Nie bawię się w Boga

Joanna Bątkiewicz-Brożek

GN 23/2011 |

publikacja 09.06.2011 00:15

Brak dziecka jest trudny, ale nie chcieliśmy odzierać aktu małżeńskiego z tajemnicy – mówią borykający się z bezpłodnością małżonkowie.

Zofia i Karol z dwuletnią Marysią. Przed ikoną Świętej Rodziny wymodlili dar rodzicielstwa fot. istockphoto Zofia i Karol z dwuletnią Marysią. Przed ikoną Świętej Rodziny wymodlili dar rodzicielstwa

Co będzie, jeśli się okaże, że po ślubie nie będziemy mogli mieć dzieci? – to pytanie pojawia się w gąszczu tematów do przegadania przed ślubem, w czasie dziewięciu tygodni przygotowania do małżeństwa metodą dialogową w katowickim duszpasterstwie akademickim.

Wymodlone dzieci

– To było trudne, ale dobrze, że zmierzyliśmy się z tematem jako narzeczeni. Podjęliśmy decyzję, że w razie czego adoptujemy dziecko – mówi Karol. Zofia miała zdiagnozowaną cukrzycę. W rodzinie Karola jest trzech braci, wszyscy bezdzietni. Przyczyny bezpłodności nieznane. Zofia: – Zrobiliśmy badania przed ślubem – żeby wiedzieć, czy można się podleczyć. Okazało się, że szanse na potomstwo są nikłe, Karol zaczął brać leki na polepszenie jakości nasienia. Wyniki się nieco poprawiły, po ślubie niewiele to pomogło. Zofia, zadbana brunetka, okulary, subtelnie podkreślony makijaż, stanowcza, wie, czego chce. Karol, typ spokojnego, pogodzonego z życiem intelektualisty. Poznali się przez portal przeznaczeni.pl w 2005 r.

Ona germanistka, on inżynier mechanik konstruktor. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, po intensywnej wymianie listów, Karol napisał Zosi, że się z nią ożeni. Zobaczyli się po raz pierwszy 30 grudnia w Katowicach, a w styczniu mieli już ustaloną datę ślubu. W salonie nad stołem wisi ikona Świętej Rodziny. To od niej wszystko się zaczęło. Stowarzyszenie Rodzin Katolickich zorganizowało peregrynację ikony w śląskich parafiach i rodzinach. – W dołączonym do ikony modlitewniku odkryliśmy modlitwę o dar rodzicielstwa – opowiada Zofia. – To było dokładnie 9 lipca – dodaje Karol: – Modliliśmy się o poczęcie. I tak jak widząc pierwszy raz Zosię, poczułem, że to „ta”, tak wtedy przed ikoną czułem, że dostaniemy dar, dziecko. Wtedy – jak wynika z naszych obliczeń – poczęła się Marysia.

Ciąża była zagrożona. Dwa miesiące leżenia na patologii ciąży, cały czas pod kroplówką. Był moment, że Zofia przestała widzieć. Cukier ciągle wysoki. Umierała ze strachu o dziecko. Karol uspokajał, ufał. Marysia urodziła się w terminie. Kamila i Jakub (imiona zmienione) decydują się na rozmowę z oporami, tylko przez telefon. Nie chcą ujawniać szczegółów. Temat bezpłodności i dylematy, jakie przeżywali, odcisnęły na nich piętno. Pobrali się późno, ale z wielkiej miłości. Ślub na Jasnej Górze, w kaplicy Cudownego Obrazu. – Długo modliłam się o dobrego męża i takiego niebiosa postawiły na mojej drodze – mówi Kamila. – Umówiliśmy się w Silesia City Center, żeby kupić pierścionek zaręczynowy. Jakuba długo nie było. Poszłam do kaplicy i on tam mnie znalazł. Przyszedł z pękiem czerwonych róż, które zostawiliśmy pod obrazem dla Jana Pawła II. Zawierzyliśmy mu nasze narzeczeństwo i małżeństwo. 

