Za księdza i za „książki”

Justyna Jarosińska; GN 26/2011 Lublin

publikacja 10.07.2011 06:30

- Jak myślicie, czy rakietą można się dostać do nieba? Albo samolotem, albo balonem? – Nieeeee! – A jak się można dostać do nieba? – Helikopterem!

Za księdza i za „książki” Justyna Jarosińska / GN Podczas modlitwy wiernych musi być mikrofon, ale w warunkach plenerowych dzieci akceptują patyk.

Dzieci ze starego (lub przez większość nazywanego małym) kościoła na Poczekajce w Lublinie zawsze bardzo chętnie wyrażają swoje poglądy czy przemyślenia. Niekiedy siedzący obok rodzice woleliby się nie przyznawać, że to ich pociecha wygłosiła właśnie niewiarygodnie odkrywczą myśl dotyczącą uroczystości Zesłania Ducha Świętego. – Mama mi obiecała, że będzie duch – skarży się 4-letni Dominik. – Sprawdzałem już wszędzie i nigdzie go nie ma – mówi ze łzami w oczach.

Równie ciekawe wygląda modlitwa wiernych. Bracia kapucyni, posługujący w tym kościele, dbają, by żadne, nawet najmniejsze dziecko pragnące powiedzieć do mikrofonu swoją modlitwę, nie odeszło niewysłuchane.

– Za co chciałbyś się dziś pomodlić? – zanim Szymek podbiegnie do mikrofonu, jego tata chce się upewnić, czy syn nie wymyślił jakiegoś niedorzecznego wołania. – Za mamę i tatę – odpowiada rezolutnie Szymon. Niestety, stojąc w kolejce, trochę modyfikuje swoją prośbę na bardziej użyteczną. – Za świętego Mikołaja! – krzyczy wyraźnie, żeby wszyscy usłyszeli. Jego młodszy kolega ma bardziej pobożną prośbę. – Za księdza i za książki – mówi cichutko. Wszyscy dobrze wiedzą, że mówiąc „książki”, ma na myśli miłe siostry kapucynki, które co tydzień dzielnie przygotowują muzyczną oprawę Mszy św.

Dziecko nie przeszkadza

Siostry przychodzą w każdą niedzielę do małego kościoła razem z kilkorgiem dzieci z domu dziecka, który prowadzą. – Maluchy świetnie się tu odnajdują, zarówno te nasze, jak i wszystkie inne – mówi siostra Dorota. – A poza tym cieszymy się, że i rodzice mogą się czuć swobodnie, nie stresując się, że komuś przeszkadza ich dziecko.

Dzieci w tym kościele nie przeszkadzają nikomu. Choć często, szczególnie ci, którzy znajdują się tu gościnnie, zastanawiają się, czy przypadkiem za chwilę nie spadną z ołtarza świece lub mikrofon. Nad wszystkim jednak czuwa ojciec Michał Gawroński, który co niedzielę od dwóch lat celebruje Eucharystię dla najmłodszych. – Ja się czuję świetnie w takich dziecięcych klimatach – mówi. – Nie przeszkadza mi to, że jest głośno, że wiele rzeczy, szczególnie w trakcie kazania, wychodzi bardzo spontanicznie. Czasami się nawet martwię, że może powinno mi to choć trochę przeszkadzać, a nie przeszkadza – śmieje się. – Bardzo się też cieszę ze współpracy  z rodzicami. Są chętni do pomocy, angażują się w nasze działania. Dziś, po tych dwóch latach, mogę powiedzieć, że mamy naprawdę przyjacielskie relacje.

Dla o. Michała najważniejsze jest to, że rodzice mogą razem z dzieckiem uczestniczyć we Mszy św. – Nie chcę, żeby ktoś musiał zostać w domu tylko dlatego, że jest małe dziecko, które zakłóca spokój w kościele – mówi.

Osioł w świątyni

Rodzice ze starego kościoła też już się wzajemnie dobrze znają. Zazwyczaj przychodzą te same rodziny. – Wydaje mi się, że jakieś trzy lata temu było nas trochę mniej – opowiada Paweł, który co niedzielę jest na Mszy św. ze swymi dwiema córeczkami. – Ale chyba wieść się rozniosła, że tu są nie tylko świetne Msze specjalnie dla maluchów, ale też co jakiś czas bracia organizują dla nich nie lada atrakcje. Tak było w Niedzielę Palmową, kiedy to 6-letni Patryk, na wzór Pana Jezusa, wjechał na osiołku do świątyni. – Chyba lepiej nie można było dziecku wytłumaczyć i pokazać, czym jest Niedziela Palmowa i, nawiązując do historii, przedstawić, co się wtedy działo – wspomina Andrzej, tata Wiktora i Łukasza.

