Przyszłość polskiej pediatrii. Czy grozi jej zapaść?

Katarzyna Widera-Podsiadło

GN 28/2023 |

publikacja 13.07.2023 00:00

Prawie 60 lat to średnia wieku pediatry w Polsce. Zbyt mało jest lekarzy wybierających tę specjalizację. Czy polskiej pediatrii grozi zapaść?

Elżbieta Marchlewska, pielęgniarka oddziałowa  ze szpitala w Rydułtowach. Elżbieta Marchlewska, pielęgniarka oddziałowa ze szpitala w Rydułtowach.
HENRYK PRZONDZIONO /FOTO GOŚĆ

Wysoka gorączka i powiększona śledziona w 5. miesiącu życia zakwalifikowały córkę Moniki do leczenia szpitalnego. Wybrała oddział pediatryczny w Rydułtowach. Niedaleko od domu, zna lekarza, bo jej dzieckiem opiekuje się od narodzin, dobry personel. Kiedy była tutaj dwa lata temu z synem, wyszła zadowolona, więc ufa, że teraz też tak będzie.

Córka Anny uśmiecha się z sąsiedniego łóżeczka. Wesołe oczka, jak u zdrowego dziecka, nie zwiodą ani mamy, ani lekarzy. Wszyscy wiedzą, że dopiero poszerzone badania pozwolą na postawienie prawidłowej diagnozy, co dzieje się w organizmie dziewczynki, która dopiero co przeszła jelitówkę, ale pojawiły się krwawienia. Anna wybrała ten sam oddział co Monika.

Z taką samą nadzieją na rychły powrót do domu czeka Bożena, która z maleńką córką jest tu już od kilku dni. To ich trzeci pobyt tutaj. – Wracamy tutaj, bo opieka jest cudowna i nie wyobrażam sobie, że mogłoby tego miejsca nie być. Personel jest bardzo empatyczny. Nie mogę uwierzyć, że chcą nam zamknąć oddział, przecież to tak ważne, że jest się niedaleko domu – mówi.

Lekarze wolą poradnie

– Najpierw małe sprostowanie: nie zamknąć, tylko zawiesić – mówi pełniąca obowiązki dyrektora PPZOZ w Wodzisławiu Śląskim i Rydułtowach dr Anita Wardzyk-Kulińska. – To jest problem ogólnopolski, ponieważ brakuje pediatrów. Kiedy odchodzą do innych placówek, na ogół nie ma ich kim zastąpić.

Tak było niedawno w Cieszynie, który przez wiele miesięcy zabiegał o lekarzy pediatrów. Również w przypadku placówki w Rydułtowach problem pojawił się ponownie, już raz braki kadrowe spowodowały czasowe zawieszenie działania pediatrii. Ruszyła ponownie w kwietniu tego roku, z 30 łóżkami. Niestety, nad oddziałem znów zawisły czarne chmury. – Ordynator ma prawo przejść na zasłużoną emeryturę, zresztą już kilka razy, widząc trudną sytuację oddziału, tę decyzję odkładał. Teraz jednak chciałby definitywnie rozstać się ze szpitalem. Jedna z lekarek, Ukrainka pracująca od kilkunastu miesięcy z dyplomem wydanym w swoim kraju, postanowiła nostryfikować dyplom w Polsce. Zdała egzaminy językowe i stała się lekarzem z polskim dyplomem. Teraz, zgodnie z przepisami, musi odbyć staż, co oznacza, że nie może samodzielnie pracować ani realizować świadczeń zdrowotnych przez kilkanaście miesięcy. Pozostali lekarze złożyli wypowiedzenie, bo znaleźli pracę w innym miejscu. Sytuacja jest patowa, bo nie ma pediatrów na ich miejsce – wylicza dr Wardzyk-Kulińska. – Pediatrami zostają dziś na ogół kobiety, które są na początku swojej drogi zawodowej, ale również małżeńskiej. Pojawia się dziecko, trzeba się nim zaopiekować, taka młoda mama nie może wziąć dyżuru 24-godzinnego, jaki na ogół obowiązuje w szpitalu. Dlatego wybierze poradnię. Poza tym do szpitala trafiają ciężkie przypadki, w przychodni praca jest jednak trochę lżejsza, a jednocześnie dużo lepiej płatna. Trudno się im więc dziwić.

Małe jest piękne

– Całe szczęście, że tutaj trafiłyśmy – mówi Karolina, mama Zuzi. – Dwa dni z wysoką gorączką, sięgającą 40 stopni, niedającą się niczym zbić, spowodowały, że postanowiłam przyjechać do szpitala. Ordynator mówi, że dobrze zrobiłam.

Mama Zuzi cieszy się, że wybrała Rydułtowy. – Pielęgniarki umilają nam pobyt, nieraz zagadają, są bardzo miłe. Możemy też wychodzić na szpitalny plac zabaw, bo lekarze wręcz zalecają pobyt na świeżym powietrzu, jeśli wyniki i stan zdrowia dziecka na to pozwalają.

