Święte prawo do wychowania

publikacja 29.11.2010 18:00

O misji Benedykta XVI, marzeniach o nowym katolickim uniwersytecie w Polsce i owocach Roku Kapłańskiego z kard. Zenonem Grocholewskim rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz

Święte prawo do wychowania MAREK PIEKARA/Agencja GN

Kard. Zenon Grocholewski pochodzi z Wielkopolski, ma 71 lat, święcenia kapłańskie – 1961 r. w Poznaniu, od 1972 r. pracuje w Kurii Rzymskiej, od 1999 r. jest prefektem Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej. Wybitny znawca prawa kanonicznego. Otrzymał kilkanaście doktoratów honoris causa. Ostatnio taki tytuł przyznał mu Uniwersytet Śląski w Katowicach.

Ks. Tomasz Jaklewicz: Benedykt XVI żyje pod ciągłym obstrzałem niesprawiedliwej krytyki. Dlaczego tak się dzieje?
Kard. Zenon Grocholewski: – Kościół jest dla wielu ludzi niewygodny i dlatego chcą uciszyć głos papieża. Nie podejmuje się merytorycznej dyskusji z tym, co mówi Benedykt, ale wybiera się pojedyncze, wyrwane z kontekstu zdanie czy gest, i to się atakuje. Kościół kwestionuje wiele nowoczesnych pseudodogmatów. Sprzeciwia się aborcji, zapłodnieniu in vitro, eutanazji, broni małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety, chroni rodzinę, głosi istnienie prawdy obiektywnej, krytykuje dyktaturę relatywizmu. Benedykt XVI stawia granice różnym prądom politycznym i filozoficznym, które chciałyby zdominować całą przestrzeń społeczną. Dlatego będzie zawsze atakowany przez zwolenników tych prądów. Trzeba podziwiać jego odwagę i konsekwencję.

Ostatnia pielgrzymka do Hiszpanii pokazała raz jeszcze, że priorytetem dla Benedykta XVI jest powrót Zachodu do wiary chrześcijańskiej.
– Tak, to jest kluczowa myśl Benedykta XVI: odzyskanie Europy dla Chrystusa. Współpraca rozumu i wiary była motorem napędowym rozwoju europejskiej kultury. Pierwsze uniwersytety zostały założone albo przez Kościół, albo we współpracy z nim. Papież powtarza, że nie można zamykać rozumu w horyzoncie nauk ścisłych, ale trzeba go otwierać na perspektywę, którą daje wiara. Rektor uniwersytetu praskiego, sam uchodzący za agnostyka, broniąc obecności wydziału teologicznego na tej uczelni, powiedział mi, że nowoczesny uniwersytet musi być otwarty na wszystkie perspektywy wiedzy, także na perspektywę religijną.

W Polsce w ostatnich latach powstało kilka wydziałów teologii na uniwersytetach państwowych. Pojawia się pytanie, czy nie jest ich za dużo?
– Przede wszystkim trzeba podkreślić, że obecność teologii na uniwersytecie jest czymś normalnym. I chciałbym wyrazić uznanie dla tych uniwersytetów, które po epoce komunizmu otwarły się na spotkanie rozumu i wiary. Czy tych wydziałów jest za dużo, czy za mało, pozostaje kwestią otwartą. Zachęcałbym, żeby w Polsce powstawały wyższe instytuty wiedzy religijnej. Działa ich już sporo, przede wszystkim we Włoszech. Są to uczelnie na poziomie uniwersyteckim, które przygotowują ludzi świeckich do różnych aktywności w Kościele. Studia obejmują pewne elementy teologii, ale koncentrują się na praktycznej wiedzy przygotowującej do katechezy, do dziennikarstwa, do poradnictwa rodzinnego itd. W 2008 roku Kongregacja Edukacji Katolickiej wydała na ten temat specjalną instrukcję. Poza tym uważam, że priorytetem powinno być nie tyle kształcenie świeckich teologów, którzy potem mogą nie znaleźć pracy, ile raczej formowanie katolickich prawników, lekarzy, polityków czy dziennikarzy, zdolnych do realizowania apostolstwa ludzi świeckich, do którego wzywał Sobór Watykański II. Tego nie czynią wydziały teologiczne. Toteż moim marzeniem jest, by powstał w Polsce drugi uniwersytet katolicki. W katolickiej Polsce działa tylko jeden uniwersytet katolicki, a na przykład w laickiej Francji pięć. Na całym świecie jest ich około 1500. Wiele z nich cieszy się wielkim prestiżem, i to nie tylko w środowiskach katolickich.

