Święty zarządca

Agata Puścikowska

publikacja 13.01.2018 04:45

Nad pianinem Święta Rodzina, na oknie św. Józef. A mały Józek wybiera pulchnymi paluszkami ciasteczka.

Rodzina Marty i Andrzeja  Otrząsków dzięki św. Józefowi ma nowy dom. roman koszowski /foto gość Rodzina Marty i Andrzeja Otrząsków dzięki św. Józefowi ma nowy dom.

Marta i Andrzej Otrząskowie są małżeństwem od ośmiu lat. Sześć lat temu urodziła im się Antonina, cztery lata temu Marcin. A dwa i pół roku temu urodził się Józek, chociaż jego mama zawsze zarzekała się, że nie nazwie tak syna. Najwyraźniej święty patron postanowił inaczej, bo dobrze sobie rodzinę upatrzył. I prowadzi.

Imiona od patrona

Niemal samo centrum Kędzierzyna-Koźla. Niedaleko przedszkole, szkoła, kościół, sklepy, czyli wszystko, co młodej rodzinie do życia potrzebne. Marta i Andrzej poznali się jeszcze na studiach – razem dojeżdżali pociągiem do Opola. Obecnie ona jest behapowcem i organistką, on – planistą produkcji. Chyba te ich zawody i pasje kształtują dom: ma być i śpiewająco, i porządnie zaplanowane. Choć akurat przy trojgu małych dzieciach rodzicielskie plany często zderzają się z przedszkolnymi wirusami czy zwykłymi fochami 2,5-latka. – Z dziećmi trudniej coś zaplanować, ale to urok życia w rodzinie. Uczy pokory – śmieje się Andrzej. – Pełne planowanie trzeba zostawić w pracy.

Praca Marty to (również) wieczory w kościele, prowadzenie chóru. Śluby, pogrzeby i w niedziele dwie Msze. – Lubię swoją pracę, a ponieważ nie pracuję na pełnym organistowskim etacie, mogę łączyć aktywność zawodową z wychowywaniem dzieci – opowiada Marta, przygotowując kluski śląskie na obiad.

Z przedszkola wracają Antosia i Marcinek. Mały Józek chętnie wita brata, bo jest już mocno znudzony siedzeniem z dorosłymi.

– Gdzie masz, Józiu, swojego św. Józefa? – pyta mama. Józek podbiega do figurki patrona. Obok stoją też figurki św. Antoniego i św. Marcina. Każde dziecko ma dobrą ochronę… – Już gdy byłam w ciąży, wybieraliśmy dzieciom imiona. Miały być ładne, ale przede wszystkim miały być niejako „prezentem” na całe życie, bo zależało nam na ochronie z nieba, na dobrych patronach. O ile „Antonina” i „Marcin” nie wywoływały większych emocji, o tyle „Józef” tak – śmieje się Marta. – Moja mama zawsze mówiła, że warto nazwać tak syna. Ja miałam wątpliwości, to imię wydawało mi się zbyt staromodne. Widać patron sam wybrał sobie Józka, bo gdy urodziłam małego, imię Józef i postać świętego patrona jakoś same powróciły. Czułam, że nie mogę się temu sprzeciwić. I synek został Józefkiem.

Święty Józef od zawsze

Święty Józef był niejako zawsze z panią Martą. Choć zwykle nie narzucał się i działał w ciszy. – W parafii mojego dzieciństwa był kult św. Józefa. Modliłam się więc do niego od dziecka. Choć pewnie dopiero w dorosłości zaczęłam odkrywać Józefa w kontekście rodziny: jako najlepszego opiekuna – mówi pani Marta.

Andrzej długo nie znał świętego bliżej. Choć jego mama modliła się właśnie do św. Józefa o dobrą żonę dla syna. – Mama używała diecezjalnego modlitewnika, w którym są modlitwy o dobrą żonę i o dobrego męża – opowiada Andrzej. Przy modlitwie o dobrą żonę jest wezwanie do Józefa: „Święty Józefie, miłośniku czystości i wzorze wielkiej roztropności, uproś mi tę łaskę u Boga. Amen”. Łaska to oczywiście dobra żona…

– Ja byłam mocno aktywna na studiach: duszpasterstwo, wyjazdy, różne pomysły. Chłopaka nie miałam. W końcu zaczęłam wzdychać do św. Józefa, by pomógł mi kogoś poznać. I też korzystałam z diecezjalnego modlitewnika.

Andrzej i Marta pod koniec studiów byli parą. Andrzej oświadczył się po roku, a po kolejnym wzięli ślub.

Historii Otrząsków przysłuchują się dzieci. Przysłuchuje się też wisząca nad pianinem ikona Świętej Rodziny. Św. Józef lekko się uśmiecha.

