publikacja 13.01.2022 00:00
Ten trójkąt się sprawdził. Pozwolili Bogu zaplanować życie, zamknęli firmę, zostali bez pieniędzy, ale nie byli sami. On się w nich zakochał.
Sensem życia Doroty i Eugeniusza Ficków jest pomaganie innym.
Roman Koszowski /Foto Gość
Miłość wylewa się z Doroty Fick. Nie wie, skąd się to wzięło, ale pamięta, że jej dzieciństwo było przepełnione dobrocią rodziców i czworga rodzeństwa, mimo że wszyscy żyli w niewielkim domu, który był biedny fizycznie, ale bogaty duchowo.
Eugeniusz Fick był inny. W niedzielę z rodziną do kościoła szedł, ale już wtedy czuł, że to mało, że tylko na tym nie da się budować. Fundamenty były, ale brakowało zaprawy na mury. Zaczął szukać – i znalazł Dorotę.
I ślubuję Ci drogę trudną
Właściwie nie wiadomo, kto kogo znalazł, bo na oazie Dorota była jego animatorką. – Musiała mnie sobie wychować – śmieje się Eugeniusz, kiedy wspomina tę radosną, młodą dziewczynę, od której dostał swoje pierwsze Pismo Święte. Zauroczyła go, oczarowała wiarą, zaufaniem, dobrocią.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.