Relacja z rodzicami

Salvatore Tumino

publikacja 27.05.2010 09:55

Miłość i autonomia są niezbędne dla zdrowej relacji między dorosłymi dziećmi a rodzicami, którzy zawsze pozostają ważnym punktem odniesienia w osobistym rozwoju.

Relacja z rodzicami mikebaird / CC 2.0

Spotkałem osoby żyjące w małżeństwie, które miały poważne problemy w relacjach ze współmałżonkiem, wynikające z konfliktów istniejących już wcześniej w rodzinach, z których się wywodzą. Na przykład są żony, które nie akceptują męża i mówią mu: „Postępujesz dokładnie tak jak mój ojciec”. W rzeczywistości często jest to tylko pewna projekcja. Otwarta rana konfliktu z ojcem, nigdy niezabliźniona, uwarunkowała negatywnie relację z małżonkiem. Często dziewczyny, które niemal uciekły z domu rodzinnego, by wreszcie znaleźć prawdziwą miłość, zderzyły się z taką samą rzeczywistością, jaką porzuciły.

Również w tym przypadku przebaczyć swemu ojcu, błogosławić go i usprawiedliwić będzie oznaczało nie oskarżać własnego męża o rany, które zostały otwarte przez nienawiść do ojca. Przebaczając, doznajemy uzdrowienia i nie ranimy nikogo więcej. Oczywiście, to odnosi się również do męża.

Chciałbym pokrótce poruszyć jeszcze inny fundamentalny temat: czcić, kochać i szanować nie znaczy pozostać związanym w ścisłej symbiozie z własnymi rodzicami. Jeśli na przykład zamężna córka w dalszym ciągu żyje, jakby nie miała lub nie była częścią nowej rodziny – czyli całkowicie podporządkowana ocenom, poleceniom i wskazaniom swoich rodziców – wówczas jest jasne, że to będzie powodowało poważne szkody we wspólnocie małżeńskiej.

Czytamy w słowie Bożym: Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2, 24). Opuścić znaczy oderwać się, uniezależnić – aby móc zapoczątkować nowe zjednoczenie. Oczywiście, nie oznacza to porzucenia ich, nieopiekowania się nimi w razie potrzeby i konieczności, ale będzie znaczyło – by użyć jasnego symbolu – odciąć „pępowinę”, aby mogło się narodzić nowe życie.

„Odciąć pępowinę” znaczy „stać się niezależnym”, żyć własnym życiem, nie być we wszystkim uzależnionym od osądu rodziców.

Zdarzyło mi się spotkać wielu dorosłych, którzy nie potrafi li dokonać żadnego wyboru, ponieważ rodzice, zwłaszcza mama, wybierali za nich. Jeśli matka, która w swą istotę ma wpisaną wielką miłość i potrzebę troski o dzieci, nie ukierunkowuje tej miłości w świetle Pana, może niekiedy nieświadomie wybierać za nie. Może wtrącać się w ich decyzje, „radzić”, a potem zawsze dopinać swego.

Spotkałem wiele mam, które – często nieświadomie – w dalszym ciągu kierowały swoimi dorosłymi synami i córkami, jakby ci nadal byli małymi dziećmi.

Dorosłe dzieci powinny wzrastać także w autonomii. Kochać i stawać się niezależnym znaczy wzrastać w prawdzie.

Trzeba z głębi serca przebaczyć rodzicom, jeśli czasami byli „natarczywi”, ale trzeba też wzrastać ku zdrowej autonomii, która pozwoliłaby dokonywać własnych wyborów, wydawać własne oceny.

Miłość i autonomia są niezbędne dla zdrowej relacji między dorosłymi dziećmi a rodzicami, którzy zawsze pozostają ważnym punktem odniesienia w osobistym rozwoju. Moglibyśmy powiedzieć, że w przypadku osób żyjących w związku małżeńskim ich właściwy stosunek do własnych rodziców powinien wyrażać się w autonomii i miłości: autonomii, ponieważ zostało zapoczątkowane nowe życie, nowa rodzina, która nie zależy od poprzedniej i nie jest jej podporządkowana; miłości, ponieważ – jak powiedziano wyżej – tylko kochając rodziców i przebaczając im wszystko, można budować nową rodzinę w prawdziwym pokoju i harmonii.

***

Powyższy tekst jest fragmentem książki Salvatore Tumino, Czcij ojca swego i matkę swoją, Wydawnictwo Homo Dei, Kraków 2010, format 120 x 185, stron 64.