Wybierz ryzyko

Jacek Dziedzina

publikacja 03.01.2011 10:20

Nigdy nie jesteśmy bardziej sobą niż w momencie podejmowania własnych decyzji. Tymczasem ważne wybory życiowe stają się coraz trudniejszą sztuką.

Wybierz ryzyko eamoncurry123 / CC 2.0

Kolejny kalendarz zdjęty ze ściany. Nowy rok na horyzoncie. To dobry czas, by ruszyć w końcu ze skrzyżowania różnych pomysłów na życie. I zdecydować się na ciągle zamazany, choć od dawna przeczuwany kierunek. Dla jednych będzie to wybór studiów, pracy, dla drugich powrót z tułaczki po świecie lub wyjazd za granicę, jeszcze dla innych sakramentalne „tak” dla wybranej drogi. Albo przeciwnie – zerwanie z nałogiem lub kochanką. Wybrać bez kompromisu. Bez oglądania się wstecz. Paradoksem naszych czasów jest to, że wszyscy mówimy o samorealizacji, a jednocześnie nie potrafimy wyrwać się z wygodnego trwania w zawieszeniu. „Nigdy dotąd nie podkreślano tak bardzo potrzeby autoekspresji, a jednak nigdy jeszcze autoekspresja nie była tak rzadkim osiągnięciem” – pisał Abraham Joshua Heschel, żydowski teolog i filozof. Jak zatem dokonywać trwałych wyborów, kiedy brak zobowiązań i tymczasowość wydają się bardziej bezpieczne?

Imiona strachu

Hiszpański jezuita Carlos G. Valles uważa, że „większość decyzji na świecie podejmuje się raczej poprzez niepodejmowanie żadnej decyzji i pozwolenie, by sprawy toczyły się swoim własnym biegiem”. Nazywa to zjawisko „lenistwem woli”. Lepiej pozwolić, żeby „los” zadecydował lub znajomi czy rodzina. Byle nie czuć ciężaru odpowiedzialności i żyć nieustannie „między” i „od do”. Wiele lat temu socjologia niemiecka wynalazła termin, pasujący do tego typu postaw. Zaczęto mówić o „społeczeństwie doznań”, w którym nie liczy się kształtowanie dojrzałego charakteru, ale nieustanne gromadzenie kolejnych wrażeń, życie fragmentami, bez wizji całości.

Przyczyna strachu przed wyborem może też leżeć gdzie indziej, na przykład w braku pozytywnych przykładów ułożonego życia we własnej rodzinie czy wśród znajomych. Wielu młodych ludzi waha się dzisiaj z podjęciem decyzji o małżeństwie m.in. dlatego, że ich rodzicom się nie udało. Nie chcą powtarzać ich błędów. Doświadczenie rozbicia więzi małżeńskiej rodziców może wpływać na brak zaufania do samych siebie (czasem, na szczęście, działa odwrotnie: bolesne wspomnienia mobilizują, żeby inaczej ułożyć własne życie). Podobnie może być z kapłaństwem, jeśli w otoczeniu nie było nikogo, kto żyłby tym wyborem na serio. Jednak największym hamulcem, by wykonać krok naprzód, jest brak odpowiedzi na kluczowe pytania: czy wiem, czego chcę? gdzie chcę dojść?

Wyjście z poczekalni

Londyn posiada najstarsze metro na świecie. Kilka przeplatających się linii doskonale spełnia swoją funkcję komunikacyjną w tej metropolii. Bez jasnego planu podróży i mapy w ręku można jednak wpaść w małą panikę, mijając kolejne stacje. Wielką frajdę natomiast sprawia uporanie się z pierwszym wrażeniem chaosu i zagubienia w podziemnym systemie ruchu. Dla św. Ignacego z Loyoli, założyciela zakonu jezuitów i mistrza rozeznawania duchowego, jasność celu i perspektywa to warunki dobrego wyboru. W „Ćwiczeniach duchownych” pisał, że „oko naszej intencji winno być proste”, czyli wpatrzone wyraźnie w jeden, nadrzędny cel. Jeśli wiem, dokąd idę, łatwiej podejmuję konkretne kroki, nasze działanie jest pełne życia i twórczego napięcia. Przestajemy się miotać i żyć w ciągłym psychicznym zawieszeniu. Jedną z najbardziej paraliżujących umysł rzeczy jest własna nieokreśloność, nieustanne życie w poczekalni. I nic bardziej nie rozwija niż kolejne etapy przełamywania lenistwa woli czy lęku przed ryzykiem.

Klamka zapadła

Nie ma lepszego sposobu na rozeznanie, czy dokonuję dobrego wyboru, niż sama decyzja. Bez zostawiania sobie otwartej furtki. To jest ten moment, w którym jesteśmy najbardziej sobą. W polityce przejawem otwartości umysłu i elastyczności jest stwarzanie wrażenia, że mogę dogadać się z każdym. Z każdym wejść w koalicję. Być kandydatem wszystkich Polaków. W wyborach życiowych nie można mówić jednocześnie tak i nie. Wspomniany jezuita Valles mówi, że próbowano kiedyś stworzyć humorystyczną wersję takiego pośredniego słowa między tak i nie. Powstało słowo TIE. Czy można stać pod ołtarzem i ślubować kobiecie, mężczyźnie, Kościołowi, Bogu wierność, wypowiadając słowo TIE? Św. Ignacy
także wskazywał na trzy postawy: zgoda, odmowa i wygodne odwlekanie decyzji. Ta ostatnia wydaje się najbezpieczniejszą formą, bo nie wymaga żadnego zobowiązania. Ale prowadzi z czasem do własnej frustracji i niszczenia wrażliwości i zaufania w tych, którzy mieli prawo wiązać z nami różne nadzieje. Nie da się tego pogodzić z przesłaniem Ewangelii: „Niech wasza mowa będzie tak – tak, nie – nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. „Obyś był zimny albo gorący!”, Lepiej dokonać niewłaściwego, ale własnego wyboru, niż trwać w nijakości.