Oprócz KUL-u mamy przecież jeszcze Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie.
– Należy on do uniwersytetów, które nazywamy „kościelnymi”, tzn. uprawiającymi nauki ściśle związane z misją Kościoła czyli teologię, filozofię, prawo kanoniczne czy historię Kościoła, itp. Czymś innym są uniwersytety, które nazywamy „katolickimi”. Rządzą się one innymi zasadami. Mogą mieć wszelkie możliwe wydziały, od medycyny po nauki polityczne.

W czym powinna się wyrażać katolickość takiego uniwersytetu?
– Ma się on wyróżniać tym, że opiera się na katolickiej wizji świata i człowieka. W Konstytucji Apostolskiej „Ex corde Ecclesiae” z 1990 roku, która jest dokumentem legislacyjnym dotyczącym właśnie uniwersytetów katolickich, Jan Paweł II przypomina zdanie Soboru Watykańskiego II, według którego te uniwersytety zmierzają do zapewnienia publicznej, stałej i powszechnej obecności myśli chrześcijańskiej we wszelkich dążeniach do rozwoju wyższej kultury, a także to, by ich wychowankowie byli ludźmi naprawdę wyróżniającymi się wiedzą i przygotowanymi do pełnienia w społeczeństwie poważnych obowiązków oraz świadkami wiary w świecie. Zauważa także, że w dzisiejszej rzeczywistości, charakteryzującej się tak gwałtownym postępem nauki i techniki, zadania uniwersytetu katolickiego stają się coraz ważniejsze i pilniejsze. Jego chrześcijańska inspiracja pozwala mu bowiem uwzględniać w badaniach naukowych także wymiar moralny, duchowy i religijny oraz oceniać zdobycze nauki i techniki z punktu widzenia integralnego dobra osoby ludzkiej. Nic więc dziwnego, że nasz rodak na Stolicy Piotrowej, we wspomnianym dokumencie, wyraził głębokie przekonanie, że uniwersytet katolicki jest bez wątpienia jednym z najlepszych narzędzi, jakie Kościół ofiarowuje naszej epoce, poszukując pewności i mądrości.

Czy profesorowie katolickiego uniwersytetu powinni być praktykującymi katolikami?
– Z zasady tak, co jest oczywiste. Niejednokrotnie nie jest to możliwe, zwłaszcza w krajach, gdzie katolicy są w mniejszości. W takiej sytuacji profesorowie niekatolicy muszą zadeklarować, że będą w pełni respektować katolicką tożsamość uczelni. Z doświadczenia wiemy, że często stają się oni potem entuzjastami uniwersytetu katolickiego.

Na Zachodzie niektóre uniwersytety czy szkoły katolickie miewają problem ze swoją katolickością.
– Jeżeli katolicka szkoła czy uniwersytet głosi idee, które nie są katolickie, to jest to działanie obłudne. Człowiek, idąc do szkoły katolickiej, spodziewa się określonej formacji, więc jeśli jej nie otrzymuje, czuje się oszukany. Miewaliśmy skargi rodziców, którzy tak zostali potraktowani. Szkoła katolicka musi zachować swoją tożsamość, choć powinna przyjmować wszystkich, nie tylko katolików. Wizytowałem kiedyś uniwersytet katolicki na Tajwanie, gdzie tylko 2 proc. studentów to katolicy (w całym kraju jest 1–1,3 proc. katolików). Odwiedziłem też uniwersytet buddyjski, ponieważ interesowała mnie kwestia, co ich uniwersytet robi dla buddyzmu. Okazało się, że wszyscy studenci mają obowiązkowo dwie godziny tygodniowo buddyzmu. To jest uczciwe postawienie sprawy. Buddyzm jest dla nich wartością, więc nic dziwnego, że chcą się dzielić tą wartością z innymi. Szanują oczywiście wolność religijną i wolność sumienia, nikt bowiem nie musi stać się buddystą. Poza tym, jeśli ktoś wybrał taki uniwersytet, to powinien uszanować jego tożsamość.

Czy uniwersytet katolicki w Tajwanie ma również dwie godziny tygodniowo zajęć z religii katolickiej?
– Nie aż tyle, lecz też są tam wykłady z religii katolickiej. Ja nie byłem za mnożeniem tego rodzaju obowiązkowych zajęć. Uważałem, że należy raczej proponować różnego rodzaju atrakcyjne spotkania, dyskusje, konferencje, które przybliżałyby niekatolikom zasady wiary katolickiej.

