Miód na rany

Marcin Jakimowicz

publikacja 21.09.2010 07:10

Niewiniątka, podobnie jak dzieci zabite przez Heroda przed pierwszym przyjściem Pana Jezusa, teraz giną masowo na całym świecie przed Jego ponownym przyjściem – opowiada reżyser „Syndromu” Lech Dokowicz.

Miód na rany Agencja GN

Marcin Jakimowicz: „Egzorcyzmy Anneliese Michel”, „Duch”, teraz „Syndrom”. Wszystkie Twoje filmy to obrazy „na śmierć i życie”. Dlaczego Leszek Dokowicz nie kręci komedii?

Lech Dokowicz: – Bo są inni, którzy potrafią to zrobić lepiej… A poważnie: w pewnym momencie mego życia Pan Bóg dotknął mnie tak mocno, że od tej chwili zdaję sobie świetnie sprawę, ilu ludzi na świecie cierpi, nie znając Jego miłości. Dlatego ten krótki czas, który mam na ziemi, staram się wykorzystać najlepiej, jak potrafię, tworząc obrazy pokazujące, że Bóg działa dzisiaj bardzo realnie. A że te obrazy nie są sielskie-anielskie? Ewangelia jest radykalna. To nasza letniość powoduje jej rozmiękczenie i to, że nie dociera ona do innych.

Przed siedmioma laty pojechałeś z Grzegorzem Górnym do Wiednia. Trafiliście do kliniki aborcyjnej przy Taborstrasse. To nie była zwykła wizyta.

– Nie. Pracowaliśmy nad filmem „Cywilizacja aborcji”. Podczas zdjęć w Wiedniu przeżyliśmy pewne doświadczenie duchowe, które nami wstrząsnęło. Był 1 czerwca – Dzień Dziecka, przez obrońców życia świętowany wraz z matkami, które zdecydowały się ocalić swe dzieci. Mnóstwo radości, potężne torty, fajerwerki. Ponieważ przyjechało wielu ludzi, nie było dla nas innej możliwości niż nocowanie w klinice. Do niedawna prowadziło ją małżeństwo aborterów, które przechodząc na emeryturę, zdecydowało się sprzedać klinikę innym osobom wykonującym aborcje. Gdy do niej przyjechaliśmy, była ona w rękach Centrum Obrony Życia, które kilka tygodni wcześniej wykupiło budynek dzięki pomocy przyjaciół. Klinikę od razu zamknięto. Codziennie wieczorem po wyczerpującym dniu pracy modliliśmy się, dziękując za niesamowite zdarzenia, które mogliśmy zarejestrować. Jednego wieczora poczuliśmy przynaglenie, by pójść do pokoju, gdzie stał fotel ginekologiczny, na którym zginęło ponad 60 tys. dzieci. Modliliśmy się Koronką do Bożego Miłosierdzia. Zaczęły nam wówczas przychodzić pewne słowa, obrazy które, jak się później okazało, pasowały do siebie, tworząc pewną całość. To było duchowe doświadczenie, w czasie którego poczuliśmy niemal na własnej skórze, jak wielką raną na duszy świata jest grzech aborcji. To było doświadczenie potężnej walki duchowej o zbawienie milionów ludzi.

I wtedy dostrzegliście, że chodzi w niej nie tyle o przyszłość tych niewinnych dzieci, ile raczej o los ich matek?

