Azyl w środku lasu

Justyna Liptak; Gość gdański 50/2017

publikacja 25.12.2017 04:45

– Połknięcie dużej liczby tabletek nasennych nie wchodziło w grę. Chciałam czuć ból, wykończyć się. Dlatego postanowiłam się zapić – opowiada jedna z mieszkanek Domu Samotnej Matki.

Każdego roku mamy ze swoimi pociechami i siostry kanoniczki Ducha Świętego spotkać można na Marszu dla Życia i Rodziny. Justyna Liptak /Foto Gość Każdego roku mamy ze swoimi pociechami i siostry kanoniczki Ducha Świętego spotkać można na Marszu dla Życia i Rodziny.

Kobieta jest matką prawie rocznej Amelki, która z zaciekawieniem rozgląda się po pokoju. – Mam jeszcze dwie córki. Jedna ma 10 lat i mieszka we Włoszech. Druga, 6-letnia, przebywa w rodzinie zastępczej. Mieszkałyśmy w naprawdę trudnych warunkach, ale przynajmniej byłyśmy razem – mówi pani Justyna.

„Przecież nie musisz rodzić”

Kiedy odebrano jej dziewczynki, kobieta zupełnie się załamała. – Piłam nieprzerwanie, do upadłego, bo chciałam się zabić, ale nie łykając tabletki i odchodząc bez bólu. Chciałam żeby bolało, bo w końcu nie umiałam zrobić nic, żeby zatrzymać dzieci – wspomina. Z tamtego okresu niewiele pamięta. Otrzeźwienie przyszło dopiero, kiedy w ciężkim stanie trafiła do szpitala. – Nie wiem, jak to się stało, ale podobno był to ostatni dzwonek, żeby mnie uratować. Nałóg kompletnie mnie wyniszczył – leżałam sparaliżowana i myślałam, że skoro nie umarłam, to znaczy, że muszę żyć – wspomina.

Ogromną obawą pani Justyny jest, aby jej dzieci nigdy nie wpadły w nałóg alkoholowy. – Modlę się o to każdego dnia, to jest straszna choroba – podkreśla. Po rehabilitacji opuściła szpital i postanowiła, że nie sięgnie więcej po alkohol. Odnowiła kontakty ze starym znajomym i miała widoki na nowe lepsze życie, a może nawet odzyskanie córek. – Wszystko układało się świetnie, mieliśmy plany, ale tylko do czasu. Bo kiedy dowiedział się, że będziemy mieli dziecko (Amelię – red.), natychmiast odsunął się ode mnie. A ja potrzebowałam wsparcia i miłości. Napisałam do niego, że nie dam sobie rady z dzieckiem. W odpowiedzi przyszło: „Przecież nie musisz rodzić”. To mnie utwierdziło w przekonaniu, że on mi nie pomoże i muszę jakoś sama to wszystko ogarnąć – mówi pani Justyna.

Rozwiązaniem stało się położone w sercu Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego Matemblewo i znajdujący się tam Dom Samotnej Matki. – Jestem spoza Gdańska i kiedy usłyszałam, że mam tu przyjechać, tak daleko od miejscowości, w której mieszkałam, trochę się przestraszyłam. Jednak ostatecznie dla kogoś, kto nie ma dachu nad głową, tylko zbliżający się termin porodu, była to jedyna, słuszna opcja – wspomina matka. Nie wiedziała nic o placówce, do której jedzie – oprócz tego, że jest tam dla niej i dziecka miejsce.

– Była sobota, kiedy tu dotarłam. Pamiętam, że kiedy zobaczyłam siostry zakonne, bardzo się zdziwiłam – a raczej byłam w totalnym szoku. Ale tylko przez chwilę, bo szybko uświadomiłam sobie, że znalazłam w końcu bezpieczną przystań. Zakochałam się w tym domu, w jego spokoju i bezpiecznej aurze – podkreśla. Pani Justyna jest pełna nadziei na lepszą przyszłość. – Zaczęłam staż, bo bardzo chcę wyjść stąd mądrzejsza i z doświadczeniem zawodowym. Wierzę, że uda mi się ułożyć życie tak, abym mogła utrzymać siebie i Amelkę. No i mam jeszcze wielkie marzenie – żeby spotkać się z moją najstarszą córką – mówi.

Opowieść o nowym życiu

W tym roku minie 25 lat od podpisania przez abp. Tadeusza Gocłowskiego pierwszego dokumentu umożliwiającego stworzenie w diecezji gdańskiej Domu Samotnej Matki. – Jest to miejsce interwencji w sytuacjach, kiedy zagrożone jest bezpieczeństwo matek i ich pociech – tych narodzony i tych dopiero poczętych. Dom łączy się bardzo mocno ze znajdującym się obok sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej, do którego pielgrzymują rodziny z prośbą o potomstwo – wyjaśnia ks. Janusz Steć, dyrektor Caritas Archidiecezji Gdańskiej, która od pięciu lat prowadzi placówkę razem ze siostrami kanoniczkami Ducha Świętego. Dyrektor podkreśla, że Dom Samotnej Matki jest wymierną realizacją wyzwania, przed którym staje Kościół, dotyczącego zabezpieczenia życia. – Nie tylko mówimy, zachęcamy, wskazujemy drogę, ale bardzo realnie poprzez ten dom pomagamy. Naszą misją jest prowadzenie profilaktyki i edukacji kobiet – wsparcia merytorycznego, terapeutycznego, duchowego oraz socjalnego – wymienia ks. Steć.

