – mówi Przemek.

Na końcu modlitwy do św. Józefa jest zalecenie: „Święty Józefie, obiecuję mówić innym, że tak dobrego męża (żonę) mam dzięki Tobie”. – Co niniejszym czynimy. Amen. Maria i Przemek.