– Tak. A po powrocie znaleźliśmy w encyklice Jana Pawła II „Evangelium vitae” słowa, jakimi papież zwraca się do kobiet, które dokonały aborcji: „Z pokorą i ufnością otwórzcie się – jeśli tego jeszcze nie uczyniłyście – na pokutę. Ojciec wszelkiego miłosierdzia czeka na was, by ofiarować wam swoje przebaczenie i pokój w sakramencie pojednania. Odkryjecie, że nic nie jest jeszcze stracone, i będziecie mogły poprosić o przebaczenie także swoje dziecko – ono teraz żyje w Bogu”. Jeżeli więc dzieci, jak wyraźnie stwierdził papież, „żyją w Bogu”, to dlaczego diabeł kusi ludzi do tych zbrodni? Przecież te dzieci, ginąc tak wcześnie, unikają możliwości utraty życia wiecznego przez grzeszne życie, a więc idą prosto do nieba. Jeżeli więc demon, mimo tej wiedzy, doprowadza do masowego zabijania dzieci nienarodzonych, to znaczy, że dzieci są tylko środkiem do celu, a celem jest doprowadzenie do ostatecznego zwątpienia w Boże miłosierdzie tych wszystkich, którzy w zabijaniu nienarodzonych uczestniczyli.

Czy nie masz poczucia walki z wiatrakami? Dane dotyczące aborcji są zatrważające…

– Miałbym, gdyby to wszystko było oparte jedynie na ludzkich działaniach. Ale wiemy świetnie, że „Jego drogi nie są naszymi drogami”. Bóg, na szczęście, mierzy wszystko inną miarą – miarą swego miłosierdzia. On za wszelką cenę chce ludzi ratować (a nie, jak sądzi wielu, potępić). Ta optyka przynagla mnie, by czynić coraz więcej dobra, i nie powoduje stanu rozpaczy. Choć dane są rzeczywiście porażające. Według WHO rocznie na świecie jest zabijanych około 50 milionów nienarodzonych dzieci. Oznacza to, że rocznie 50 milionów kobiet i ich partnerów bierze na siebie winę za śmierć niewinnych. Do tego dochodzą lekarze aborterzy, towarzyszący im personel medyczny. Następnie ci, którzy zamiast bronić życia, doradzali albo wywierali naciski, by matka zabiła swoje dziecko, politycy i prawnicy ustanawiający prawo oraz wszyscy, którzy przyczynili się do tych zbrodni w sposób pośredni. Grzech aborcji pociąga za sobą automatyczną ekskomunikę. Tak więc mamy tu do czynienia z olbrzymią, wielomilionową grupą ludzi, którzy są zagrożeni utratą życia wiecznego.

Gdy słyszymy z ambony słowo „aborcja”, mamy jednoznaczne skojarzenia: potępienie, tupanie nogami, nagonka. Wy wnosicie przez swój film sporo nadziei…

– Medialna nagonka, własne grzeszne wybory, ale też grzechy ludzi Kościoła, w tym zaniedbania w ogłaszaniu Bożego miłosierdzia światu, sprawiają, że wielu ludzi, którzy uczestniczyli w grzechach przeciw życiu, odrzuca naukę Kościoła. Niestety, odrzucając naukę, odrzucają miejsce, gdzie mogliby otrzymać ukojenie swoich ran i przebaczenie tych śmiertelnych grzechów. Jezus przyjął na siebie karę, którą powinien ponieść każdy grzesznik za każdy swój grzech. Karą za śmierć niewinnego powinna być śmierć tego, który mu ją zadał. Ale właśnie za te najstraszliwsze grzechy najbardziej cierpiał Jezus, a cierpiał po to, aby grzesznicy nie zostali potępieni na wieczność.

A jeśli nie zapłaczą nad swym grzechem? Współczesny, rozbawiony świat kompletnie nie zauważa tematu waszego filmu. Syndrom? Jaki syndrom?

