Święta przed świętami

ks. Robert Jasiak

publikacja 20.12.2010 09:20

Przyspieszone Boże Narodzenie. Zamiast Adwentu – czas zakupów w świątecznej atmosferze. To oferują nam spece od marketingu.

Święta przed świętami w00kie / CC 2.0

Jak 82 lata przeżyłam, to czegoś takiego nie widziałam – mówi Czesława z Lublina. – Przyszedł do nas ten cały Zachód. Ludzi coraz mniej w kościołach, a w sklepach – tłumy. Jak byłam mała, to na 6.00 szło się na Roraty, i to siedem kilometrów w zaspach. Ludzie teraz żyją, jakby Pana Boga nie było. Dlaczego dzisiaj nie ma dzieci na mszach roratnich? Bo rodzice wolą z nimi jeździć do marketów, a nie uczyć drogi do kościoła.

Tak łatwiej wydać pieniądze

Przedświąteczny Lublin zdaje się już wołać: „Wesołych Świąt!”. Wystarczy wyjść na ulice, a wszędzie zobaczymy okolicznościowe dekoracje, którym towarzyszy śpiew kolęd, pastorałek i świątecznych piosenek. Można wręcz odnieść wrażenie, że znajdujemy się w środku okresu Bożego Narodzenia. Jest miło, sympatycznie, odświętnie. Czy to jednak nie sprowadza Adwentu jedynie do czasu intensywniejszych zakupów?

Chrześcijańska tradycja mówi nam, że Adwent to czas oczekiwania. Przede wszystkim czekamy na Boże Narodzenie, ale również mocniej uświadamiamy sobie, że chrześcijanin jest człowiekiem oczekującym powtórnego przyjścia Chrystusa u końcu czasów. Wydawałoby się, że takie rozumienie Adwentu powinno zdominować nasze przygotowania do świąt. Przecież w kościołach odprawia się Roraty, zapala adwentowe świece, śpiewa pieśni o mającym narodzić się Mesjaszu. No tak, ale to sfera ducha i liturgii. A co niesie życie? – Nawet fajnie tak się szykować do świąt i mieć już teraz świąteczny nastrój – uważa Mirek, ochroniarz w supermarkecie. – Ludzie robią zakupy na święta, szukają prezentów, kupują dekoracje. To chyba nic złego, że daje im się taką bożonarodzeniową atmosferę. Skoro wszędzie tak jest, to dlaczego Lublin ma być inny? Poza tym łatwiej wydać pieniądze na prezenty, jak się usłyszy jakąś kolędę.

Strefa podwyższonej adrenaliny

Tezę, że święta stają się najlepszą okazją do zwiększenia dochodów z handlu, potwierdza Marzena, mama Łukasza i Patrycji, nauczycielka geografii. Jak twierdzi, nawet nie zwraca już uwagi na świąteczne melodie w supermarkecie. Nie ma do tego głowy, bo w ręku – kartka z listą zakupów, tych pod choinkę także, a czasu niewiele. – Jak tu się wchodzi, to człowiek od razu inaczej się czuje. Mnie tutaj podskakuje adrenalina i wzmaga się przedświąteczna gorączka – twierdzi. Jednak jej zdaniem, to „przyśpieszanie świąt” nie jest dobre, bo zaciera się istota tego, czym mają one być.

– W mojej rodzinie bardzo mocno pilnujemy tradycji. Choinkę mąż ubiera z synem i córką w Wigilię. Oboje wynieśliśmy to z domu i tego chcemy nauczyć dzieci. My, lublinianie, jesteśmy trochę tradycjonalistami. Dla nas święta to coś wyjątkowego. To musi być zupełnie inny czas w domu i inna atmosfera. Bardzo bym chciała, żeby moje dzieci też to rozumiały – dodaje.

– No pewnie, że miasto wygląda ładnie z tymi dekoracjami – mówi Janusz, ojciec Marka i Rafała, z zawodu elektryk. – Oczywiście, że lubię cały ten świąteczny wystrój Lublina: choinki, lampki, gwiazdy. Niechby to było jednak w samą Wigilię. No… dzień, dwa przed. A tu już w listopadzie, przed andrzejkami, robili Boże Narodzenie. To jakieś nieporozumienie.

O jeszcze innym aspekcie przyśpieszania Bożego Narodzenia mówi Anna, która od czterech lat pracuje jako kasjerka w supermarkecie. Już przyzwyczaiła się do świątecznej atmosfery w tym okresie w pracy. Właściwie nie zwraca na nią uwagi. Bombki, choinki, piosenki i pastorałki jej spowszedniały. – Gdyby ktoś tak, jak ja, posiedział tutaj kilka godzin i słyszał te same melodie, to też miałby dosyć. Proszę mi wierzyć, że w święta nawet nie chce mi się ani śpiewać, ani słuchać kolęd.

Marek, student UMCS, z uśmiechem podchodzi do problemu: – Świąteczne dekoracje, kolędy w sklepie to świetny chwyt marketingowy. Wchodząc tutaj, nawet jakby się nie chciało, automatycznie zaczyna się myśleć o świętach, prezentach pod choinkę i po prostu chce się coś dla bliskich kupić – mówi. Jak sam twierdzi, z Kościołem związany jest raczej luźno, ale nie jest zwolennikiem emisji kolęd w supermarketach. – Ich miejsce jest raczej w kościele. Tutaj to wolałbym jakieś ich przeróbki, piosenki. Kolędy mi tu nie pasują.

Świąteczne rozdwojenie jaźni

Złudzenia, że przedświąteczna bożonarodzeniowa atmosfera jest czymś innym niż tylko chwytem reklamowym, nie pozostawiają nam nawet sami handlowcy. – Zmianę dekoracji planujemy zaraz po Nowym Roku – mówi Marcin, kierownik sprzedaży w jednym z lubelskich supermarketów. – Zacznie się nowa kampania handlowa. Znikną choinki i inne dekoracje, a my wrócimy do nadawania zwykłej muzyki.

A więc – w kościołach śpiew kolęd, szopki, choinki, liturgiczne obchody Bożego Narodzenia. A codzienne życie? Idzie swoim torem, bo na świętach zarobić już nie można. Póki trwa Adwent, są żyłą złota dla biznesu.

Pewnych trendów kulturowych nie da się już zahamować. Ale być może tradycja pozwali nam się odnaleźć w tym szalonym, rozpędzonym świecie? Zostało tylko kilka dni do świąt. Może warto nie tylko pędzić na przedświąteczne zakupy, ale też tradycyjnie z lampionem pójść na Roraty, zabrać na nie dzieci. Niech posmakują oczekiwania na Boże Narodzenie.

*** Tekst pochodzi z lubelskiego Gościa Niedzielnego