Góra gór ciągle czeka

Justyna Jarosińska

publikacja 11.04.2018 04:45

Po blisko trzech miesiącach 19 marca powróciła do kraju z wyprawy na K2 ekipa himalaistów. Szczytu nie udało się zdobyć, ale próba przyniosła cenne doświadczenie.

Piotr Tomala zdobył już dwa ośmiotysięczniki. Piotr Tomala Piotr Tomala zdobył już dwa ośmiotysięczniki.

Dla Piotra Tomali z Lublina, jednego z nielicznych czynnych polskich himalaistów, wyprawa na K2 była pierwszą zimową wyprawą. – Do tej pory na ośmiotysięczniki wspinałem się tylko latem. Ta zimowa wyprawa była zdecydowanie najtrudniejsza ze wszystkich – podkreśla.

Lawina jak pociąg

K2 to góra idealna – pionowa ściana. – Wszędzie tam, gdzie podczas letniej wyprawy w ścianie leży śnieg, tym razem były lód i kamienie, które nieustannie na nas spadały – opowiada Piotr Tomala. Choć, jak mówi, spadające kamienie nie były dla wspinaczy zaskoczeniem, to jednak już spadające seraki – czyli wielotonowe bryły lodu – były czymś, czego nie dało się przewidzieć.

– Oberwały się na nas dwa seraki. Obie te lawiny wylądowały na mnie i na Rafale Froni. Za pierwszym razem mieliśmy dosłownie 3 sekundy, żeby zareagować. Wszystko, co zdążyłem zrobić, to wpiąć się karabinkiem do liny i zaprzeć się nogami. Nawet nie potrafię powiedzieć, ile to wszystko trwało, ale miałem wrażenie, jakby pociąg po mnie przejechał.

Każdy ze wspinaczy wrócił z podziurawionym od kamieni kaskiem. Adam Bielecki także z dziurą w głowie – na szczęście genialnie zaszytą przez Piotra Tomalę. – Adam dostał kamieniem w czoło i w nos – opowiada himalaista. – Gdy zapadła decyzja, że jedyną szansą na jego pozostanie na wyprawie jest zszycie tych ran, zaproponowałem, że mogę to zrobić. Najpierw znieczuliłem więc czoło Adama zastrzykami, a później, po wysłuchaniu instrukcji lekarza z Polski, zacerowałem mu tę ranę – śmieje się himalaista.

Tomek bez szans

Wcześniej Piotr Tomala razem z Adamem Bieleckim, Denisem Urubko oraz Jarosławem Botorem uczestniczył w wyprawie ratunkowej na Nanga Parbat. – Byliśmy jedyną ekipą, która w ogóle była w tych rejonach – mówi P. Tomala. – Gdy kierownik wyprawy poinformował, że Elizabeth Revol oraz Tomek Mackiewicz potrzebują pomocy, każdy z nas się zgłosił. Do Eli i Tomka wyszli Adam z Denisem. Tomala z Botorem byli w ekipie zabezpieczającej.

– Chłopaki poszli bez sprzętu biwakowego, żeby dotrzeć do niej jak najszybciej. Tomek był podobno w bardzo ciężkim stanie, gdy Eli się z nim rozstawała na wysokości 7400 m. Gdy Adam z Denisem odnaleźli Eli, miała naprawdę poważne odmrożenia. Nie była w stanie sama schodzić. Wiedzieliśmy, że dotarcie do Tomka zajmie wiele godzin. Eli by tego nie przetrwała. Natomiast szansa na sprowadzenie Tomka nie istniała. Żeby człowieka uratować, on musi choć w minimalnym stopniu współpracować.

Wszyscy ważni

Gdy himalaiści ratownicy powrócili do swojej bazy, rozpoczęło się czekanie na odpowiednią pogodę. – Nigdy przed wyjazdem na wyprawę nie zakłada się, kto z ekipy będzie szczyt atakował, ale wiadomo, że przy tego rodzaju oblężniczej wyprawie nie zrobią tego wszyscy – mówi Tomala. – Wszyscy natomiast są równie ważni – wyjaśnia.

– Atak wygląda w ten sposób, że idzie szpica, a za nią kolejne zespoły. W razie konieczności są w stanie szybko dotrzeć i pomóc – dodaje. Próbę zdobycia szczytu powierzono Adamowi i Denisowi. Himalaistom udało się dotrzeć na wysokość 7200 m. Z powodu trudnych warunków pogodowych musieli jednak wrócić do bazy. Kilka dni później Urubko sam podjął próbę wejścia na szczyt. Mimo że zrobił to bez uzgodnienia z kierownikiem wyprawy, zespół postanowił zabezpieczać jego próbę.  – Szkoda, że tak się stało, bo gdyby wszystko działo się zgodnie z planem, była szansa, by przed 21 marca wstrzelić się w okienko pogodowe i zaatakować szczyt – mówi P. Tomala.

Choć góry nie udało się zdobyć, Piotr Tomala zaznacza, że cała ekipa jest z wyprawy jednak bardzo zadowolona. – Gdy wyjeżdżaliśmy, wszyscy mówili o kilku procentach szans na zdobycie szczytu. My zdobyliśmy niezwykle cenne i wyjątkowe doświadczenie. Znamy też warunki w ścianie zimą i wiemy, co trzeba i w jaki sposób robić. Gdyby wyprawa ponownie wkrótce była organizowana, to nasze szanse zwiększają się kilkukrotnie.