Aby życie było mądre

publikacja 01.03.2011 09:06

Czy jest szczepionka na miłość, wierność, uczciwość czy dobrą rodzinę? Benedyktyn o. Karol Meissner od wielu lat szuka odpowiedzi na te i inne pytania.

Aby życie było mądre Andrzej Urbański/Gość Niedzielny Pytanie o sens życia jest najgłębszym pytaniem, które powinniśmy sobie zadawać. Od tego pytania i odpowiedzi na nie będzie zależało bardzo wiele postaw życiowych – przypomina o. Karol Meissner.

Andrzej Urbański: We współczesnym świecie próbuje się zdeprecjonować pojęcie rodziny. Jaką wartością jest ona dla Ojca?

Ojciec Karol Meissner: – Gdy zostałem zaproszony na konferencję do Moskwy, usłyszałem, że rodzina to ogromnie złożony problem. W samej stolicy Rosji tysiące dzieci wychowuje się bez rodziny. Ten problem, choć może nie na taką skalę, występuje także w Polsce. Wiele dzieci wychowuje się w rodzinach dysfunkcyjnych, czyli niespełniających swojej roli. Pytanie o stan rodziny dzisiaj powinno być z samej natury pytaniem najważniejszym. Coraz częściej możemy dostrzec, że dla wielu dzieci i ludzi młodych rodzina jest źródłem wadliwej formacji życiowej, wadliwych wyborów i przekazywanych postaw. Z mojego doświadczenia wynika, że ogromna większość dzieci w Polsce czuje się niekochana. Dlatego, że społeczeństwo nastawione jest na to, iż dziecko jest niepotrzebne, przeszkadza dorosłym. Cała filozofia antykoncepcji pokazuje, że przed dzieckiem trzeba się chronić i robić wszystko, by go nie było. Młodzież doskonale wie, że prezerwatywa służy do ochrony przed chorobą i przed dzieckiem. Dlatego pytanie o rodzinę ma dziś wielowątkowy i niejednoznaczny przekaz. Oczywiście, rodzina powinna być wspólnotą, w której człowiek kształtuje się, wychowuje i przygotowuje do wejścia w samodzielne życie. Tylko nie mogę odpowiedzieć, czy taka właśnie jest współczesna rodzina.

Pewnie jeszcze trudniej odpowiedzieć na pytanie, dlaczego współczesna rodzina jest pokaleczona i słaba, dysfunkcyjna, mniej kochająca i szanująca życie od poczęcia do śmierci.

– Nie chciałbym podkreślać, że jest bardziej dysfunkcyjna. Warto mimo wszystko zauważać, że jest wiele dobrych rodzin. Ale nie uciekamy od problemów. Często zwracają się do mnie ludzie, którzy nie zostali uformowani w swoim domu. A dom powinni tworzyć małżonkowie ukształtowani, dojrzali i rozumiejący znaczenie sakramentu małżeństwa oraz konsekwencji z niego płynących. Z tym jest, niestety, różnie. Prawo kanoniczne stanowi, że naturę zgody małżeńskiej charakteryzuje akt woli wyrażony zewnętrznie przez obydwie strony, którego przedmiotem jest wzajemne oddanie i przyjęcie się małżonków w celu powstania węzła małżeńskiego. Człowiek więc musi posiadać ukształtowaną wolę, by móc podjąć decyzję. Po drugie – musi mieć zdolność do oddania się drugiemu człowiekowi, czyli zdolność do tworzenia więzi. Bo przecież oddanie tworzy więź. Kardynał Karol Wojtyła w książce „Osoba i czyn” napisał, że „człowiek jest istotą, która posiada sama siebie i potrafi się oddać”. Myślę, że to spojrzenie bardzo optymistyczne. Niestety, dzisiaj ludzie siebie nie posiadają. A to oznacza, że jesteśmy biedni. Nie potrafimy się naprawdę oddać. Kard. Karol Wojtyła uważał, że istnieje podobieństwo między małżeństwem a życiem zakonnym. W życiu zakonnym człowiek oddaje się Panu Bogu w taki sam sposób, jak w małżeństwie mąż oddaje się żonie, a żona mężowi. Podsumowując: dojrzałość do dodania się to drugi bardzo ważny aspekt, o którym rozmawiamy. Wszystkie problemy w małżeństwie są związane z tym, że ludzie nie potrafią się oddać. I trzecia sprawa: oddanie się w celu zawarcia małżeństwa. Ludzie muszą wiedzieć, czym jest małżeństwo. Rozumieć je jako najgłębszą wspólnotę życia i miłości. Powinni widzieć sens swojego życia.

Można w tym miejscu zapytać, czy może zawrzeć małżeństwo ktoś, kto nie widzi sensu życia?

