Gdy dziecko zdecyduje się odejść… Jak pomóc rodzicom po samobójczej śmierci dziecka?

Anna Salawa

GN 15/2023 |

publikacja 13.04.2023 00:00

Szok i ból po stracie, ogromna tęsknota i nierzadko poczucie winy, które latami każe zadawać pytanie, czy na pewno wszystko zrobiłem… Mierzą się z tym rodzice po samobójczej śmierci dziecka.

Gdy dziecko zdecyduje się odejść… Jak pomóc rodzicom po samobójczej śmierci dziecka? istockphoto

Te liczby szokują. Według danych pochodzących z Komendy Głównej Policji, w 2022 roku odnotowano ponad 2 tys. prób samobójczych dzieci i młodzieży. Aż 150 z nich zakończyło się śmiercią dziecka. Dla porównania, w roku 2020 takich prób było 850. A są to dane mocno niedoszacowane, ponieważ wiele prób samobójczych dzieci nie jest zgłaszanych na policję.

Co kryje się za tymi liczbami? Osierocona rodzina, koledzy z klasy, sąsiedzi… Całe społeczności, które tygodniami żyją tragedią, która się wydarzyła – bo taki młody, zdolny, wrażliwy i z tak dobrej rodziny… Ale te liczby to przede wszystkim rodzice, którzy latami dźwigają poczucie winy, że zawiedli, nie dopilnowali…

Oskar tego nie planował

Dzień wcześniej oglądali wspólnie film. Rozmawiali o wyborze szkoły, planach na przyszłość. Zastanawiali się, jak spędzą najbliższe dni. Kiedy rano pan Krzysztof, tata Oskara, wychodził do pracy, ostatni raz widział się z synem. – On tego nie planował, to musiał być impuls – tłumaczy.

Kiedy policyjni informatycy sprawdzali komputer nastolatka, okazało się, że tylko tego dnia szukał w internecie informacji, jak odebrać sobie życie. Niestety, instrukcje okazały się skuteczne. Miał zaledwie 15 lat.

Pan Krzysztof mówi, że była to depresja ukryta. Nie dawała żadnych objawów. Oskar był wesołym nastolatkiem, uwielbiał grać w piłkę nożną, miał dużo znajomych. Nie sprawiał problemów wychowawczych. Dopiero teraz, z perspektywy czasu, jego tata dostrzega pewne symptomy, które pewnie już we wczesnym dzieciństwie mogły uwarunkować tę chorobę. – Oskar na pewno był bardzo wrażliwy i delikatny – mówi. – A potem pandemia, kontuzja, która sprawiła, że nie mógł grać w ukochaną piłkę, i pewnie jakaś presja w szkole odnośnie do wyników…

Po śmierci nastolatka codziennie w kościele odmawiano Różaniec. – Wtedy, na tej modlitwie – wspomina pan Krzysztof – ciągle wracały do mnie pytania, czy na pewno zrobiłem wszystko jako ojciec, żeby pomóc mojemu dziecku… Dręczyłem się myślami, czy czegoś nie przeoczyłem. Dzięki Bogu pojawił się spokój. Dostałem łaskę niewyrzucania sobie, że zaniedbałem mojego syna. Wytłumaczyłem sobie, że to choroba zabrała mi dziecko. Że Oskar nie mógł być świadomy tego, co robi i jakie mogą być konsekwencje. Pewien psychiatra wytłumaczył mi, że chemia mózgu ludzi chorujących na depresję działa tak, że oni odczuwają fizyczny ból w swoim ciele. Często ból nie do zniesienia – dodaje pan Krzysztof. – Te dzieci nie chcą umierać, ale nie mają siły dalej żyć.

Wspólnota doświadczeń

Tata Oskara po śmierci syna założył Fundację im. Oskara „Osy” Buczaka – Pomagamy i Wspieramy, niosącą pomoc rodzicom w podobnej sytuacji. Organizuje ona m.in. warsztaty dla dzieci i młodzieży o tym, jak radzić sobie w kryzysie psychicznym. Wspiera rodziców po stracie dziecka. – Dla mnie dużą pomocą była wiara, a także ludzie, którzy byli wtedy blisko – twierdzi pan Krzysztof. – Również ci, którzy mieli podobne doświadczenie do mojego…

Takie osoby można znaleźć również we Wspólnocie Rodziców po Stracie Dziecka z Gdańska. Razem z nimi pan Krzysztof pojechał na rekolekcje. – Wtedy myślałem, że żałobę mam już za sobą – opowiada. – Ale dopiero tam zrozumiałem, że czas nie uleczy mojej rany. Czas tylko nauczy mnie z nią żyć. Najpiękniejsze w tych rekolekcjach było to, że byli tam inni rodzice, którzy przeżyli to samo co ja… Że ktoś mnie wreszcie rozumiał.

