Z miłości do Jezusa

Katarzyna Widera-Podsiadło

GN 16/2022 |

publikacja 21.04.2022 00:00

Maria trzy razy wyrzekła się życia. Trzy razy powiedziała: „Nie, nie przyjmuję”. Dlaczego, Mario, dlaczego?

Z miłości do Jezusa roman koszowski /foto gość

Umyć się, zatrzeć ślady i żyć, jakby tej sytuacji nie było. I zapomnieć. Maria robiła, co w jej mocy, by zostawić ten dramatyczny kawałek życia za sobą. Nie udawało się. Wracały wspomnienia i koszmar tej chwili, kiedy dwa tygodnie po zażyciu tabletek poronnych życie jej dziecka się skończyło. Pamięta, że nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to nie był tylko zlepek komórek, ale dziecko. – Wracało silne poczucie straty, tak ogromne, że nie mogłam sobie z tym poradzić – wspomina.

Czy to był dom?

Może gdyby mama żyła… Może gdyby nie odeszła, gdy Maria miała 12 lat, życie potoczyłoby się inaczej. Może przytuliłaby córkę i powiedziała: „Nie rób tego, pomożemy ci, wychowasz to dziecko”. Ale mama zmarła na nowotwór, a Maria została z siostrą i ojcem, którego w domu ciągle nie było. Chyba bardzo chciał, by córkom niczego nie brakowało, dlatego nadal wykonywał swój zawód, który wymagał wyjazdów i pobytu za granicą. Weekendy nie wystarczały, by wychować nastoletnie córki, by je wesprzeć, przytulić, wysłuchać. Zamiast tego w emocjach i nieprzerobionym po stracie żony żalu były krzyki, awantury… O złe oceny, nieopróżniony kosz na śmieci, o za wysoki rachunek za prąd czy źle umyte garnki. Dziewczęta cieszyły się, kiedy ojciec wyjeżdżał, bo przez cały tydzień mogły żyć spokojnie. Czasami weekendowe awantury miały tak dramatyczny przebieg, że Maria i jej siostra uciekały z domu. Wracały, kiedy ojciec się uspokajał.

Maria pamięta, że była odpowiedzialna, jeśli chodzi o podejście do nauki, natomiast gorzej było z podejściem do życia. Dzisiaj wie, że zaniedbała sferę duchową. Jako dziecko uwielbiała chodzić do kościoła, na majowe, na Różaniec, a po śmierci mamy wszystko się zmieniło. – Byłyśmy też zaniedbane pod względem emocjonalnym, radziłyśmy sobie z siostrą na własną rękę, a przecież każdy wie, że nastolatki nie są w stanie same sobie poradzić – wspomina Maria. Czuła się niekochana przez ojca i samotna. Buntowała się, kiedy tata zaczął do domu przyprowadzać różne kobiety. To wszystko przełożyło się na złe decyzje w jej życiu i w życiu siostry. Dziś obie ponoszą konsekwencje tamtego czasu.

Walka o miłość

Bez miłości nie można normalnie żyć. Dlatego Maria tak bardzo chciała być kochana. Chłopak, który pojawił się, gdy miała 17 lat, nie zwracał na nią większej uwagi. Ponad trzy miesiące zabiegała o jego uczucie, a właściwie zwykłe zainteresowanie. Jej życzenie się spełniło, choć wtedy nie wiedziała, że to ogromna przegrana jej życia. To była klasa maturalna, kiedy zorientowała się, że jest w ciąży. Przerażenie, strach, rozpacz. Jak zareaguje tata, jak sobie z tym wszystkim poradzi, czy będzie umiała wychowywać dziecko? Pamięta, że chciała je urodzić, kiedy pierwszy raz zobaczyła je na badaniu usg. Wiedziała, że chce je przytulić, chce być mamą. Ale nie miała oparcia w bliskich, ojcu nic nie powiedziała, a chłopak pozostawił wybór jej. Gdyby urodziła, także opiekowałby się dzieckiem, ale powiedział też, że jeżeli podejmie decyzję o aborcji, to da jej pieniądze. Lekarz wypisał receptę na pigułkę poronną.

Nic się nie stało!

Bardzo bolało, cały dzień miała skurcze, wieczorem dziecko odeszło. Ze swym chłopakiem właściwie o tym nie rozmawiała. Dopiero kiedy zaczęła mieć emocjonalne problemy, kiedy nachalne myśli powracały, próbowała rozmowy, ale ten poklepał ją tylko po ramieniu, powiedział, że to przejdzie i że właściwie nic się nie stało. Ze swoim czynem została sama. Dlaczego więc jeszcze dwa razy podjęła taką samą decyzję? Rok później, a potem jeszcze pół roku później zażyła tabletki poronne, bo znów z tym samym mężczyzną poczęła dziecko. – Kolejne poronienia przychodziły wcześniej, już tak nie bolało i nie było tyle krwi – Maria pamięta też, że nie bała się jak za pierwszym razem. Wtedy zastanawiała się nad tym, co się stanie, jeśli dziecko przeżyje. Czy tabletka poronna mogła je uszkodzić? Najbardziej się bała, że skrzywdzi dziecko, które przeżyje próbę aborcji. Gdyby wtedy znalazła się choć jedna osoba, która by ją wsparła, gdyby była przy niej mama, nie zrobiłaby tego.