Czy jednym z zadań uniwersytetu katolickiego jest ewangelizowanie studentów?
– Każdy katolik ma obowiązek dzielenia się swoją wiarą. Sobór Watykański II uczy, że cały Kościół, we wszystkich swych wymiarach, jest misyjny. Tym bardziej nie można z tego wyłączyć uczelni katolickiej. Oczywiście wiary nie można nikomu narzucać, ona może być tylko owocem wolnego wyboru.

Powstanie drugiego uniwersytetu katolickiego w Polsce to na razie tylko marzenie, czy są już jakieś konkretne plany?
– Potrzebny byłby entuzjasta (powiedzmy popularnie: „jakiś charyzmatyk”), który rozumie problem, wie, jak to zrobić, i posiada w sobie dużo twórczej energii. Kimś takim jest kard. Péter Erdő, obecnie prymas Węgier, który po upadku komunizmu zainicjował powstanie uniwersytetu katolickiego w Budapeszcie. Podoba mi się ustawodawstwo tego kraju, które weszło w życie zaraz po upadku komunizmu. Jego założeniem było to, że wszystkie uczelnie działają dla dobra kraju. Państwo, będąc neutralnym, czyli niekompetentnym w sprawach religii, po prostu szanuje wolę, potrzeby i prawa swoich obywateli. Jeżeli powstaje szkoła katolicka czy protestancka, to znaczy, że jest ona potrzebna. Państwo, traktując wszystkich równo, finansuje te uczelnie.

Niektórzy politycy twierdzą, że finansowanie ze środków publicznych szkoły wyznaniowej narusza neutralność światopoglądową państwa. Nawiasem mówiąc, ci politycy sami nieraz posyłają dzieci do szkół katolickich.
– Myślę, że jest tu ogromne nieporozumienie. Oczywiście, że państwo ma być neutralne światopoglądowo, i właśnie dlatego powinno uszanować fundamentalne prawo wszystkich – powtarzam, wszystkich – obywateli do wychowania swoich dzieci według własnych przekonań. To uznają nawet bardzo liberalne państwa, takie jak Belgia czy Holandia, gdzie ponad 60 proc. dzieci chodzi do szkół katolickich opłacanych przez państwo. To wcale nie znaczy, że państwo popiera katolicyzm. Szkoły wyznaniowe bazują na wspomnianym prawie rodziców do wychowania swoich dzieci według własnych przekonań czy wartości, zapisanych także w konwencjach międzynarodowych.

Problem w tym, że to prawo bywa kwestionowane. Wielu uważa, że państwo wie lepiej, co jest dobre dla dzieci.
– Gdy chodziłem do szkoły podstawowej w Miedzichowie, kiedyś zebrano nas i innych mieszkańców wsi na sali, w której pewien przyjezdny prelegent uczył, że rodzice źle wychowują dzieci. Miał na myśli oczywiście wychowanie religijne, czyli uczenie, według niego, wstecznictwa, powrotu do średniowiecza, braku entuzjazmu dla komunizmu, itd. Wykrzykiwał: „nasze są dzieci!”, tzn. państwa, a państwo wie, jak je wychowywać. Pamiętam ten fakt, bo myśmy wtedy z tyłu też krzyknęli: „nasze dzieci!”, za co zostaliśmy solidnie strofowani. Chyba ten facet „wcielił” się w tych „wielu”, o których ksiądz mówi. Zarówno komunizm, jak i faszyzm uzurpował sobie prawo do określania, co jest dobre, a co złe, co jest prawdą, a co nieprawdą. Myślałem, że to domaganie się demagogicznego państwa już się skończyło. Państwo ma obowiązek uszanowania podstawowych praw rodziców do wychowania swoich dzieci. Jeżeli chce być demokratyczne, ma obowiązek umożliwiać rodzicom realizowanie ich prawa, co więcej, pomagać im w tej realizacji. Nie powinno zaś narzucać jakiejś swojej wizji świata. Rola zarówno Kościoła, jak i państwa, w relacji do prawa rodziców do wychowania swoich dzieci, bazuje na zasadzie pomocniczości, a nie zastępczości.

Czy Ksiądz Kardynał nie ma wrażenia, że w Polsce brakuje zapału do zakładania szkół katolickich?
– Przed dwoma laty, gdy brałem udział w Forum Szkół Katolickich w Częstochowie, w Polsce tylko około 1 proc. uczniów kształciło się w szkołach katolickich, podczas gdy na przykład na Słowacji 2,9 proc., a na Węgrzech ponad 4 proc. Aby szkoły mogły powstawać, potrzeba jednak ludzi, którzy mogą je odpowiedzialnie prowadzić.

