Igraszki z diabłem

Aleksandra Pietryga; GN 20/2011 Katowice

publikacja 01.06.2011 06:30

Do księży egzorcystów i sióstr w Rybnie systematycznie zgłaszają się rodzice małych dzieci z prośbą o modlitwę. O zdrowie? Nie. O uwolnienie ze skutków zabawy ze złym duchem.

Igraszki z diabłem Andrzej Grygiel/ PAP/ GN Masaż dźwiękiem z wykorzystaniem mis tybetańskich – relaks czy zagrożenie duchowe?

Nowoczesne formy edukacji. Rozwijanie potencjału u dziecka i wspieranie jego wszechstronnego rozwoju. Szeroka gama ciekawych zajęć dla maluchów, od tańca po lektoraty językowe. A wszystko w atmosferze zabawy i przygody, pod okiem doświadczonego zespołu: pedagogów, psychologów, logopedów, pracowników naukowych. To oferta Akademii Indygo z Katowic. Brzmi świetnie? To szukamy dalej.

Zespół Akademii Indygo proponuje wiele bardziej i mniej standardowych metod pracy z dzieckiem oraz terapii. Mamy więc tu zajęcia artystyczno-plastyczne, teatralne, zajęcia muzyczne z gongami i misami dźwiękowymi, klub mamy i malucha, liczne warsztaty dla rodziców i pedagogów, np. jak prowadzić zajęcia kulinarne dla dzieci; bajkoterapia, czyli jak pisać bajki i opowiadania; mandale w edukacji i terapii. Potrzeba wiedzy i dużej świadomości zagrożeń duchowych, by dostrzec w tym gąszczu ofert, że coś jest nie tak.

Brzuszki wibrują

– W zerówce, do której uczęszcza nasz syn, przy szkole podstawowej nr 27 w Katowicach, padła propozycja, skierowana do rodziców, by umożliwić dzieciom udział w jednorazowych zajęciach z rytmiki – opowiada Krzysztof Kurzeja, tata 6-letniego Władysława. – Koszt 10 zł od osoby. Chyba wszyscy rodzice wyrazili zgodę. Nic niepokojącego, do tego za niewielkie pieniądze. Dzieci na zajęciach się zjawiły, przyszedł pan i pani z kotkiem.

- Po powrocie syna ze szkoły spytałam go, jak się bawił. Czy tańczył, czy ćwiczył – mówi Natasza Kurzeja, mama Władzia. – Okazało się, że zajęcia z rytmiką miały niewiele wspólnego. Instruktorzy z Indygo przynieśli ze sobą rekwizyty – misy tybetańskie, dzwonki oraz żywego kota. To była jedna z ich ofert, którą na stronie internetowej określają jako autorski program rozwojowy lub, bardziej dosadnie, warsztaty edukacyjno-rozwojowe „Tybet – Kraina Dalekiego Wschodu”. Nazwa mówi sama za siebie. – Syn opowiadał nam o zabawie z misami – relacjonuje mama Natasza. – O tym, jak pan kładł dzieciom misy na brzuchach i czuło się takie fajne wibracje. Zaniepokoiliśmy się poważnie.

Państwo Kurzejowie skontaktowali się z wychowawczynią i sekretariatem szkoły. Okazało się, że ofertę z Akademii Indygo przedstawiła wychowawczyni jedna z matek. Jako wspomniane zajęcia z rytmiki. Dyrekcja szkoły w takich przypadkach ufa wychowawcy klasy i – jak podkreślają zapytani dyrektorzy – nie ma obowiązku monitorowania wszystkich propozycji. A szkoda, bo można niechcący wejść w bagno i wciągnąć w nie dzieci. – Wychowawczyni naszego Władzia sama poczuła się zaniepokojona przebiegiem zajęć – opowiada Krzysztof Kurzeja. – Zwróciła szczególną uwagę na panią, która towarzyszyła prowadzącemu ćwiczenia, ale trzymała się z boku i była „dziwnie nieobecna”.

Kurzejowie zabrali syna do franciszkanina, ojca Gerarda Buli, który w Panewnikach m.in. sprawuje posługę egzorcysty. Przesada? – Chcieliśmy, żeby ojciec pomodlił się nad naszym synem, by Pan Jezus pozamykał wszystkie furtki na działanie szatana, które mogły się pootwierać podczas zajęć z metodami ewidentnie odwołującymi się do ideologii kultury i religii Wschodu.

To nie jest zabawne

Dyrektor Akademii Indygo nie kryje swych związków z filozofią i kulturą Wschodu. Jest masażystą dźwiękiem, szkoli się z zakresu tradycyjnej medycyny chińskiej. O tym wszystkim można przeczytać na stronie internetowej Indygo. Strona kolorowa, przyciągająca wzrok, ale zawierająca ogromne ilości treści, co powoduje, że trzeba dobrze się w nią wczytać, żeby odnaleźć informacje o stosowanych metodach edukacyjno-terapeutycznych, wyraźnie zaczerpniętych z religii wschodnich. Co w tym złego? – Praktyki, które są zakorzenione w religiach orientalnych czy obcych nam ideologiach Wschodu, nie mogą zostać bezboleśnie przeszczepione na nasz grunt – mówi egzorcysta ks. Michał Woliński, proboszcz parafii w Paniówkach. – Są nierozerwalnie związane z wierzeniami i całą otoczką życia nadnaturalnego, która bardzo często odwołuje się wprost do złych mocy. Jest to realne otwieranie się na możliwość działania złych duchów.