– Takich ludzi jest wielu. Wiktor Frankl, znakomity psychiatra wiedeński, uważał, że jest to powszechna choroba współczesnego człowieka. Poczucie braku sensu swojego życia. A wiadomo, że w konsekwencji sens życia lub jego brak przekładają się na różne kategorie istnienia człowieka, także na rodzinę. Jeśli człowiek nie widzi sensu życia, to w konsekwencji pojawiają się kolejne problemy, zarówno w relacjach do drugiego człowieka, od tego najmniejszego i bezbronnego, do tego w ostatniej fazie życia.

Czy brak poczucia sensu życia jest problemem numer jeden współczesnego człowieka?

– Nie chciałbym kreślić teraz tylko czarnego scenariusza. Przyglądając się jednak różnym dziedzinom naszego życia, możemy dostrzec, że nasze społeczeństwo choruje. Jeśli wnikniemy głębiej w świat polityki, dostrzeżemy wiele przykładów osób, które nie potrafiłyby ocenić, jaki jest sens ich życia. W ich wypowiedziach tego nie słyszymy. Człowiek, który ma nieuregulowane własne życie, życie rodzinne, przeżył rozmaite dramaty, kryje się z nimi, nie może być przykładem dla innych.

Często Ojciec rozmawia z młodymi o sensie życia. Zapewne pytają, co zrobić, by mądrze przeżyć swoje, założyć zdrową rodzinę, trwałe małżeństwo. Czy ma Ojciec gotowe recepty?

– Nie. W społeczeństwie są różne postawy i różni ludzie. Rodziny dysfunkcyjne, rozbite, poranione, ale też zdrowe i mocne. Gdy spotykają się dzieci z tych różnych grup, następuje naturalne przenikanie się postaw. Dzieci zdrowe przejmują na siebie emocje dzieci poranionych. Następuje wymiana, wspólne przeżywanie dramatów. Można spotkać się ze stwierdzeniem, że całe pokolenie młodych żyje przez solidarność ze swoimi rówieśnikami. Dzieci poranione promieniują swoimi ranami, zdrowe – czują się winne, że dorastają w zdrowym środowisku. Przyjmują od dzieci poranionych negatywizm, agresję, niechęć do swoich rodziców, poczucie żalu i krzywdy. Tym bardziej to wszystko się potęguje, gdy świat dorosłych mówi w otwarty sposób dzieciom, że są niepotrzebne. Propaganda antykoncepcji coraz częściej pokazuje swoje pazury. Antykoncepcja jest wynikiem tego, że ludzie nie chcą mieć dzieci. A każde dziecko ma prawo wiedzieć, czy było dzieckiem chcianym. Tu wracamy do pytania o sens życia. Czy rodzice widzą sens swojego życia? Jeśli nie widzą, to nie ma sensu go przekazywać. Pytanie o sens życia jest najgłębszym pytaniem, które powinniśmy sobie zadawać. Od tego pytania i odpowiedzi na nie będzie zależało bardzo wiele postaw życiowych.

Ale przyzna Ojciec, że w debacie publicznej nie słychać pytań o sens życia.

– Jako kapłanowi i duszpasterzowi jest mi z tego powodu przykro. Pytanie o sens życia odczytałem przede wszystkim w pismach psychiatry prof. Wiktora Frankla, człowieka niewierzącego. Papież Benedykt XVI stawia to pytanie w swojej drugiej encyklice o nadziei. Pytanie o sens życia w swojej najgłębszej warstwie zestawia z pytaniem o naszą nadzieję chrześcijańską. Sens życia czy cierpienia jest nie do uchwycenia dla człowieka, który nie przyjmuje prawdy o tym, że jest stworzony, że jest miłowany przez Boga, że jego życie się nie kończy, tylko zmienia.

Współczesny człowiek boi się pytać wprost. Kłamie, kombinuje, gmatwa. Z drugiej strony wiele razy słyszymy, że przyszłość zależy od rodziny. Jak to jest?

– Wszystko zależy od człowieka, przyszłość zależy od nas. Ojciec Święty mówił do młodych, że to od nich zależy przyszłość Polski i Europy. Mamy wszystkie możliwości, które są nam dane przez Stwórcę, by żyć mądrze. I to nie tylko intelektualne, pomoc często przychodzi z innej strony. Wierzymy w dary Ducha Świętego, mądrości, rozumienia, dobrej rady. Jesteśmy wyposażeni tak, by nasze życie było mądre. A i tak postępujemy głupio. To zastanawiające. No cóż, w Piśmie Świętym też znajdziemy wiele fragmentów o głupocie.

 

Ojciec Karol Meissner (ur. 1927) kapłan, benedyktyn i lekarz. Zajmuje się psychologią i psychiatrią. Autor wielu ważnych publikacji dotyczących małżeństwa, rodziny, płciowości, wychowania, etyki. Pomaga, wychowuje, głosi rekolekcje, konferencje, pisze artykuły oraz udziela porad indywidualnych. Dla wielu osób jest osobą ukazującą właściwe życiowe drogi.

 

*** Tekst pochodzi z gdańskiego Gościa Niedzielnego