Dom od Józefa

Mieszkali w trzech pokojach na piętrze. Najpierw, gdy byli sami, mieszkanie było w sam raz. Gdy zaczęły rodzić się dzieci, jakby się kurczyło. – Najtrudniejsze dla mnie było wdrapywanie się po schodach z dziećmi. Zaczęliśmy myśleć o zamianie mieszkania. O domu nawet nie pomyśleliśmy, ze względów ekonomicznych i logistycznych – jesteśmy realistami. Szczytem marzeń było mieszkanie czteropokojowe na parterze… – opowiada Marta.

I przypomina sobie jeszcze jedno wydarzenie. – Kilka lat temu w „Gościu Niedzielnym” przeczytałam reportaż o pewnej rodzinie, której św. Józef „załatwił” dom. Westchnęłam w duchu: „Może i nam byś pomógł, św. Józefie?”. Widocznie święty wziął to bardzo na serio, bo po ludzku wszystko, co się potem zdarzyło, nie ułożyłoby się tak dobrze.

Otrząskowie zaczęli rozglądać się za mieszkaniem, gdy mały Józek był już na świecie. – Któregoś dnia kolega z pracy powiedział, że niedaleko jest dom na sprzedaż. Mówił, że ładny i z ogródkiem. Postanowiłem obejrzeć – opowiada Andrzej. – Pojechałem tam i faktycznie: świetna lokalizacja, dom w sam raz dla rodziny z dziećmi. Zacząłem się nim interesować…

I wtedy okazało się, że sytuacja prawna budynku jest skomplikowana: dom przejął syndyk. Miał być licytowany. – Posiadaliśmy oszczędności, które wystarczyły na wadium. Zaryzykowaliśmy. I wtedy nastąpił cały szereg niesprzyjających „zbiegów okoliczności”, z których wyjście zawdzięczamy św. Józefowi.

Otrząskowie dom wylicytowali. Ale żeby go kupić, musieli wziąć pożyczkę. Jednak bank nie mógł porozumieć się z syndykiem. – Był Adwent, chcieliśmy spokojnie przygotować się do Bożego Narodzenia, a musieliśmy walczyć o dom – wspomina Andrzej.

– Marzyłam, że w Boże Narodzenie pokażemy dzieciom klucze do nowego domu. Jednak na marzeniach się skończyło… – dodaje Marta.

Nowenny

Ale gdy było już naprawdę źle i oboje byli zmęczeni i przestawali wierzyć w powodzenie całego przedsięwzięcia, postanowili modlić się do św. Józefa. Nowenną. – Zacząłem prosić go o pomoc. Jeden dzień, drugi, trzeci. Nic się nie zmieniało. Czwarty – nic. Piąty i… przełom. Bank i syndyk doszli do porozumienia. Skończyłem nowennę i było już pewne, że dom będzie nasz.

Otrząskowie dostali klucze do nowego domu. Szczęśliwi planowali przeprowadzkę. – Wtedy nastały wielkie mrozy. Razem ze specjalistami od remontów weszliśmy do domu. Panowie orzekli, że to zamarznięta ruina i wszystko jest do wymiany. Mówili, że remont będzie kosztował… 100 tys. zł.

Dla rodziny byłoby to już nie do uniesienia. – Postanowiliśmy szybko prosić św. Józefa o ratunek. Podjęliśmy nowennę drugi raz. Skoro dostaliśmy od niego dom, to przecież musiał – jako cieśla i ojciec rodziny – znaleźć jakieś wyjście.

I święty znalazł

Weszła ekipa remontowa. Skuła część kafelków, sprawdziła dokładnie potencjalne zniszczenia. I jeden z fachowców powiedział wprost: „To cud. To po prostu niemożliwe!”. Cały system grzewczy był sprawny, była tylko jedna usterka. A Marcie i Andrzejowi przypomniały się słowa: „Ustanowił Go panem domu swego. I zarządcą wszystkich posiadłości swoich”. – On jest troskliwym gospodarzem. Warto powierzyć mu swoje domy – mówią zgodnie Otrząskowie.

Po przeprowadzce (w marcu, w okolicy wspomnienia św. Józefa) zamówili Mszę św. przez wstawiennictwo św. Józefa. A Marta, organistka i dyrygentka chóru, wprowadziła do repertuaru Akatyst do św. Józefa. Takie śpiewane i piękne podziękowanie za opiekę… – Mocne są te teksty w Akatyście. Śpiewałam, czytałam i czułam: pięknie nam się wpasował ten św. Józef w dom, pracę i muzyczne działania. Niech nadal prowadzi.

Mały Józek obraca figurkę swojego patrona. I zamaszyście całuje go w nos.