Życie za życie

Po pewnym czasie Maria wyszła za mąż. Za ojca nieżyjących dzieci. Dlaczego to zrobiła? Wszyscy wokół mówili, że skoro mieszka z tym chłopakiem, że skoro są razem, to powinni się pobrać.

Po ślubie zaszła w ciążę i była to pierwsza upragniona ciąża. Już nie musiała się bać konsekwencji urodzenia dziecka. Miała męża, dom, były pieniądze, mogło być dziecko, planowane, oczekiwane, bez obaw i bez wstydu. Wielka radość, wreszcie Maria była szczęśliwa. – Kiedy urodziłam pierwsze dziecko, obok radości pojawił się ogromny żal. Przeszłość wróciła. Patrzyłam na to dziecko i myślałam, że przecież je też mogłam zabić. Maria zaczęła sobie wyobrażać, że tak mogły wyglądać także te dzieci, które zabiła przed urodzeniem. Zaczęła się zastanawiać, jakimi byłyby osobami, jak by wyglądały, do kogo byłyby podobne... Chciała odkupić swoje winy. Skoro zabiła troje dzieci, postanowiła troje urodzić. Na świat przyszło drugie dziecko, a ona odkryła, że się zmienia, że macierzyństwo ją wycisza, że czuje się spełniona i szczęśliwa, kiedy wstaje karmić w nocy, kiedy chodzi z dziećmi na spacery, kiedy jest wyczerpana pracą przy nich.

Zaczęła odkrywać piękno macierzyństwa. Doświadczyła, że uświęca ono człowieka, że doskonali, że wnosi w życie cnoty i że to wszystko jest dużo większe od włożonego w wychowanie trudu. Do Marii dotarło, że strach związany z narodzeniem jej pierwszych dzieci, obawy, które miała, były niepotrzebne, że doskonale poradziłaby sobie z wychowaniem tamtych dzieci. Te przemyślenia, cała okrutna przeszłość, brak prawdziwej miłości i brak Boga w małżeństwie, to wszystko doprowadziło do tego, że związek Marii nie przetrwał. Uświadomiła sobie, że nigdy nie rozmawiała ze swoim mężem o wierze, o Bogu, o tym, że w ich małżeństwie nie ma tej najważniejszej treści. Odkryła, że małżeństwo musi czerpać z Boga, że musi mieć od Niego siłę do pokonywania wszystkich trudności, ale też do dorastania do świętości. – Bez sakramentów, bez przebaczenia, bez spowiedzi wszystko jest bardzo trudne, a właściwie niemożliwe – przekonuje Maria. Rozstanie z mężem było w tym wszystkim najłatwiejsze. Wyjechała na drugi koniec Polski i nie utrzymuje z nim kontaktu. On też go nie szuka.

Jak Maria Magdalena

Teraz Maria postawiła Boga na pierwszym miejscu. Z Nim zaczęła na nowo budować swoje życie. To wszystko nie było łatwe, po rozwodzie zaczęła chorować, wpadła w ciężką depresję, zaczęła chodzić na terapię. Poznała wierzącego, bardzo dobrego terapeutę. Kiedyś, gdy siedziała bardzo zapłakana, otworzył książkę i pokazał jej obraz płaczącej Marii Magdaleny. Powiedział, kim jest ta kobieta. Długo jeszcze trwało, zanim Maria uświadomiła sobie, że i ona nosi imiona Maria Magdalena. Zaczęła poznawać historię tej biblijnej postaci, myśleć o niej. Zdała sobie sprawę, że ona na tym obrazie płakała z tęsknoty za Jezusem. Wtedy i Maria przypomniała sobie o Jezusie. Kiedy ktoś z rodziny powiedział jej, że Bóg zawsze wspiera dobre decyzje, że jest miłosierny, uświadomiła sobie, że na kilkanaście lat zupełnie zapomniała o Bogu, o tym, że On istnieje, a ona jest dla Niego ważna. Poczuła, że jest brudna, że jest jak Maria Magdalena, ale odczuła też, że Jezus wyciąga do niej rękę, że ją podnosi i że nadal ją bardzo kocha. Spowiedź, zmiana miejsca zamieszkania i całego życia były naturalną konsekwencją tego odkrycia. Zrzuciła z siebie ciężar trzech aborcji. Na nowo, inaczej, głębiej pokochała swoje żyjące dzieci. A Jezus stał się dla niej największą miłością. Jak dla Marii Magdaleny. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.