Po ślubie od razu miało począć się dziecko. Ona, 32-latka, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że przyjście na świat dziecka w tym wieku może wiązać się z wadami genetycznymi, np. zespołem Downa. Dziecko nie pojawiało się. Poszli do lekarza. Najpierw badania hormonalne. Kiedy wszystko okazało się w porządku, ginekolog poprosił ich o zostawienie nasienia do badania. Oznaczało to konieczność onanizacji, tym samym rezygnację z poczęcia w intymności. Wiele małżeństw, które decydowały się na inseminację, nie mówiąc o próbach in vitro, przyznaje, że była to dla nich swoista droga krzyżowa. Doktor Tadeusz Wasilewski, ginekolog, dziś także naprotechnolog, który po 25 latach wykonywania in vitro zrezygnował z niego, podkreśla zawsze, że metody sztucznej prokreacji instrumentalizują, traktują przedmiotowo mężczyznę. Jego rola ogranicza się do oddania nasienia, odsuwany jest na bok. Mężczyźni czują się upokorzeni. Dowodem jest choćby ich milczenie i niechęć – jak w przypadku Jakuba – do poruszania tego tematu. – Nie chcieliśmy odzierać aktu małżeńskiego z tajemnicy poczęcia, z godności – mówi Kamila. – Zrozumieliśmy, że trzeba szukać innej drogi. Natknęłam się na NPR (Naturalne Planowanie Rodziny). Dowiedziałam się, że czas największej płodności może trwać kilka godzin (zwykle faza płodności trwa 6–9 dni). Trudno to dokładnie ustalić. Małżonkowie klękają też do modlitwy: codziennie Różaniec, litanie. Kamila: – Modliliśmy się o dar rodzicielstwa za pośrednictwem Jana Pawła II. Kiedy byliśmy zmęczeni po pracy, mówiliśmy: „Prosimy o dziecko, ale niech się stanie wola Twoja”. Zamawiają Mszę św. w tej intencji na Jasnej Górze. Miesiąc później, 26 maja, Kamila dowiaduje się, że jest w ciąży. – To dziecko to dar od Matki Bożej – dodaje wzruszona. Karolinka (od Karola Wojtyły ) urodziła się drugiego lutego, w Matki Bożej Gromnicznej. Trudno o wymowniejszy znak z nieba.

Nie dla in vitro

Kamila jest lekarką, ze specjalizacją, doktoratem. Jakub inżynierem. Odrzucili in vitro. Nie wchodziła w grę także inseminacja. – Po pierwsze, nie akceptuje tego Kościół. Po drugie, to produkcja ludzi, poprzedzona badaniami, które odbierają to, co piękne – mówi Kamila. – Zamiast zbliżać małżonków, oddala ich. Mam znajomych, którzy mają dzieci po in vitro, ale mówią, że nigdy nie będą do końca szczęśliwi, zawsze towarzyszy im smutek. Mają świadomość, że w probówkach są zamrożone ich dzieci. I że prawdopodobnie skazane są na śmierć. – Ja znam małżonków, którzy te zamrożone istoty traktują jako dwie komórki i nie mają z tym problemu – przerywam Kamili. – Czyli nie wiedzą o powstawaniu życia ludzkiego. Człowiek jest człowiekiem od momentu połączenia tych dwóch komórek – komentuje także jako lekarz. Ani inseminacji, ani agresywnej terapii hormonalnej, ani in vitro nie brali pod uwagę też Zofia i Karol. Zofia: – Mąż wyniósł myślenie pro life z domu dzięki religijnej, tradycyjnej formacji. U mnie było inaczej – byłam wychuchaną jedynaczką. To miało konsekwencje w moim życiu. Był czas, kiedy byłam daleko od Kościoła, mnóstwo wątpliwości, pytań – opowiada Zofia. Półki w pokoju dziennym uginają się od książek, sporo tu ks. Tischnera. Na ścianie oprawione w ramkę jego zdjęcie. Mama Zofii uwielbiała filozofa, ale – jak mówi Zofia – „to wyjątek, bo poza tym była antyklerykalna”. – Chciała, żebym sama wybrała swoją drogę – dodaje. Przyznaje, że otarła się o antykoncepcję, tkwiła w toksycznym związku przed poznaniem Karola. W domu było różnie, między jej rodzicami się nie układało. Zofia zamyśla się: – Kiedy umierał Jan Paweł II, nagle zatęskniłam za szczęśliwą rodziną, zapragnęłam żyć tak, jak on uczył o rodzinie. Ale pewne sprawy były już nie do odkręcenia. Tymczasem Karol dowiódł mi, że wszystko się da. Na portalu przeznaczeni.pl napisał, jaką chce stworzyć rodzinę, i to mnie przekonało.

