Paragony do słoika

Ks. Roman Chromy

publikacja 18.01.2011 16:00

Duży wózek na zakupy zawsze robi wrażenie pustego, a firmy płacą wielkie pieniądze za towary wystawiane w głównych alejkach.

Paragony do słoika HENRYK PRZONDZIONO/Agencja GN

– Wiemy, że będziemy posądzeni przez pracowników branży finansowej o krecią robotę – mówi Robert Klimek, ekonomista z Jastrzębia-Zdroju. – Bo pragniemy uczyć ludzi mądrego obchodzenia się z pieniędzmi.

Robert Klimek nie ma wątpliwości, że coraz częściej wielu osobom nie są obce finansowe tarapaty, które rodzą nie tylko stres, ale nade wszystko groźne konflikty rodzinne. Dajemy się nabrać kuszącym reklamom, wpadamy w pułapki kredytowe, nie czytamy skomplikowanych umów bankowych, przytakujemy doradcom, przepłacamy ubezpieczenia, marginalizując jednocześnie kontrolę miesięcznych wydatków.

 Dlatego wraz ze swoim kolegą po fachu, Michałem Szczepanikiem z Sosnowca postawili na edukację majątkową w rodzinach. W lutym uruchamiają w Katowicach Pierwszą Szkołę o Pieniądzach na SERIO (Nowa Akademia Skutecznej Ekonomii Rodzinnej i Osobistej). – Nazwaliśmy ją „Familiago” – wyjaśnia Robert Klimek. – Jej nazwa składa się z dwóch członów: z „familii” czyli z „rodziny” i końcówki „go”, która w języku angielskim może oznaczać „działanie”, „start”, a w języku polskim stanowi początek słowa „godność”.

Niewiedza niezawioniona

Ekonomista z Sosnowca z kolei podkreśla, że słuchacze nowej szkoły zdobędą umiejętności, dzięki którym zachowają godność finansową, zarówno w chwilach dobrej passy, jak również zmagając się z trudnościami materialnymi. – Obserwacja codzienności uświadomiła nam istnienie wielu patologii i nieprawidłowości dotyczących spraw finansowych, które wynikają z naszej niewiedzy i ignorancji w obchodzeniu się z pieniędzmi – mówi Michał Szczepanik. – Zasadniczo inwestujemy w rzeczy, które tracą na wartości w czasie np. w zakup samochodu, sprzętu RTV czy komputera.

Rzeczywiście, zarówno w szkole podstawowej, jak i w średniej programy nauczania nie przewidują utrwalania wiedzy o tym, jak korzystać z zasobności portfela. Niewiedza, w przeważającym stopniu niezawiniona przez przeciętnego Kowalskiego, może być doskonale wykorzystywana nie tylko przez pracowników branży finansowej. – Wystarczy przekroczyć próg supermarketu, aby czar manipulacji stał się naszym udziałem – zwraca uwagę Robert Klimek. – Wchodząc do dużego sklepu powinniśmy mieć w ręce listę zakupów, aby nie ulegać chwytom marketingowym. Pamiętajmy, że duży wózek na zakupy zawsze robi wrażenie pustego, a firmy płacą wielkie pieniądze za towary wystawiane w głównych alejkach. Pieczywo dostępne jest w najodleglejszych miejscach supermarketu po to, abyśmy przeszli przez cały sklep, nie pomijając żadnej promocji albo wyprzedaży. W niektórych miejscach rozpylane są zapachy żywności, aby nas skusić na dodatkowe zakupy czyli zbędne wydatki. Na zakupy nie wychodźmy głodni!

Jak zatem zabrać się za porządkowanie domowych finansów? Michał Szczepanik zachęca tych, którzy pragną dokładnie kontrolować własne przychody i rozchody, do zakupu… słoika. – Stawiamy go przykładowo na lodówce po to, aby regularnie w ciągu całego miesiąca składać do niego paragony bądź małe kartki z odnotowanymi innymi wydatkami np. darowizną na rzecz potrzebujących lub ofiarą, składaną do koszyczka w czasie niedzielnej Mszy świętej. Tego samego dnia każdego miesiąca dokonujemy podliczenia.

Dziurawe wiadro

W ten sposób, jak uważają założyciele szkoły „Familiago”, poznamy osobisty wskaźnik dziennych wydatków. Wśród nich odkryjemy pieniądze wydawane regularnie i koniecznie np. stałe opłaty za mieszkanie, jak również i kwoty roztrwonione bezmyślnie np. na papierosy albo na zbytki, bez których można byłoby spokojnie przeżyć. – Często wydaje się nam, że znamy swoje nawyki i przyzwyczajenia związane z pieniędzmi – ostrzega Michał Szczepanik. – Po analizie wydatków miesięcznych okazuje się jednak, że jesteśmy jak dziurawe wiadro, przez które złotówki, jedna po drugiej, przeciekają licznymi strumyczkami.

