A w sercu ciągle maj

Karolina Pawłowska

publikacja 14.10.2010 08:46

Czy imprezy, na których świetnie będą się bawić dwudziesto – i sześćdziesięciolatkowie, są możliwe? - Tak, mówią uczestnicy projektu „A w sercu ciągle maj, czyli spotkania międzypokoleniowe z walczykiem w tle”.

A w sercu ciągle maj OliBac / CC 2.0

Dwa pokolenia koszalinian połączył… taniec. Od listopada do czerwca uczą się od siebie i wzajemnie sobie pomagają.

Taneczne kawiarenki

Spotykają się dwa razy w miesiącu, choć nie tylko po to, żeby potańczyć. – Ogólnym celem projektu jest integracja międzypokoleniowa, spędzanie wspólnie czasu i współpraca. W skład projektu wchodzi szereg spotkań: warsztaty taneczne, podczas których także śpiewamy i poznajemy historię, wyprawy do Dyskusyjnego Klubu Filmowego i rozmowy przy ciastku i herbacie o obejrzanym filmie oraz warsztaty komputerowe – wylicza Kamila Sendlewska z koszalińskiego Stowarzyszenia Aperto, które przygotowało projekt. – Nie wszyscy uczestnicy mogą brać w tej części udział, bo nie pozwala im na to na przykład stan zdrowia. Jest jednak kilka osób, które raz w miesiącu pomagają wychowawcom w świetlicach organizować dzieciom czas wolny. W ramach projektu uruchomiliśmy także bank czasu, polegający na wolontarystycznej wymianie usług i informacji. Misją Stowarzyszenia Aperto jest między innymi zapobieganie wykluczeniu społecznemu i marginalizacji przez wspieranie rozwoju i promocję idei wolontariatu oraz aktywizacja społeczna seniorów. Środki na realizację przedsięwzięcia udało się pozyskać z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. – To jeden z naszych najmniejszych projektów, jego wartość sięga około 50 tysięcy złotych – wyjaśnia Anna Magryta Urban, prezes stowarzyszenia. Nie ukrywa jednak, że także jeden z najbardziej absorbujących. – Bardzo się w niego angażujemy, żeby stworzyć atmosferę bezpośredniości, bliskiego kontaktu – dodaje.

Satysfakcja murowana

Każda z tanecznych kawiarenek ma swój temat – listopadowe spotkanie to walc, fokstrot i tango, a więc klimat szalonych lat 20. i 30., w grudniu zaś uczestnicy projektu na jeden wieczór przenieśli się w lata 40. i 50. – Te kawiarenki to czyste marzenie. Człowiek rusza się, tańczy. To daje dużą radość – nie kryje zadowolenia pani Alicja. Podczas tych spotkań ich uczestnicy uczą się popularnych w tych latach piosenek i tańców, ale i rozmawiają o danej epoce, o życiu i modzie. Ze znalezieniem seniorów chętnych do wzięcia udziału w programie nie było żadnego problemu. Część osób musiała trafić na listę rezerwową.

Nieco więcej wysiłku kosztowało znalezienie młodych ludzi. – Przydałaby się jeszcze dwójka, więc czekamy na chętnych – zaprasza pani prezes. Ci, którzy się zdecydowali, przekonują, że warto. – Tańczyć to ja się dopiero uczę. Nie wychodzi mi to za dobrze, ale próbuję. Starałem się nawet prowadzić, więc myślę, że nie było najgorzej – relacjonuje ze śmiechem Mateusz Prus. Ma dwadzieścia cztery lata, studiuje, pracuje i, jak mówi, jeszcze stara się zrobić coś pożytecznego. Nie przeszkadza mu, że koledzy czasem się z tego podśmiewają. – Akceptują, mówią, że fajna
sprawa, ale raczej na coś takiego by nie poszli. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że robi się to za darmo, nic materialnie się na tym nie zyskuje? – zastanawia się. – Ale to nieprawda. Spędzam kilka godzin na wieczorku tanecznym, uczę się tańczyć walca. Pieniędzy z tego żadnych nie mam, ale satysfakcja murowana.

Lek na samotność

– Większość starszych osób siedzi w domu. Nasz projekt daje szansę na to, żeby trochę pouczestniczyć w życiu kulturalnym miasta, zwłaszcza że nie trzeba za to płacić – mówi Kamila Sendlewska. – Widzimy, jak seniorzy bardzo cieszą się na te wyjścia, czekają na nie, odświętnie się ubierają. Dla niektórych jest to pierwsze od kilkunastu lat wyjście do kina. Tuż po Nowym Roku seniorzy, wspierani przez juniorów, zmierzyli się z komputerem, telefonem komórkowym i aparatem cyfrowym. Podczas pierwszych „Warsztatów ułatwień XXI wieku” nauczyli się pisać w edytorze tekstu i korzystać z komunikatora Skype. Warsztaty mają przygotować do imprezy na zakończenie projektu, na którą zaproszą swoich sąsiadów i rodziny. Uczą się więc, jak obsługiwać programy komputerowe, jak zrobić plakat, a także jak stworzyć budżet takiej imprezy. Z komputerami idzie nieco trudniej niż na parkiecie, jednak seniorzy nie zamierzają narzekać. – Największym problemem dla ludzi starszych jest osamotnienie. To ciągła walka z samotnością i poszukiwanie drugiej osoby. A te spotkania to świetne rozwiązanie naszych problemów – mówi jeden z uczestników warsztatów. – Siedzenie przed telewizorem satysfakcji nie daje. A kiedy wyjdziemy z domu i rozejrzymy się dookoła, zobaczymy, że jest mnóstwo organizacji, w których można zrobić coś pożytecznego, aktywnego i poczuć się potrzebnym. Inaczej się wtedy żyje. A nie potrzeba do tego żadnych specjalnych umiejętności. Bardzo często chodzi zwyczajnie o to, by z kimś być – dodaje Mateusz.

*** Tekst pochodzi z koszalińsko-kołobrzeskiego "Gościa Niedzielnego"