Nikt nie jest storczykiem

Marcin Wójcik; GN 22/2011 Łowicz

publikacja 01.07.2011 06:30

Kazimiera nadziwić się nie może, że ma takie białe ręce. To jedna z jej największych radości w ciągu ostatnich dni.

Nikt nie jest storczykiem Marcin Wójcik/ GN Kazimiera Szałkowska już nie musi się bać, że sufit spadnie jej na głowę.

W Kutnie za unijne i miejskie pieniądze powstało osiedle mieszkań chronionych „Wspólny Dom”. Sprowadzi się tutaj kilkadziesiąt osób z różną historią życia. Przy rozpatrywaniu wniosków pod uwagę brany jest także wiek zainteresowanego, jego stopień niepełnosprawności i dotychczasowe warunki mieszkaniowe, które w niektórych przypadkach były urągające ludziom.

Na 32 mieszkania w 16 gotują już obiady. W południe we wtorek u Kazimiery pachniało krupnikiem, na kuchence popiskiwał czajnik z wrzątkiem, na oknie stał kwiatek w doniczce. Kobieta wierzy, że – tak kwiatek, jak i ona – prędko zadomowi się w nowych warunkach.

Szkatułka

Kazimiera Szałkowska ma u siebie trzydrzwiową szafę z drzewa, co rosło w lesie, kiedy pomiędzy gałęziami świstały niemieckie kule. Ma też stół – może młodszy o pięć słojów, i łóżko pamiętające połowę ubiegłego wieku. Trzydrzwiowa stara szafa stoi pod nową ścianą, stół i łóżko stoją na nowej podłodze. 26-metrowe lokum (pokój, aneks kuchenny i łazienka) pełne jest czasowych kontrastów. Nawet dzień zrównał się tutaj z nocą, bo Kazimiera nigdy nie miała tak jasno o północy w sypialni jak teraz. Mówi, że to pewnie sprawa osiedlowych lamp. W każdym bądź razie tam, gdzie mieszkała wcześniej, było znacznie ciemniej.

I ręce miała ciemne – ba! – czarne, usmolone, górnicze, wiecznie niedomyte. Teraz ma ręce białe. Zerka na nie z dumą, jakby dopiero wróciła od manikiurzystki. Ale nie, ona je tylko umyła ciepłą wodą i mydłem, wreszcie pod kranem, a nie w balii. Koniec z usmolonymi rękami.  Już nie będzie zimą nosiła wiader z węglem, żeby nie zamarznąć. Już nie będzie latem biegała z wiadrami po strychu i sypialni, żeby nie utonąć. Już nie będzie zerkała do komina, żeby nie spłonąć...

Trzydrzwiowa drewniana szafa prowadzi do tajemniczego świata. Ów świat istnieje tylko między ubraniami i w głowie kobiety. Tam się skryły dawne czasy – szafa jest jak szkatułka na wspomnienia. Kazimiera bała się najbardziej, że w wieku 85 lat, w surowych ścianach, od początku będzie musiała budować swoją historię, a to, co było do tej pory, zostanie w ruderze na Narutowicza. Ale nie. Na Wyszyńskiego przyjechała pełna wspomnień drewniana szkatułka, zrobiona z drzewa, co rosło pomiędzy niemieckimi kulami.

Kazimiera niemal dzień w dzień przez 40 lat wyciągała z szafy bluzkę i spódnicę. Później szła do pracy w szpitalu. Pomagała położnej przy porodach. Pomagała i matce pozbierać się po porodzie. Teraz miasto pomogło Kazimierze pozbierać się i wyciągnęło z rudery. Już jej nie martwią tak przyziemne sprawy, jak niedrożny komin czy zimny deszcz na głowie w środku nocy. Wreszcie przyszedł czas tylko na normalne zmartwienia: posadzić kwiatki przed tarasem czy na tarasie? Czy jutro na targu będzie młoda kapusta? A kalafior by się przydał, marchew i pietruszka... Trzeba zrobić kolację, jak to w zwyczaju, kiedy ktoś uwije nowe gniazdo. Żadna tam wielka parapetówka, może po lampce szampana. A młodym to jaki szampan najbardziej dzisiaj smakuje?

Serwetki

Cecylia Kapitulska ma 89 lat. Ze względu na wiek, w przeprowadzce uczestniczyła zdalnie. Jej rękami były córki. Najpierw kazała mieszkanie poświęcić wodą z Lichenia, taką zamkniętą w plastikowej Matce Boskiej w kolorze niebieskim. Cecylia ma dwie plastikowe Maryje – jedną większą, drugą mniejszą, ale jedna i druga z koroną na głowie. Wierzy w błogosławieństwo zawarte w licheńskiej wodzie i gdyby mogła, to chętnie pojechałaby jeszcze do źródła. Niestety, teraz ma na głowie przeprowadzkę. Po poświęceniu ścian od razu nad łóżkiem kazała zawiesić obraz Świętej Rodziny i Matkę Boską Licheńską, ukazującą się pasterzowi Mikołajowi. Kiedy przywieźli meblościankę, stanęła na niej jeszcze jedna figura, tym razem Niepokalana z gipsu. Jest i szafa, połowę minionego wieku pamięta. Łóżko i stół też wiele opowiedzieć mogą – tak jak Cecylia.

Na łóżku sporo jaśków, odzianych w kwieciste poszewki. Ale najwięcej w tym mieszkaniu obrusów, obrusików i serwet zrobionych szydełkiem, ręką Cecylii. Znana jest też z wyczarowywania hafciarskich arcydzieł i każdy by się zdziwił, gdyby na jej stole zobaczył sklepowe nakrycie z metką „Made in China”. Ze swoimi robótkami Cecylia czuje się znacznie lepiej. Gdyby ją przeprowadzono bez obrusów, obrusików i serwetek, czułaby się jak siłą wyrwana. Przecież nie jest storczykiem, który nie potrzebuje korzeni, by zacząć od nowa. Storczyk ukorzeni się i z łodygi. Człowiek chyba tak nie potrafi. A Cecylia na pewno.

Żyrandol

Prezydent Kutna Zbigniew Burzyński podczas uroczystego otwarcia życzył pierwszym lokatorom, aby dom, w którym zamieszkali, spełnił ich oczekiwania, aby zdrowie dopisywało i w życiu osobistym układało się jak najlepiej. Oprócz prezydenta był także dziekan ks. Stanisław Pisarek, który poświęcił ściany, tak aby wszelkie nieszczęścia szerokim łukiem je omijały.

Pan Tadeusz już wierzy, że minęło to, co najgorsze. Przywiózł na Wyszyńskiego cały swój majątek – żyrandol, pościel i telewizor. Więc ma światło spod ładnego żyrandola, życiową telenowelę z TV i pościel, którą może się przykryć, gdy nadejdzie noc. Na razie śpi na materacu, z emerytury będzie odkładał na łóżko i meble. Najważniejsze, że żyje samodzielnie, że wyrwał się z Domu Pomocy Społecznej w Pniewie.

W dniu przeprowadzki mówił: „Spieszyłem się do nowego domu. Wracam do samodzielnego życia. Przeprowadzam się dokładnie w szóstą rocznicę po tym, jak trafiłem do DPS po ciężkiej chorobie. Rehabilitacja dała efekty, dziś choroby nie widać, a ja dam sobie radę sam”.