GOSC.PL |
publikacja 23.06.2019 09:46
Uwaga: w Polsce znajduje się ścigany Europejskim Nakazem Aresztowania mężczyzna, który okazał się być….tatą.
Gdy dowiedziałem się, że Szwecja rozpoczęła oficjalny proces ścigania Denisa Lisova zadałem sobie dwa pytania. Czy miałbym podobnie, jak on odwagę, by obronić moje trzy córki w momencie pojawienia się niebezpieczeństwa ze strony państwa, na terenie którego mieszkam? Czy podobnie, jak on zdecydowałbym się na szaleńczy krok, uprowadzenia moich córek i ucieczki do innego kraju? To oczywiście pytania w pewien sposób teoretyczne. Nie wiem przecież, jak bym postąpił, w sytuacji, w jakiej znalazł się wspomniany Rosjanin. Patrząc jednak na jego i jego córek zdjęcia z lotniska, z sądu i z parku, gdy spacerowali z swoimi adwokatami wiem jedno, wiem jak chciałbym postąpić. Jak zatem wytłumaczyć postępowanie państwa, które wpierw odbiera dzieci rodzicom, a potem jednego z nich ściga po świecie, wiedząc, że żadnej krzywdy im nie uczynił? Jak pojąć tę sytuację w Dniu Ojca?
Gdzie jesteś?
Zostawiam dywagacje natury dyplomatycznej. Wiem, że Pan Denis ma świetnych adwokatów, którzy nie tylko znają wartość prawa, ale również wagę ojcostwa. Myślę o czymś innym. Zastanawiam się bowiem ostatnio: Jak wyglądałby dzisiaj świat, gdyby ojcowie nie bali się być odważni?
Wracając na początku czerwca z Warszawy do domu miałem okazję spotkać uczestników „Parady równości”. Widziałem w większości wymalowane dziewczyny, głównie nastolatki, których stroje więcej odsłaniały, niż zasłaniały. Większość z nich miała bardzo ostre makijaże, które współgrały z wulgarnym językiem, jakiego używały w korytarzu pociągu. Nie chodzi teraz o epatowanie „świętym oburzeniem”. Gdzie są jednak ich ojcowie?! Czy żaden z ojców nie zwrócił uwagi na strój, na używany język i zachowanie własnej córki wybierającej się do stolicy? Czy żaden z tych mężczyzn nie powiedział im wcześniej, że są piękne i jakakolwiek modyfikacja nie jest im potrzebna? A może tych ojców nie było i nie ma?
Osobiście irytuję się słysząc wymieniany przez wszystkie przypadki zwrotem „kryzys ojcostwa”. To ogólnik, który nic nie mówi. Nie pokazuje on konkretu i realności problemu. Moja niezgoda włącza się także w z związku z własnymi doświadczeniami. Na co dzień bowiem (zwłaszcza w wakacje) obserwuje świetnych ojców we wspólnocie, z którą jestem związany wraz z moją rodziną. Widzę tam ojców grających z synami w piłkę, i panów, którzy garną się by córeczka zrobiła z nich „barana”. Czy jednak my zaangażowani i religijni mężczyźni jesteśmy prawdziwymi ojcami? Czy fakt bycia w podobnej wspólnocie, jest już jakimś gwarantem? Pytania te może prowokują, ale właśnie wewnątrz Kościoła łatwo o wzajemne poklepywanie, które bardzo łatwo włącza panom zdolność usprawiedliwiania np. zaangażowania w pracę zawodową lub działalność wspólnotową.
Abp Grzegorz Ryś w trakcie ostatniego rozesłania oaz w Łodzi zwrócił uwagę właśnie na element prawdziwości. Można być przecież biologicznym tatą, przy jednoczesnym braku jakiejkolwiek postawy ojcowskiej. Jeden z bohaterów filmu „Odważni” bardzo dokładnie to opisuje. Wspomina swoim kolegom, że jego ojciec miał sześcioro dzieci z kilkoma kobietami. On, w Dniu Ojca składał życzenia swojemu sąsiadowi, który wspierał go w dzieciństwie i młodości. Ta wypowiedź pokazuje jednak coś kluczowego, zwłaszcza dla nas, dla mężczyzn. Każdy z nasz szuka swojego ojca. Jedni szukają go w zachowaniu swojego taty, szukają jakiegoś drogowskazu. Inni oczekują wzorca w działaniach i postawach mężczyzn dla nich ważnych. Jeszcze inni, nienawidząc być może swoich ojców, cały czas krzyczą: „Tato, ale ja tu jestem!” Świetnie widać to z kolei w filmie pt „Sędzia”, z świetnymi kreacjami Roberta Downeya Jr,a oraz Roberta Duvall,a. Błyskotliwy adwokat wręcz gardzi wszystkim co związane jest z jego tatą, poważanym, prowincjonalnym sędzią. Jednocześnie jednak każde jego działanie i aktywność to w zasadzie poszukiwanie akceptacji i podziwu ze strony tego, do którego nie mówi „father”, tylko „judge”.
Masz prawo!!!