Wspólnota powstała kilkanaście lat temu z potrzeby serca: trzy mamy, każda po stracie dziecka, szukały dla siebie miejsca w Kościele. – Zorganizowałyśmy jedną Mszę z okazji Dnia Dziecka Utraconego, potem kolejną – wspomina pani Ania Suchomska, jedna z założycielek. Potem stwierdziłyśmy, że skoro Pan Bóg nas tak połączył, to wypadałoby zrobić coś więcej. Spotkania organizujemy raz na dwa miesiące – najpierw jest Msza św., potem rozmowy przy kawie. Rodzice, którzy do nas przychodzą, bardzo szybko zaprzyjaźniają się ze sobą. Wiedzą, że nikt nie będzie nikogo krytykował, że będą się rozumieć. Szukają ludzi o podobnych doświadczeniach, kogoś, kto przeżył to samo co oni. Jeśli jakieś dziecko zginęło na motorze, to szukają rodzica w podobnej sytuacji. W ostatnim czasie mamy dużą grupę rodziców dzieci, które popełniły samobójstwo… Wielu z nich nawet nie potrafi wymówić tego słowa…

Nie twoja wina

Wsparcie dla takich rodziców oferuje również projekt Życie Warte Jest Rozmowy. Pomoc uzyskają tu zarówno osoby w kryzysie samobójczym, jak i szukające ratunku dla kogoś, kto przeżywa trudności psychiczne czy żałobę po samobójczej śmierci bliskiego. Ksiądz Tomasz Trzaska, suicydolog zaangażowany w ten projekt, podkreśla, że dla ludzi, którzy stracili dzieci na skutek śmierci samobójczej, największym problemem jest poczucie winy. Obwinianie się o to, że czegoś nie dopatrzyli, że nie zrobili wszystkiego. Co gorsza, ci rodzice taką stratę odczytują jako komunikat: „Nie chcę już więcej z wami żyć. To moja decyzja, żeby od was odejść”.

Ksiądz Trzaska powtarza, że rodzicom, którzy utracili dziecko w ten sposób, trzeba ciągle powtarzać, że to nie jest ich wina, że to choroba zabrała im dziecko. – Kiedy pojawiamy się z naszą fundacją w szkole, w której jakiś uczeń odebrał sobie życie, tak samo pracujemy z nauczycielami – oni również często obwiniają się, że coś przeoczyli. Rozmawiamy z nimi i powtarzamy: to nie wasza wina. I to jest bardzo uwalniające – opowiada kapłan. – Zauważyłem również, że rodzicom po stracie wielką ulgę przynosi informacja, że mogą się modlić za swoje dziecko i że minęły czasy, kiedy samobójców chowało się poza cmentarzem. Wielu z nich taka strata przybliża też do Pana Boga. Oni wprost mówią, że muszą teraz dobrze żyć, żeby spotkać się w przyszłości ze swoimi dziećmi.

Efekt Wertera

Samobójstwo dziecka dużo trudniej przeżywa się w małych społecznościach. Tam dostęp do specjalistów jest utrudniony, a wiadomość o śmierci młodego człowieka na wiele tygodni staje się tematem plotek. Szybko też zapada wyrok: to wszystko przez to, że „w tym domu źle się działo”. Rodzice przeżywający żałobę są narażeni na publiczny ostracyzm. Ksiądz Trzaska podkreśla, że w takich miejscach bardzo ważna jest rola miejscowego kapłana. Bo to z nim w pierwszej kolejności rozmawiają rodzice po śmierci dziecka, to on mówi homilię na pogrzebie, to on będzie dalej posługiwał w tej wspólnocie, on się spotyka z ludźmi i z nimi rozmawia. I on ma bardzo wielką szansę wywołania tzw. efektu Papageno, czyli przedstawiania niesamobójczych sposobów rozwiązywania sytuacji kryzysowych. Pokazania, gdzie w trudnych momentach szukać pomocy. A trzeba dodać, że każda taka śmierć dotyka całą społeczność. Statystyki mówią, że w środowisku, w którym zdarzyło się samobójstwo, ryzyko, że ktoś znowu odbierze sobie życie, wzrasta nawet o 40 proc. Zjawisko to nazwa się efektem Wertera. Dla ludzi, którzy są w kryzysie psychologicznym, informacja, że ktoś w bliskim otoczeniu targnął się na swoje życie, jest pewnego rodzaju wskazówką, że taka śmierć jest rozwiązaniem i jego problemów.

– Obserwuję, że od rodziców po śmierci samobójczej dziecka nagle zaczynają odwracać się ludzie, nie dzwonią, nie rozmawiają. Tłumaczą się, że nie wiedzą, co powiedzieć. Na co ja odpowiadam: powiedz tej osobie po prostu, że nie wiesz, jak pomóc, ale jesteś blisko. Że możesz zrobić zakupy, sprzątnąć w domu, posiedzieć przy herbacie i wspólnie pomilczeć – mówi ksiądz Trzaska.

Czemu nie chcą żyć?

– Na złą kondycję zdrowia psychicznego młodych wpłynęło wiele czynników. Zarówno pandemia, jak i kryzys społeczny zerwały więzi – tłumaczy ksiądz Trzaska. Młodym został zabrany system wartości. Każdy z nas potrzebuje jakiegoś fundamentu, jakiejś bazy, poczucia przynależności – jestem synem, córką, uczniem, sportowcem, punkiem, dresiarzem. I w związku z tym mam pewne prawa i obowiązki. Zobowiązania i przywileje. A to mi daje pewne ramy, dzięki którym czuję się bezpiecznie. Ostatnio wmówiono młodym, że wszystko jest względne, wszystko mogą, nic nie muszą. A to właśnie o depresji mówi się często, że jest chorobą braku granic – diagnozuje ks. Trzaska. – Problemem są też social media. Ja to nazywam uzależnieniem od dopaminy, systemu mikronagród, przyjemności na życzenie. Mam gorszy moment, odpalam TikToka i już robię sobie zastrzyk z dopaminy. Instagram jest pełen kolorowych zdjęć, pięknych wakacji… ale to fikcja. Życie tak nie wygląda. Jest szare, nudne. W realnym świecie trudniej się żyje – wyjaśnia.

Więc kiedy robi się zbyt trudno, coraz więcej młodych sobie z tym nie radzi i widzą tylko jedno wyjście – zakończyć życie. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.