Dlatego nie dziwi, że świetlica szpitalna przy pięknej słoneczniej pogodzie jest pusta. – Nasza świetlica jest piękna, prawda? Świeżo odmalowana, z nowymi mebelkami, wieloma zabawkami, grami, książeczkami, a wiele z tych rzeczy przekazały jako dowód wdzięczności osoby, których dziecko leczono na tym oddziale. Coś dał też MOSiR, a uczniowie jednej ze szkół wymalowali nam piękne obrazki na ścianach, z własnych funduszy – Elżbieta Marchlewska, pielęgniarka oddziałowa, smutnym wzrokiem ogarnia tę przyjazną dla dzieci przestrzeń, bo ma świadomość, że 1 sierpnia oddział może już nie funkcjonować. – To byłaby ogromna strata, chociaż trudno się lekarzom dziwić. Praca na oddziale pediatrycznym jest bardzo trudna. Mały pacjent nie potrafi precyzyjnie powiedzieć, co mu dolega. Lekarz może liczyć tylko na swoje doświadczenie i umiejętności. Na każdym lekarzu spoczywa ogromna odpowiedzialność, ale gdy w grę wchodzi dobro dziecka, ta odpowiedzialność wydaje się największa i obciążenie psychiczne jest spotęgowane.

Co przemawia na korzyść utrzymania małego oddziału szpitalnego? – Przyjazna atmo­sfera, często wręcz rodzinna. Lepiej się też pracuje z rodzicami często wracającymi w to miejsce, mniej roszczeniowymi, bardziej wyrozumiałymi dla personelu – wylicza Elżbieta Marchlewska. Czy oddział uda się uratować? Jeśli kolejne rozmowy prowadzone z ewentualnymi kandydatami przyniosą efekt, to być może przetrwa – ale czy problemy za jakiś czas nie powrócą?

Polska pediatria będzie się zmieniać. Sytuacja oddziałów jest dziś trudna, i to z wielu powodów. Profesor Paweł Matusik, wojewódzki konsultant ds. pediatrii w województwie śląskim, podkreśla, że demografia ma wpływ na liczbę zajętych szpitalnych łóżek na oddziałach pediatrycznych, ale również na rodzaj dolegliwości. – Poza sezonem wzmożonej liczby zachorowań – wiosną czy jesienią – dzieci coraz rzadziej chorują na choroby wymagające hospitalizacji. Prowadzone są programy profilaktyczne, programy szczepień, które mają wpływ na spadek zachorowań ciężkich. To dobrze. Ale oczywiście nie jest tak, że nie chorują w ogóle, i w związku z tym musimy mieć zaplecze szpitalne – z powodu schorzeń, które jednak hospitalizacji wymagają.

Kolejnym problemem jest brak kadry. Średnia wieku pediatrów to prawie 60 lat. Stworzyła się luka pokoleniowa, bo przez bardzo długi czas pediatria nie była zbyt popularną dziedziną medycyny. Były też problemy z otrzymaniem zatrudnienia. Studenci woleli więc wybierać inne specjalizacje. Kolejnym problemem są płace. Jeśli lekarz pracujący w poradni dostaje wynagrodzenie za godzinę dwukrotnie, a czasem trzykrotnie wyższe niż w szpitalu, w dodatku ma lepsze warunki pracy, godziny i długość dyżurów, to trudno się dziwić, że wybierze taką formę zatrudnienia.

A poświęcenie, powołanie? Praca w małym szpitalu byłaby odpowiedzią na te górnolotnie brzmiące dziś słowa. Mama Franka pamięta, że kiedy była w dużym miejskim szpitalu z dzieckiem, szpital był całkowicie obłożony, nie było wolnych łóżek; rodzice, udręczeni z powodu przebywania w małych salach, pełnych płaczących dzieci, stawali się roszczeniowi, personel też reagował nerwowo. Dziś, kiedy patrzy na szpital taki jak ten w Rydułtowach czy innych małych miejscowościach, docenia starania dyrekcji o utrzymanie oddziałów. Pobytowi dziecka w szpitalu nie towarzyszą tam dodatkowe niepotrzebne emocje. Może więc warto byłoby przekonywać młodych lekarzy, by zasilili szeregi tych placówek? – Nikogo do niczego nie zmusimy, to już nie te czasy, kiedy wyznaczane były placówki, gdzie pracownik był zobowiązany podjąć pracę – mówi profesor Paweł Matusik, który jest jednocześnie ordynatorem Oddziału Klinicznego Pediatrii, Otyłości Dziecięcej i Chorób Metabolicznych Kości w tyskim szpitalu miejskim. – Jako oddział kliniczny jesteśmy w stanie zaoferować pediatrom coś więcej. Małemu szpitalowi trudniej o jakieś bonusy. Zawsze pojawia się pytanie o finanse, a tu fakty mówią same za siebie.

Co można zrobić?

Jak więc małe szpitalne oddziały pediatryczne mogą walczyć o swoją przyszłość? – Wielu doświadczonych pediatrów ma drugą specjalizację. Można poszerzyć oddział o dodatkowe, pogłębione diagnozowanie w jakiejś dziedzinie, np. alergologii. Na moim oddziale stworzyłem profil, który pozwala objąć opieką długoterminową dzieci z problemem otyłości, tak powszechnym obecnie zjawiskiem. To daję szansę oddziałowi, by w okresie wakacyjnym, przy kilku pacjentach z tradycyjnymi problemami pediatrycznymi, pozostałych kilkunastu było diagnozowanych i leczonych w kierunku otyłości. Na innych oddziałach ta specjalizacja może być inna. Ordynatorzy mogą szukać takiego sposobu na przetrwanie, można też zorganizować poszerzoną diagnozę jednodniową, jednodniowe pobyty w sytuacji, kiedy zwykłe badania na SOR nie dają pełnego obrazu choroby. Sposobów jest kilka, tylko trzeba o nie zawalczyć. A że obraz pediatrii polskiej będzie się zmieniać, to chyba dziś nieuniknione – kończy profesor. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.