Ekonomista uważa, że w takiej sytuacji trzeba załatać istniejące dziury w naczyniu, a więc zmienić swoje finansowe nawyki oraz popracować nad dodatkowym strumieniem dochodu. Może nim być wyeliminowanie niepotrzebnych lub nierozsądnych comiesięcznych wydatków. Taki zabieg umożliwi nam odłożenie na początku miesiąca (a nie na końcu!) chociażby 10 procent wpływów w formie oszczędności.

Poza tym świadoma analiza rodzinnego lub domowego budżetu wskazuje na osobiste możliwości i granice finansowe. – Dziś popularne jest życie na kredyt – uważa Robert Klimek. – Niestety, najczęstszym błędem klientów banków jest ignorowanie znaczenia tzw.  zdolności kredytowej. Kiedy wylicza ją dla nas pracownik banku, nigdy nie powinniśmy wykorzystać jej w stu procentach. Przykładowo: jeżeli stać nas na spłatę 500 złotych kredytu miesięcznie, wykorzystajmy 2/3 tej kwoty, a to, co pozostanie, czyli 150 zł przeznaczmy na własne oszczędzanie. Skoro człowiek chodzi na dwóch nogach, to i życie codzienne winniśmy budować na dwóch filarach: kredytu i oszczędzania jednocześnie. Unikniemy w ten sposób groźby niewypłacalności i widma rodzinnego bankructwa np. z chwilą utraty pracy (zarobku) albo w chwilach nieprzewidzianych sytuacji.

Podobnie rzecz się ma z kartami kredytowymi. Korzystajmy z nich wyłącznie w transakcjach bezgotówkowych i zawsze na zakończenie cyklu rozliczeniowego spłacajmy je w całości. Unikniemy tym sposobem wysokiego oprocentowania kredytu. Z pomocą karty kredytowej nie powinniśmy pobierać gotówki z bankomatu. – Nie zapominajmy, że domowy budżet potrzebuje także mądrego planowania, wytyczenia celów do sfinansowania na następne kilka, a nawet kilkanaście lat – uważa Robert Klimek. – Wdrażanie planu finansowego w życie i nabieranie doświadczenia w tym względzie niweluje do minimum ryzyko rozstroju nerwowego, upokorzenia i utraty osobistej godności z powodu nieroztropnego korzystania z pieniędzy.

Skarbonka wciąż modna

Pomysłodawcy Pierwszej Szkoły o Pieniądzach na SERIO stawiają również na edukację najmłodszych. Skoro rodzice popełniają błędy finansowe, to tym bardziej narażone są na nie dzieci. Przekonał się o tym Krzysztof Najmiec z Sosnowca, ojciec dwójki dzieci. – Syn marzył o studiach w Krakowie – wspomina. – Ale miał również swoje oczekiwania: mieszkanie na stancji, telefon komórkowy z doładowaną kartą w wysokości 50 złotych miesięcznie, obiady w restauracjach, miesięczny bilet na autobus…

Zdeterminowany ojciec wyliczył synowi rodzinny budżet i nauczył go podstawowych mechanizmów bankowych. Okazało się, że studia w Krakowie będą możliwe, ale w innej kombinacji: mieszkanie w akademiku, obiady w stołówce, wędrówki po mieście piechotą, a plan taryfowy w komórce nie może przekroczyć 30 złotych na miesiąc. – Syn nie mógł długo zaakceptować mojej propozycji – mówi Krzysztof Najmiec. – Wskazałem mu także możliwości innych źródeł dochodu. „Ucz się, będziesz miał stypendium naukowe”, mówiłem synowi. Obecnie, syn pogodzony z rzeczywistością, kończy pierwszy semestr studiów w Krakowie. Sam zarządza finansami, żyje skromniej, ale na wszystko mu starcza.  Co więcej, oszczędza sto złotych na miesiąc. Kupił sobie gitarę na raty.

Ekonomiści mówią jednym głosem, że dla dziecka najlepszym sposobem na oswajanie się go z pieniędzmi jest tradycyjna skarbonka. I wskazują na trzy filary „skarbonkowego” systemu wartości. – Z pomocą rodziców dziecko może postąpić następująco: 45 procent zaoszczędzonych pieniędzy przeznacza dla siebie np. na bilet do kina, kolejne 45 procent pozostawia dalej w skarbonce, a 10 procent przeznacza na cele dobroczynne np. dla rówieśników z domu dziecka. Z pewnością taka mądrość finansowa zaowocuje w przyszłości.

- Mamy nadzieję, że szkoła „Familiago” spełni swoją misję, a nasi absolwenci uznają jako własną dewizę Johna Wesleya, anielskiego pastora, który powtarzał: „zarabiaj jak najwięcej, oszczędzaj jak najwięcej i rozdawaj jak najwięcej” – mówi Robert Klimek.

Więcej o pomyśle śląskich ekonomistów na www.familiago.pl

*** Tekst pochodzi z katowickiego Gościa Niedzielnego