A jaka jest opinia Kongregacji ds. Edukacji Katolickiej? Czy takie szkoły powinny powstawać?
– Wszystkie dokumenty Kongregacji zachęcają do tworzenia szkół katolickich, a rodziców do posyłania dzieci do takich szkół. Kodeks prawa kanonicznego w kan. 798 stanowi: „Rodzice powinni kierować swoje dzieci do szkół zapewniających katolickie wychowanie...”, natomiast w kan. 802: „Jeśli nie ma szkół, w których wychowanie jest przepojone chrześcijańskim duchem, jest rzeczą biskupa diecezjalnego zatroszczyć się o to, aby takie szkoły powstały”.

Kongregacja, którą kieruje Ksiądz Kardynał, zajmuje się także seminariami. Czy widać jakieś owoce Roku Kapłańskiego?
– W Roku Kapłańskim byliśmy świadkami nieuczciwego ataku na kapłaństwo. Wystarczy podkreślić skalę nagłośnienia przez media nadużyć seksualnych. Każdy przypadek pedofilii wśród księży jest czymś złym, bardzo złym, i tutaj nie ma usprawiedliwienia. Jeśli jednak sugeruje się, że to jest jakiś specyficzny czy prawie wyłączny problem duchowieństwa, a jego źródło przypisuje się celibatowi, to jest to nieuczciwe. 80 proc. wszystkich przypadków pedofilii ma bowiem miejsce w rodzinach. Wystarczy zorientować się w różnych statystykach czy badaniach na ten temat, by stwierdzić, że gdy chodzi o księży katolickich, ten procent przestępców jest bardzo nikły w porównaniu z innymi „zawodami”. A co powiedzieć o organizowanych wycieczkach o naturze seksualnej do krajów Azji? W Holandii była nawet partia polityczna, która domagała się legalizacji pedofilii. A więc problem jest bardzo szeroko zakrojony. Nie myślę, że jest przejawem umiłowania prawdy skierowanie obiektywu jedynie, lub prawie jedynie, na księży, zamiast ukazać dramat w całej perspektywie. Poza tym Kościół jest chyba jedyną instytucją, która podjęła poważne kroki, by zaradzić temu złu. Mimo tej fali ataków, ilość powołań na świecie rośnie. Tak dzieje się w Ameryce Południowej, w Afryce, w niektórych krajach Azji, np. w Tajlandii na niecałe 300 tys. katolików w seminarium jest ponad 200 kleryków. Przed kilkunastoma dniami wróciłem z Rumunii, gdzie np. w diecezji Iasi, liczącej około 220 tys. katolików, seminarium kształci 124 kleryków. Brakuje nadal powołań w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej.

Co jest powodem spadku powołań na Zachodzie?
– Jednym z głównych powodów jest brak jasnej wizji kapłaństwa hierarchicznego. Zdarza się, że jakaś diecezja ma więcej powołań niż wszystkie pozostałe w danym kraju. Dlaczego tak się dzieje? Powołania są tam, gdzie jest jasny, wysoki ideał kapłaństwa. Na szczęście w krajach zachodnich daje się zauważyć nowe pokolenie, które szuka takiego wysokiego ideału. Byłem w zeszłym roku w Marsylii. Odprawiałem Mszę św. w kościele, który już przeznaczono do rozbiórki, ponieważ nie było wiernych. Pojawił się jednak nowy ksiądz i dzisiaj ten kościół jest przepełniony w każdą niedzielę. Pytałem ludzi, co ten ksiądz robi. Odpowiadali: jest piękna liturgia, są kazania, które rozumiemy, i atmosfera modlitwy. Nic nadzwyczajnego, żadnych sztuczek. Po prostu jest ksiądz, który na serio spełnia swoją specyficzną misję. Żeby kapłan był skuteczny, musi wiedzieć, kim jest, i wierzyć w moc Chrystusowego kapłaństwa.

Jaka powinna być relacja między wydziałem teologicznym na uniwersytecie a seminarium?
– Zadaniem wydziału teologicznego jest przede wszystkim formacja teologiczna przyszłych kapłanów. To jest jego pierwszy i najważniejszy cel. Kapłani bowiem uczestniczą w „munus docendi” (zadaniu nauczania) Kościoła, o czym uczy Sobór Watykański II. Teologia jest z definicji związana z duszpasterstwem, traktować ją inaczej nie miałoby sensu. Jeśli jest konflikt na linii seminarium–wydział, to przede wszystkim należy myśleć o dobru seminarium, któremu winno zależeć na tym, by aspekt intelektualny organicznie harmonizował z innymi aspektami formacji kapłańskiej, tzn. ludzkim, duchowym i duszpasterskim. Wydział jest w gruncie rzeczy przede wszystkim na usługach seminarium, nie odwrotnie.