Podać świat do ręki

Andrzej Urbański

publikacja 01.12.2010 08:00

Na początku się woła: „Jak to możliwe”?, „Dlaczego my?”. Potem przychodzi czas na szukanie odpowiedzi; jak pokazać dziecku świat, jak nauczyć go żyć.

Podać świat do ręki rarye / CC 2.0

Gdy okazało się, że ponad połowa dzieci trafiająca do podwarszawskich Lasek pochodzi z Pomorza, postanowili zbudować „małe Laski” w Gdańsku-Sobieszewie. Siostra Ida Burzyk ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z Sobieszewa wraz z kilkoma matkami niewidzących dzieci postanowiła wziąć sprawy we własne ręce. Dotychczas na potrzeby Ośrodka Terapeutycznego Wczesnej Interwencji dla Dzieci Niewidomych udało się im zebrać połowę potrzebnej kwoty – około 1,5 mln zł. W tworzenie Ośrodka mogą się włączyć także czytelnicy „Gościa”. Aby pomóc, wystarczy wysłać SMS-a.

Doświadczeni

– Po ciężkiej ciąży, porodzie, dzieje się coś nieoczekiwanego, na co nikt nie czekał. Przychodzi do nas ktoś i mówi, że nasze dziecko nie będzie widziało. Świat wali nam się na głowę. To jednak nie koniec. Potem przychodzi następny specjalista i mówi, że nasze dziecko nie będzie również słyszało – opowiada Anna Gogowska. Takie przeżycie stało się udziałem osób, które szukają pomocy w tymczasowym ośrodku wczesnej interwencji, będącym filią Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi z siedzibą w Laskach k. Warszawy. – Tu, na Wybrzeżu, od kilku lat pomagamy prawie 120 dzieciom oraz ich rodzinom. Niewidome maluchy często mają dodatkową niepełnosprawność. Najważniejsze, by jak najwcześniej ją wykryć oraz jak najszybciej rozpocząć rehabilitację – mówi s. Ida Burzyk.

Terapia odbywa się obecnie w trudnych warunkach. Sale rehabilitacyjne są zbyt małe, aby można było swobodnie prowadzić zajęcia z udziałem rodziców, którzy mają się uczyć, jak pracować ze swoim niewidomym dzieckiem w domu. Brak jest też bazy noclegowej. Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi od początku zapewnia bazę dydaktyczną, wykwalifikowaną kadrę pedagogiczną, grunt pod budowę i projekt budynku. Wciąż jednak brakuje wymarzonego obiektu.

Dlaczego ja?

Na początku wołała: „jak to możliwe”?, „dlaczego nas to spotkało?”. Po chwilach załamania przyszedł czas na szukanie odpowiedzi na pytania, jak pokazać dziecku otaczający go świat, jak nauczyć go żyć. Anna Gogowska, mama 6-letniej głuchoniewidomej Basi, przypomina sobie pierwsze trudne chwile ze swoim drugim dzieckiem. – Gdy Basia pojawiła się w naszym życiu, wraz z nią zagościł ból, strach, lęk. Na szczęście ludzka pamięć jest ulotna. Teraz pamiętam tylko cień tych uczuć, ale wiem na pewno, że potrzebowałam pomocy – opisuje pierwsze chwile. Pomocy nie potrafili dać im najbliżsi, rodzina i przyjaciele. Próbowali pocieszać, ale nie potrafili wesprzeć profesjonalną wiedzą. A właśnie
tego, jak wspominają dzisiaj, najbardziej potrzebowali.

Gdy Basia miała pół roku, pani Anna poznała dwoje ludzi, mających podobny problem. Córka Elżbiety i Marka Biernackich, Julka, nie widzi i nie mówi. – Od ich dziecka, a także od samych rodziców, bił blask, którego wówczas nie rozumiałam. Dziwna pogoda ducha, akceptacja, wielka wiara, po prostu radość macierzyństwa – to wszystko, czego ja nie miałam, a czym Ela w naturalny sposób zarażała mnie i innych rodziców należących do Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym – opowiada Anna Gogowska. Do dzisiaj pamięta usłyszane wówczas słowa, które często cytują członkowie Towarzystwa, przypominające wypowiedź Anny Roosevelt, żony prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Roosevelta. – Ona bardzo często mówiła o wartościach dodanych do osób niepełnosprawnych. Ja niedawno zdałam sobie z nich sprawę. Elżbieta wiedziała o tym już dawno temu – mówi pani Anna. Choć brakuje im wzroku czy słuchu, mają coś więcej, coś dodanego, co trudno wyrazić słowami, coś, co można poczuć, gdy choć przez chwilę pozostanie się w ich otoczeniu.

Świat muzyki

W ośrodku w Sobieszewie znajduje się kilka wyjątkowych i nietypowych pomieszczeń. To w nich właśnie rehabilitowane są dzieci. – Dziecko pozbawione wzroku lub mające wzrok bardzo osłabiony, nie ma możliwości rozwoju poprzez naśladownictwo, dlatego też niezbędne jest wczesne wspomaganie jego rozwoju i pomoc jego rodzinie przez wielospecjalistyczny zespół rehabilitantów – wyjaśnia s. Ida. Z dziećmi pracują różni terapeuci: psycholog, tyflopedagog, muzykoterapeuta, nauczyciel orientacji przestrzennej, terapeuta widzenia, rehabilitant ruchu. Dziecko poddane wczesnej rehabilitacji ma możliwość lepszego startu w edukację szkolną z wyrównanymi szansami w stosunku do widzących rówieśników.

W ośrodku mieszczą się sale, w których odkrywa się rzeczywistość przez dotyk, sala światła czy namiot, w którym próbuje się oddziaływać na zaburzone zmysły dzieci. Miałem okazję uczestniczyć wraz z małą Basią w zajęciach z muzykoterapii prowadzonych przez Elżbietę Górną. Dziewczynka sama weszła do małego pokoiku ćwiczeń. Pomieszczenie, wypełnione po brzegi przeróżnymi instrumentami oddziaływującymi przez dźwięk i dotyk, w czasie ćwiczeń i terapii zamienia się w prawdziwą świątynię muzyki i dźwięku. Dzięki autorskiemu programowi terapii Elżbiety Górnej dźwięk i muzyka naprawdę wnikają głęboko w podświadomość człowieka. Co dzieje się z osobami niewidomymi, wiedzą tak naprawdę tylko one same. Jakież było moje zdziwienie, gdy głuchoniewidoma Basia wystukiwała rytm piosenek, które grała i śpiewała terapeutka. Uśmiech dziewczynki był najlepszym komentarzem.

www.wczesnainterwencja.com.pl

artykuł z numeru 11/2010 Gościa Niedzielnego