Misy dźwiękowe, gongi; metody relaksacji; zastosowanie tradycyjnej medycyny chińskiej w leczeniu; kinezjologia edukacyjna; zastosowanie mandali w edukacji i terapii – te wszystkie pojęcia funkcjonują w założeniach Akademii Indygo. Wszystkie są zaczerpnięte z szeroko rozumianej kultury wschodniej, choć w dobie rozwoju New Age (Nowa Era), eklektycznego ruchu, metody te próbuje się włączyć w poczet technik psychologicznych. – To nie jest tylko czysta metodologia, jakaś technika. Te metody są osadzone w bardzo konkretnych ideologiach i systemach myślowych czy religijnych – twierdzi Aleksander Bańka z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Śląskiego. – Nie da się ich w sposób zupełnie neutralny wyabstrahować stamtąd i przenieść na grunt europejski, bo z samej swojej natury nie są neutralne światopoglądowo.

Egzorcyści są zgodni, że zagrożenie duchowe nie jest zależne od tego, czy jesteśmy go świadomi czy nie. Jeśli zły duch ma możliwość działania w życiu człowieka, to nie będzie się zastanawiał, tylko w to wejdzie. Jeśli stwarza mu się tę możliwość, on chętnie ją wykorzysta. Ks. Woliński chętnie odwołuje się do przykładu pomieszczenia, w którym oddziałuje promieniowanie radioaktywne. Wchodząc do środka, nie musimy być go świadomi, a i tak wyjdziemy napromieniowani. Rodzice, którzy zgadzają się na udział dzieci w praktykach wschodnich, nawet traktując to nawet jako zabawę, nieświadomie wpychają je do „napromieniowanego pokoju”.

We wspomnianych zajęciach prowadzonych przez trenerów Akademii Indygo uczestniczyło kilkadziesięcioro dzieci w wieku przedszkolnym. Zareagowali tylko Kurzejowie. A przecież w większości przypadków mamy do czynienia z konfliktem wartości czy poglądów religijnych. – Nie do przyjęcia jest sytuacja, że dzieciom, które są wychowywane w pewnym systemie religijnym, a nawet areligijnym, bez wiedzy rodziców wtłaczane są elementy pewnych ideologii czy religii – mówi Bańka. – Jako rodzic mam prawo absolutnie nie życzyć sobie tego, by moje dziecko było epatowane metodami integralnie sprzecznymi z systemem religijnym, w którym wychowywane jest w domu.

Przedszkolaki zagrożone

Ewangelia w kilku miejscach mówi o tym, jak Jezus wypędza złe duchy z dzieci. Dziecko, choć ze swojej natury niewinne i nieświadome zagrożenia, jakie niesie za sobą np. zabawa z misami dźwiękowymi czy malowanie mandali (symboli wywodzących się głównie z buddyzmu, hinduizmu, alchemii), nie jest wolne od konsekwencji tych praktyk dla życia duchowego, a nawet zdrowia fizycznego czy psychicznego.

– W sposób przewrotny wskazuje się na dobroczynne działanie tych metod, podczas, gdy doświadczenia egzorcystów pokazują zgubne ich skutki – uświadamia ks. Woliński. – Nie zawsze jest tak, że od razu zaczyna się dziać coś złego. Choć są przykłady, że dziecko odczuwa napady lęku, nagle zmienia się jego charakter, szwankuje zdrowie. Zwykle jednak te konsekwencje są długoterminowe. Zdarza się, że przychodzi do mnie dorosły człowiek, któremu sypie się rodzina, cierpi na niejasne dolegliwości. A w trakcie rozmowy czy modlitwy wychodzi, że w dzieciństwie poddawany był np. bioenergoterapii. Trzeba jasno przypomnieć, że otwieranie się na jakiekolwiek praktyki religijne, zakorzenione w obcych ideologiach, nawet gdy są podawane pod płaszczykiem metod terapeutycznych, relaksacyjnych czy jakichkolwiek innych, jest dla chrześcijanina bałwochwalstwem, przekroczeniem pierwszego przykazania.

Nie wiadomo, czy prowadzący zajęcia w Akademii Indygo są świadomie nastawieni na przekazywanie zakamuflowanych ideologii obcych religii. W trakcie uprzejmej rozmowy telefonicznej z dyrektorem nie padło z jego strony słowo zachęty do uczestniczenia z dzieckiem np. w zajęciach terapii dźwiękiem. Mówił o niewinnych zabawach z instrumentami, lekcjach języka angielskiego dla maluchów. W odpowiedzi na pytania o niekonwencjonalne metody pracy, zapraszał, by wpierw przyjść na spotkanie adaptacyjne, zapoznać się z atmosferą ośrodka. – Zło często podawane jest w sposób atrakcyjny, nierzadko naukowy – twierdzi ks. Bartłomiej Cieślak, wikary parafii św. Wojciecha w Radzionkowie. – Jednak kolorowa otoczka, akademickie czy pseudonaukowe uzasadnienia nie sprawią, że przestaje być groźne dla duszy i ciała człowieka.