Zajmując się od lat bioetyką zastanawiam się jaki byłby kształt dyskusji społecznych, dotyczących medycyny, gdyby mężczyźni pamiętali o swojej roli, zwłaszcza o roli ojca. Debata dotycząca aborcji całkowicie pomija mężczyznę…., a przepraszam, pojawia się on, ale tylko jako sprawca gwałtu. Nie słychać o mężczyznach, którzy biorą udział w podejmowaniu decyzji dotyczącej aborcji eugenicznej, najczęściej przecież wykonywanej w Polsce. W filmach pojawia się najczęściej gość, który widząc, że jego dziewczyna „wpadła”, daje jej pieniądze, mówiąc, by „załatwiła ten problem”. Czuje on, ze to odpowiedzialna postawa. Mężczyzn nie ma także w dyskusji dotyczącej antykoncepcji. Kobieta ma się „zabezpieczyć” pigułką, wszak pewniejsze to niż prezerwatywa. On jest czysty, a ona hormonami się „karmi”. A gdzie panowie, w dyskusji dotyczącej edukacji seksualnej? Czy jako ojcowie potrafimy porozmawiać z dziećmi o „tych sprawach”? Czy czytaliśmy coś na temat: pornografii, masturbacji, pierwszego kontaktu seksualnego z dziewczyną? Czy umiemy zmawiać o wstydzie czystości? A może mamy problem, z którymś z tych tematów?
Nie chcę zatrzymywać się na wątkach oskarżycielskich. Część problemów z obecnością mężczyzny w tematach bioetycznych wynika wprost ze stanu prawnego. Mężczyzna pojawia się w temacie przerwania ciąży głównie, jako sprawca: nie tylko np. gwałciciel, ale również ten, który do aborcji przymusza. Lepiej sytuacja wygląda przy zagadnieniu in vitro. Tutaj przepisy ustawy o leczeniu niepłodności nakazują, by kobieta uzyskała zgodę męża, lub partnera na podjęcie działań reprodukcyjnych. W przypadku aborcji eugenicznej nikt mężczyzny nie pyta się, czy on także wyraża zgodę na uśmiercenie jego dziecka, u którego wykryto podejrzenie zespołu Downa, Edwardsa, Patau itd. Oczywiście, w tym miejscu powinien pojawić się krzyk o całkiem feministycznym zabarwieniu: „Przecież to nie jest brzuch mężczyzny, wiec niech milczy w tym temacie”. – mogą krzyczeć oburzeni. A gdybyśmy zaproponowali, że zapisze on majątek nasciturusowi? Czy oburzenie by tutaj było równie mocne? Przekazać fortunę może. Wypowiedzieć się na temat zdrowia i życia już nie.
Niestety w wielu wypadkach sami daliśmy się zakrzyczeć i odsunąć na bok w poważnych i ważnych dyskusjach. Mam znajomego, który daleki jest od takiej postawy. Wychodząc kiedyś z domu z rodziną dostrzegł, że jedna z jego córek umalowała oczy i założyła krótszą niż zwykle sukienkę. On zareagował natychmiast. Spokojnie, ale stanowczo powiedział, że prosi by zmieniła „swój wizerunek”. Rodzina mówiła, że są spóźnieni. On jednak twardo stał przy swoim. Był krzyk i płacz, po czym córka przebrała się i zmyła makijaż. Oczywiście sytuacja ta może być uznana za przykład tyranii i paternalizmu. A może jednak inaczej. A ja myślę, ze mężczyzna ten zadbał o godność swojej córki
Stop dezercji
„Gdzie jesteście mężowie odwagi?!”, pyta główny bohater filmu „Caurageous”. Tak, to amerykańskie i patetyczne. Ale zadajmy sobie pytanie: Gdzie jesteśmy? Jeśli z naszą żoną i dziećmi to genialnie i świetnie, bo to oni są nasza najlepsza karierą zawodową i naukowa. I to nie jest badał, tylko konkret. Po chorobę mi doktorat skoro nie mam z kim dzielić radości obrony trudnej pracy? A zatem, czy wiesz co wkurza twoją córkę? Czy znasz marzenie swojego syna? Czy pamiętasz wspólnie oglądany film? Nie musimy być jak bohaterowie filmów akcji. My mamy być uczestnikami zwykłych akcji naszych dzieci.
Wracam do Denisa Lisova. Zachorowała mu żona, po czym bez żadnego uzasadnienia odebrano mu córki. Działania te podjęto arbitralnie, bezdyskusyjnie, uznając, że ojciec będzie źródłem zagrożenia dla trzech dziewczynek. Nie znam ich relacji. Nie wiem, czy się często, czy rzadko kłócili o porządek w pokoju. Nie wiem tego. Mam jednak świadomość, że są sytuacje, w których odwaga w działaniu posiada znamiona szaleństwa, na które być może tylko ojciec potrafi się zdobyć. Ciekawe, czy takie działanie okaże się być karalne?
….
Autor jest doktorem socjologii, pedagogiem specjalnym i bioetykiem, pracuje jako ekspert Instytutu Ordo Iuris oraz wykładowca akademicki, prowadzi blog na stronie gosc.pl