Po Mszy świętej wszystkie dzieci mogły po kolei siąść na tym ośle. Ojciec Michał cierpliwie umieszczał na kilkanaście sekund każdego malucha na zwierzęcym grzbiecie. Zanim obok niego zrobiło się pusto, trwało to dobre 40 minut.

Prymicje w zoo

Także niemałą atrakcją kapucyni zakończyli rok szkolny 2010/2011. Wszystkie dzieci zostały zaproszone na majówkę. – Wypadła, co prawda, w czerwcu – mówi ojciec Michał – ale to może nawet lepiej. Jak zwykle spontanicznie, a przy okazji trafiliśmy na świetną pogodę.

Czerwcowa majówka odbyła się w minizoo pod Lublinem. Podczas jej trwania ojciec Piotr Hejno, który od przeszło trzech lat pomaga podczas dziecięcych Mszy św., odprawił swoją Mszę prymicyjną. Mała Klara ze wzruszeniem mówiła niezwykle długi wierszyk, składając w imieniu wszystkich dzieci życzenia. Ojciec Piotr został sekretarzem misyjnym. Z dziećmi pewnie nie będzie miał już wiele wspólnego, ale to, co przeżył w ciągu kilku lat, na pewno zaowocuje w jego dalszej pracy.

– Tego ewangelicznego bycia jak dziecko uczyłem się właśnie w starym kościele – mówi. – Na początku był strach, jak zapomnieć o różnych schematach, jak się odnaleźć wśród tych szalejących dzieci. Ale potem przyszła wielka radość. Rodzice często pytają, skąd my mamy tyle cierpliwości podczas sprawowania Eucharystii z udziałem dzieci, a ja myślę sobie, że to przecież tylko godzina raz w tygodniu w niedzielę. Cóż to jest w porównaniu z codzienną pracą rodzicielską? A poza tym dla mnie to dziś frajda – dodaje. Brat Piotr bierze na barana 4-letniego Sławka i biegnie z nim do parku linowego. – Ten dzisiejszy piknik to dla dzieci niesamowita frajda – mówi Magda, mama Filipa. – Są zwierzęta, plac zabaw, duża trampolina, gokarty, no i przede wszystkim – ten park linowy...

Król Michał Pierwszy

Ale są też atrakcje, które zapewniają sami kapucyni. Brat Czarek okazuje się urodzonym aktorem i reżyserem. W spontanicznie przygotowanym przez niego przedstawieniu biorą udział wszystkie maluchy. Jedne są drzewami, inne rzeką, jeszcze inne zwierzętami. Siostry kapucynki dzielą się dziećmi, angażując je w poszczególne role.

– Ja chciałbym być wilkiem, a jestem rybą – żali się Jeremi. Jest jedynym chłopcem w rzece, więc szkoda się go pozbywać. – Ale ty jesteś rekinem, nie zwykłą rybą – mówi siostra Ada. Dziecko jest zdecydowanie usatysfakcjonowane. W najtrudniejszą rolę wciela się, oczywiście, ojciec Michał. Jest Królem Niedźwiedziem. Mimo gorąca, ma na sobie grubą kapotę i perukę. Nie protestuje, chociaż przedstawienie trwa znacznie ponad pół godziny. Maluchy są zachwycone, szczególnie, gdy niedźwiedź musi dokonać napadu na inne małe zwierzęta.

Przedstawienie brata Czarka okazuje się wielką frajdą nie tylko dla dzieci, ale też dla rodziców. – Naprawdę świetnie to wymyślił – mówi Dorota, mama Julii. – Uśmiałam się za wszystkie czasy.

Pan Jezus na plaży

Zaraz po przedstawieniu rodzice rozpalają ognisko. Są kapucyński bigos i kiełbasa. Nie brakuje słodkich przysmaków dla dzieci. I drobnych prezencików, które bracia mają przygotowane dla wszystkich małych uczestników spotkania. – Taki piknik mógłby być organizowany przynajmniej raz w miesiącu – dzielą się swoimi przemyśleniami rodzice. Wcześniej było już takie spotkanie zimowe. – Miał być kulig, ale nie było już śniegu, mimo to wszyscy świetnie się bawili – mówi ojciec Michał. Ci, którzy po raz pierwszy przyjechali na tę dziecięcą imprezę organizowaną przez kapucynów, nie wątpią w jego słowa.

Teraz trwa przerwa wakacyjna. – Pamiętajcie, że wakacje to czas wolny, ale nie wolny od Pana Boga. On na was czeka co tydzień w kościele, nawet wtedy, gdy jest bardzo gorąco – te słowa wypowiedziane podczas ostatniego przedwakacyjnego kazania przynajmniej niektórym zapadły mocno w serce. – Mamo, myślisz, że na plaży jest jakiś kościół? – pyta 5-letni Mikołaj po wyjściu ze Mszy. – Na plaży na pewno nie – odpowiada mama. – Szkoda, bo ksiądz mówił, żeby chodzić w wakacje, a my będziemy przecież nad morzem...