– I tu tkwi sedno problemu. Jest jeden warunek, który musi być spełniony, by męka i śmierć Pana Jezusa mogły być przyjęte jako odkupienie grzechu: grzesznik musi go Bogu wyznać i błagać o jego przebaczenie. To znaczy, że tylko grzech wyznany skruszonym sercem będzie przebaczony. Grzech odżałowany i wyznany Bogu staje się błogosławioną winą. Św. Paweł podpisywał dokumenty skazujące chrześcijan na śmierć, a więc na jego rękach była ich krew. Nie przeszkadzało to Bogu uczynić z niego Apostoła Narodów. Dziś bardzo często Bóg zaprasza tych, którym przebaczył grzechy przeciw życiu, aby stali się apostołami Bożego miłosierdzia i szczególnymi orędownikami życia. W ten sposób wynagradzają oni swoje grzechy, uświęcają siebie i ratują ludzi pogrążonych jeszcze w ciemności. Diabeł robi wszystko, by tak się nie stało. Dlatego grzech aborcji jest najbardziej skrywanym i zakłamywanym grzechem świata. Tak długo, jak ludzie noszą w sobie tę głęboko skrywaną tajemnicę i nie proszą Boga o przebaczenie, tak długo są łupem szatana. A skutki takiej postawy sieją straszliwe spustoszenie w życiu doczesnym i mogą prowadzić do wiecznego potępienia.

Jeden z midraszy opowiada, że gdy Lot przybiegł, by uratować krewnych z Sodomy, ci odparli z uśmiechem na ustach: „W mieście gra muzyka i jest świąteczny nastrój, a ty nam mówisz o zniszczeniu?”. Zostali w mieście i stali się kupą popiołu. Ojciec Badeni nazwał w swej ostatniej książce aborcję grzechem wołającym o pomstę do nieba…

– Patrząc na świat tonący w grzechach wołających o pomstę do nieba, w tym przede wszystkim aborcji, myślę, że już dawno zasłużyliśmy na zniszczenie podobne do tego, które spotkało Sodomę i Gomorę. Bóg rzucił jednak ludzkości koło ratunkowe: w jubileuszowym 2000 roku Jan Paweł II uczynił pierwszą niedzielę po Zmartwychwstaniu świętem Miłosierdzia Bożego oraz kanonizował siostrę Faustynę Kowalską, podkreślając niezwykłą wagę orędzia, które przekazał jej sam Pan Jezus. Jest to orędzie o Bożym miłosierdziu. A kto bardziej potrzebuje Bożego miłosierdzia niż ci wszyscy, którzy uczestniczyli w grzechach aborcji? Po ludzku patrząc, nie ma już dla nich ratunku, ale nie tak jest u Boga. Boże miłosierdzie ma też ten szczególny aspekt, że możemy je wypraszać dla tych, którzy sami nie są w stanie tego dla siebie uczynić. I to jest właśnie jedna z najpilniejszych potrzeb naszych czasów! Właśnie teraz na sąd Boży zaczyna odchodzić pokolenie ludzi, którzy masowo korzystali z „dobrodziejstwa” powszechnej dostępności aborcji w PRL-u. Możemy i musimy modlić się o Boże miłosierdzie dla nich. Tu chodzi o wieczność, o zbawienie bądź potępienie ogromnej rzeszy ludzi. Mamy potężnych sprzymierzeńców: Boga bogatego w miłosierdzie oraz niewiniątka, które podobnie jak dzieci zabite przez Heroda w Jerozolimie przed pierwszym przyjściem Pana Jezusa teraz giną masowo na całym świecie przed Jego ponownym przyjściem. Według nauki o świętych obcowaniu, to my musimy poprosić o wstawiennictwo żyjących w niebie i wtedy dopiero włączają się oni w walkę duchową w intencjach żyjących na ziemi. Większość ludzi wierzących doświadczyła takiego działania, prosząc o wsparcie duchowe w mniej lub bardziej ważnych sprawach. A tu jest niewykorzystana potęga modlitwy wstawienniczej – około miliarda nienarodzonych dzieci, które nie mają większego pragnienia niż to, aby ci wszyscy, którzy przyczynili się do ich śmierci, zostali zbawieni. Czas, by Kościół odkrył tę siłę i by przez ekspiację i modlitwę wstawienniczą nienarodzonych uprosić łaskę nawrócenia dla świata. Bóg jest miłosierny, a Jego miłosierdzie jest większe niż sprawiedliwość.