Zwyczajni...

A skąd mamy wiedzieć, że wybraliśmy dobrze? Św. Ignacy zaleca obserwację siebie, stanu swojego ducha po podjętej decyzji. Można mówić też o rozeznawaniu charyzmatycznym zwykłym i nadzwyczajnym. To pierwsze może być dane każdemu człowiekowi, otwartemu na łaskę, szukającego prawdy itd. Jest to bliskie temu, co Kościół nazywa „zmysłem wiary”. Człowiek wyczuwa, że dzieje się coś dobrego i idzie za tym. Bertrand Georges, diakon stały ze Szwajcarii, pisze o pewnej starszej kobiecie z małej wioski. Sytuacja miała miejsce na początku reform Soboru Watykańskiego II, więc kobiecina jeszcze nawet nie znała takich pojęć jak odnowa, tym bardziej odnowa charyzmatyczna. A do wioski przyjechała akurat pewna wspólnota, której członkowie prowadzili nabożeństwo przy pełnych mocy pieśniach i tańcach w sandałach z napisem „Lew Judy”. Zaczęła ich wyrzucać i krzyczeć „wariaci!”? Nic z tych rzeczy. Poczuła instynktownie, że dzieje się tu jakieś dobro, nowe, nieznane, ale świeże i autentyczne. Jesteśmy zdolni rozpoznać dobro, za którym warto iść. I dobro, za którym powinienem pójść właśnie ja. Przecież dary Ducha Świętego, które otrzymaliśmy na chrzcie i bierzmowaniu, to nie magiczne zaklęcia, tylko żywe prowadzenie. Każdy z nas może z pewnością wskazać swoje wewnętrzne poruszenie, niewytłumaczalne racjonalnie, a jednak pełne światła.

...niezwyczajni

Niektórym dane jest także rozeznanie charyzmatyczne nadzwyczajne. To umiejętność wyrażenia pewnego sądu o zagadnieniach niedostępnych rozumowi. Phillip Madre mówi, że normalne działanie rozumu wcale nie zostaje „zawieszone”, ale jest w danym momencie oświecone jakimś nadzwyczajnym światłem dla dobra człowieka. Tylko Jezus miał 100 proc. tego charyzmatu. Ale wielu mistykom dane jest uczestniczyć częściowo w tym darze. Do Marty Robin przyszedł kiedyś student medycyny. Chciał zostać lekarzem, założyć rodzinę, ale odczuwał wewnętrzny niepokój, czy czasem nie powinien zostać księdzem. Marta spojrzała na niego i powiedziała pewnie: „Niech pan dalej studiuje, zrobi pan wiele dobrego w tym zawodzie”. Słowa mistyczki przyniosły mu wewnętrzny spokój.

Skok w nieznane

Ten ostatni przykład nie zmienia faktu, że to my osobiście jesteśmy odpowiedzialni za swoje wybory. Żaden mistyk nie może nas wyręczyć. Podobnie jak za zło lub dobro ostatecznie to my będziemy rozliczani. Diakon Georges przytacza historyjkę o demonach, przypominającą opowieści Ojców Pustyni. Gdzie jest więcej demonów – na dachu domu publicznego czy na dachu klasztoru? Niektórzy odpowiedzą, że na tym pierwszym. A nieprawda, tam siedzi tylko jeden demon dyżurny, który pilnuje, by interes kręcił się w odpowiednim tempie. A interes demonów kręcą wchodzący tam ludzie. Tymczasem cała gwardia demonów siedzi na każdej dachówce klasztoru. Diabeł ma co robić, bo mnisi całą dobę tylko się modlą. I cały interes demonów leży. To oznacza tylko jedno: nie jesteśmy marionetkami w rękach zła. Tym bardziej nie jesteśmy marionetkami w rękach Boga, który zaryzykował naszą wolność. Także za cenę naszych nieporadnych lub złych wyborów.

Jednak zdarza się, że obawa przed podjęciem ważnej decyzji spowodowana jest brakiem zaufania do samego siebie. Nie uda się, już kilka razy zawiodłem. I nie trzeba bagatelizować tych wątpliwości. Ale też ostatnie słowo nie należy do naszych porażek. Jednocześnie trzeba spokojnie pogodzić się z jedną rzeczą: do końca życia będziemy pytać i ciągle na nowo wybierać. Trzeba pogodzić się z pewną niewiadomą, z tajemnicą. Wybór i powołanie jest skokiem w nieznane, ryzykiem. Może dlatego tak trudno nam to przychodzi? Wolelibyśmy zabezpieczyć się na każdą sytuację i ułożyć grafik do końca życia. „W lutym 2034 roku jadę w góry, ale tylko na dwa dni, bo później muszę zająć się wnuczkami. Dwiema”. Przecież to brzmi komicznie. Nie ma wyjścia, trzeba skoczyć. Nawet jeśli w kwietniu 2023 roku ciągle będę zadawał pytania.


artykuł z numeru 01/2009 Gościa Niedzielnego