Na skróty

Co pcha do in vitro także wierzące pary? Dlaczego jedni rozumieją, że to zła praktyka (przy każdej próbie ginie kilka istnień ludzkich), a inni nie? Iza od lat mieszka z mężem w Niemczech, mają wyższe wykształcenie. Po dwóch latach bezskutecznych prób poczęcia zgłosili się do lekarza. Ten, nie proponując nawet badań, od razu rzucił: – In vitro. Na zachodzie Europy to jak wizyta u kosmetyczki. Trochę tylko droższa. Iza i Romek nie są zaangażowani w Kościele, z praktyką też jest różnie. Ale oboje natychmiast wyszli z gabinetu, a Iza rzuciła: – Nigdy in vitro! Popatrzył na nich jak na dinozaurów. Iza: – Co on sobie wyobrażał, że ja swoje dziecko w szkle mam produkować?! Nie zniosłabym myśli o tym, że pierwsze dni spędzi gdzieś w probówce. Ginekolodzy często nie mają czasu, by usiąść z parą i analizować jej cykl, wybierają prostsze rozwiązanie (pomijając aspekt finansowy). Dla większości problemem nie jest ani przepisanie pigułek antykoncepcyjnych (często staje się to przyczyną późniejszej bezpłodności), ani agresywna terapia hormonalna, ani inseminacja. Kamila ubolewa, że w czasie studiów medycznych nikt nie mówił o naturalnym planowaniu rodziny. – Koleżanka lekarka po długim czasie bezskutecznego starania się o dziecko na moje pytanie, czy wie, kiedy jest płodna, zareagowała zaskoczeniem. A przecież skończyła medycynę, to są podstawy biologii człowieka – dziwi się Kamila.

Szkoda, że lekarze tak podchodzą do sprawy, bo dla pacjentek są często wyrocznią. Zofia pamięta, że jeszcze zanim poznała męża, kiedy wykryto u niej cukrzycę i lekarzowi powiedziała, że stosuje antykoncepcję, zareagował jednoznacznie: „Proszę natychmiast wyjść”. „Jak to?” – zapytała. A ten na to: „Samobójców nie leczę”. – A przecież ja nie od znachora dostałam te pigułki, ale od ginekologa – dodaje. Po tej wizycie odstawiła hormony. Zdecydowała się na wstrzemięźliwość. Jej chłopak nie umiał tego zrozumieć, więc się rozstali. Przewrót duchowy przyszedł później, na jej drodze pojawiło się kilka osób i Karol. Kiedyś na rekolekcjach adwentowych rozważano trzy prawdy: wiara, nadzieja, miłość. Trafiła na nadzieję. I wtedy zalogowała się na portalu przeznaczeni.pl, gdzie poznała Karola.

Tego na studiach medycznych nie uczą

Pani Kamila szkoli się na instruktorkę naprotechnologii. – Tu dociera się do przyczyn niepłodności i je eliminuje. W przeciwieństwie do programu in vitro, który omija problem. Jak wykazuje dr Boyle z kliniki w Galway w Irlandii, ponad 58 proc. par, które zgłosiły się do niego (po nieskutecznym in vitro), ma nadal niezdiagnozowaną przyczynę niepłodności. Nawet ginekolodzy pracujący przez lata z daną parą, uciekając się do „osiągnięć” medycyny (przykładowo, dmuchając jajowody), nie dochodzą do przyczyn niepłodności. In vitro jest drogą na skróty. Bezpłodność jest dla wielu dramatem. Nie wszyscy dzieci wymadlają. Jedni decydują się na adopcję, inni odnajdują swoje powołanie w pracy, ale przyjmują – choć z bólem – bezdzietność. Bohaterowie. Zofia: – Zdaliśmy się na to, że co ma być, to będzie. Albo dziecko będzie nasze, biologiczne, albo adoptujemy i też będzie nasze. Jeśli nie uda mi się drugi raz zajść w ciążę, to też zdecydujemy się na adopcję. Kamila: – Patrzyłam z zazdrością na mamy z dzidziusiem w wózku. Mąż miał więcej zaufania do Opatrzności. Spokojnie czekał. Był dla mnie wzorem zawierzenia. Iza: – Brak dziecka jest dla mnie trudny. Ale cierpliwie czekam. Mamy z Romkiem nadal tylko albo aż siebie. Jeśli tak pozostanie, przyjmę. Nic za wszelką cenę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.