Zamiast przenikliwej ciszy na korytarzu Domu Samotnej Matki w Matemblewie da się słyszeć śmiech i płacz najmłodszych mieszkańców placówki. W tym miejscu panuje domowa atmosfera. – Chciałyśmy stworzyć taki rodzinny klimat, w końcu mieszkamy ze sobą – wyjaśnia s. Samuela Ciesielska, która przez 15 lat była kierowniczką Domu Samotnej Matki oraz przełożoną klasztoru. Udało się to osiągnąć, czego dowodem są matki, które w każdej sytuacji mogą zgłosić się do sióstr po pomoc. – To powoduje, że opuszcza je niepewność – przestają się bać. Dom daje poczucie bezpieczeństwa i sprzyja wewnętrznemu wyciszeniu, co pozytywnie wpływa na dzieci – tłumaczy s. Samuela.

Jak podkreśla, siostry zawsze starają się dodawać otuchy i nadziei mieszkankom, aby te odzyskały siły i uwierzyły w siebie. – Bardzo często przyszłe mamy są przerażone tym, że za chwilę na świecie pojawi się mały człowiek, a one nie mogą zapewnić mu godnych warunków do życia. Mieszkanki domu najczęściej mają za sobą trudne doświadczenia, brak miłości i akceptacji ze strony najbliższych. Ma to, niestety, bardzo negatywny wpływ na ich działania – odbiera im siły. Niektóre mówiły nawet, że gdyby nie trafiły tutaj, to prawdopodobnie nie urodziłyby swoich dzieci – podkreśla siostra.

Mówi, że warto poświęcić czas i być cierpliwym, aby stać się świadkiem zmian zachodzących w myśleniu matek. – Ten dom kształtuje charakter. Nie podtykamy nikomu pod nos gotowych rozwiązań ani nie głaszczemy po głowach do przesady. Matki muszą same uporządkować swoje życie – nauczyć się odpowiedzialności, żeby w przyszłości potrafiły sobie radzić z problemami i przeciwnościami. Stają się pewniejsze siebie, znajdują pracę, zajmują się dziećmi. A później wracają, żeby nam o swoim nowym życiu opowiedzieć albo ofiarować pomoc na rzecz innych, mieszkających tutaj kobiet – opowiada s. Samuela.

Recepta na udaną pomoc

Przez 25 lat działalności placówka przyjęła ponad 2500 kobiet. Ania jest mamą ponad rocznej Laury. Jej domowa sytuacja była bardzo trudna. – Mój partner zaczął pić, a ja wiedziałam, że nie chcę w takich warunkach wychowywać dziecka. Dostałam skierowanie tutaj i zostałam – wspomina kobieta. Nie przywiozła ze sobą wiele. – Przede wszystkim nie wiedziałam, jak właściwie zająć się dzieckiem. Nie potrafiłam go nawet odpowiednio ubrać – mówi Ania. Z pomocą przyszły siostry. – Bardzo mi pomagały, zwłaszcza s. Samuela, którą potrafiłam obudzić w środku nocy, bo z Laurą coś się działo. Siostry mają bardzo dobre podejście do człowieka. Nigdy nie zostawiły mnie z żadnym problemem samej – wspólnie starałyśmy się znaleźć rozwiązanie – zapewnia.

Młodej matce udało się zrobić kurs na kasjera-sprzedawcę i wysłać Laurę do żłobka. – Dążę do usamodzielnienia się. Lubię to miejsce, ale marzy mi się własny kąt. Czuję, że sobie poradzę – mówi. Bo w domu otrzymała kompleksową pomoc – od konsultacji psychologicznych, poprzez spotkania z doradcą zawodowym, aż do możliwości udziału w kursie doszkalającym. – Wiem, że chcę stąd wyjść przygotowana do roli matki, która zapewni swojemu dziecku godne życie – dodaje.

Placówka stała się również miejscem ratunku dla trzech noworodków. – Jestem bardzo wdzięczna Bogu, że te mamy miały dość determinacji, żeby dziecko zostawić w oknie życia, a nie na śmietniku albo w lesie – mówi s. Samuela. Siostra na początku grudnia zakończyła posługę w Matemblewie. – Chwile spędzone przy sercu Matki Bożej Brzemiennej inspirowały mnie do jeszcze lepszej pomocy drugiemu człowiekowi, a zwłaszcza samotnym, czasami bardzo poranionym, mamom – mówi.

Recepta na udaną pomoc według. s. Samueli? – Być blisko drugiego człowieka, mieć otwarte serce, umieć wysłuchać i pocieszyć, a przede wszystkim być w swoich działaniach konkretnym. Jeśli ktoś prosi o buty, to warto się postarać i te buty dla niego zdobyć – wyjaśnia. Siostra Samuela nowy dom znajdzie na południu Polski, w Leżajsku. – Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie przez te lata. Czuję ogromną wdzięczność, którą zabieram ze sobą i która – mam nadzieję – będzie owocować w mojej przyszłej pracy – mówi. Zachęca też do dalszego wspierania Domu Samotnej Matki. – Tutaj przydadzą się pieluchy, kosmetyki do pielęgnacji dzieci, a także ubranka – wymienia.