Za wcześnie na szkołę

Stefan Sękowski

GN 28/2011 |

publikacja 14.07.2011 00:15

Rodzice nie chcą obowiązkowo posyłać 6-latków do szkoły. Właśnie zebrali oni 330 tys. podpisów pod cofnięciem zapisów dotyczących obniżenia wieku szkolnego.

Za wcześnie na szkołę Jakub Szymczuk/ Agencja GN Karolina i Tomasz Elbanowscy (na zdjęciu z dziećmi) wraz z grupa rodziców ze stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców walczą o cofniecie przepisów obniżających wiek szkolny do 6 lat.

Gdy w 2009 roku uchwalono nowelizację ustawy o systemie oświaty, nikt nie przewidywał, że tak szybko spotka się ona z negatywną reakcją rodziców. Największe kontrowersje wywołały dwa zapisy – obniżenie do 6 lat wieku, w którym dziecko zaczyna uczęszczać do szkoły i wprowadzenie obowiązku przedszkolnego dla 5-latków. – Sześcioletnie dzieci nie potrafią usiedzieć w ławkach, wyraźnie odstają od swoich starszych kolegów. Zdarza się, że zostają na następny rok w klasie, bo nie nadążają z nauką – mówi GN Karolina Elbanowska ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców. Decyzji ministerstwa i Sejmu broni poseł PO i dyrektor liceum w Szczecinie Cezary Urban. – To konieczność cywilizacyjna. W zdecydowanej większości krajów dzieci idą do szkoły w wieku 6 lat. Jest naukowo udowodnione, że 6-latki są w stanie przyswajać wiedzę przez szkolną edukację i nie ma powodu, by im to uniemożliwiać – argumentuje.

 
 

Nieudana reforma

Jeszcze przez rok rodzice mogą sami zdecydować, czy ich dzieci mają pójść do szkoły już w wieku 6 lat. To rozwiązanie przyniosło jednak wiele kłopotów. Nagle okazało się, że w jednej klasie uczyły się dzieci, które jeszcze nie skończyły 6 lat i te, które miały już prawie 8. Także podstawa programowa budziła wiele wątpliwości. Przewiduje ona, że pod koniec pierwszej klasy dziecko musi umieć kaligrafować, czytać i pisać wszystkie litery.

 
 

– Ściśnięto dwa lata nauki: dotychczasową pierwszą klasę i zerówkę. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji, gdy w zerówkach chowano tablice z literkami i książki, by dzieci, które nie poszły do I klasy, nie mogły uczyć się tego, co będą musiały przyswoić za rok – krytykuje Karolina Elbanowska.

 

Na inne problemy zwraca uwagę Krystyna Bula, która koordynowała zbiórkę podpisów, aby zmiany powstrzymać. Jej obecnie 3,5-letnia córka ma za dwa lata pójść do szkoły. – Obawiam się szkoły dwuzmianowej, martwię się o to, co będzie się działo z dzieckiem, gdy będę musiała zostawić je wcześniej w szkole, w świetlicy. Dzieckiem nikt się nie zajmie, co innego w przedszkolu, gdzie może wyjść na dwór, ma różne zajęcia – mówi GN. – To wiek, w którym dziecko często choruje; z przedszkola łatwiej je zwolnić, w szkole robi sobie przez to ogromne zaległości – dodaje. Wskazuje także na problem rodziców dzieci niepełnosprawnych: ich rehabilitacja jest w pełni refundowana, zanim pójdą do szkoły.

Według MEN, z możliwości wcześniejszego wysłania dziecka do szkoły skorzystał w tym roku szkolnym co ósmy rodzic dziecka 6-letniego. Rok wcześniej edukację szkolną rozpoczęło zaledwie 4,3 proc. 6-latków. – Te wyniki traktujemy jak referendum w sprawie ustawy. Zdecydowana większość rodziców po prostu nie jest zadowolona z obniżenia wieku szkolnego – przekonuje Elbanowska.

Rodzice idą na ratunek

Rodzice, którzy trzy lata temu usiłowali powstrzymać wprowadzenie do prawa zapisów znajdujących się obecnie w ustawie oświatowej, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i założyli Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodzica. Teraz walczą o zniesienie zmian. Pod obywatelskim projektem ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty i o zmianie niektórych innych ustaw zebrali 330 tys. podpisów. 4 lipca złożyli je w Biurze Podawczym Sejmu. To efekt mrówczej pracy wielu osób, matek i ojców z różnych stron kraju – ponadregionalność akcji wyrazili, wypisując na pudłach z podpisami nazwy miejscowości, z których po­chodzą.

O co walczą osoby skupione wokół stowarzyszenia? – Jako rodzice czujemy się dyskryminowani. Nasz głos nie liczy się w debacie publicznej, nawet w kwestii edukacji – mówi Elbanowska. Jej zdaniem, ustawa z 2009 roku nie ma na celu dobra dzieci. – Chodzi o to, by ludzie szybciej weszli na rynek pracy, by w ten sposób ratować upadający system emerytalny i finanse publiczne. A także o to, by nauczyciele nie tracili pracy, by mieli więcej uczniów – dodaje.

Co na to politycy?

Jako pierwsza swoje poparcie dla inicjatywy rodziców wyraziła partia Polska Jest Najważniejsza. – Chcemy dać rodzicom przynajmniej jeszcze kilka lat, w trakcie których będą mogli decydować o posyłaniu 6-latków do szkół – mówi GN poseł PJN Zbysław Owczarski. – Objęcie przedszkoli subwencją oświatową spowoduje, że gminy chętniej będą zakładać placówki dla najmłodszych. To wybije zwolennikom obniżenia wieku szkolnego argument, iż 6-letnie dzieci siedzą w domu i się nudzą – dodaje. Z drugiej strony Stowarzyszenie napotyka jednak opór lewicy i partii rządzących. – W Polsce każdy zna się na edukacji. Nad podstawą programową czuwają eksperci i nie wierzę, by nie była dostosowana do tempa, w jakim sześciolatki mogą przyswajać wiedzę – mówi C. Urban. – Nie postrzegam obniżenia wieku szkolnego jako czegoś szkodliwego. A jeśli ma to także pomóc systemowi emerytalnemu i finansom publicznym, to co w tym złego? – dodaje.

Także Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak nie podziela argumentów rodziców. – Przestrzegam przed straszeniem dzieci szkołą, bo my wchodzimy na bardzo delikatny grunt i za moment będziemy mieli fobie szkolne wywołane przez nas, dorosłych – powiedział PAP. Nie zgadza się z tym, że szkoły nie są przygotowane na przyjęcie sześciolatków. Podobnego zdania jest minister edukacji narodowej Katarzyna Hall. – Jestem przekonana, że szkoła podstawowa jest w stanie na etapie początkowym pracować dokładnie takimi samymi metodami jak przedszkole, w taki sam sposób opiekować się dzieckiem i stworzyć taką samą atmosferę i że te dzieci będą się lepiej rozwijać, będą mieć odpowiednie bodźce do rozwoju – uważa minister edukacji.

Zdaniem Owczarskiego, ustawa w tej kadencji raczej nie zostanie uchwalona. – Projekt wywołuje szerszą dyskusję na temat edukacji w Polsce. Nawet jeśli ustawa przepadnie, niektóre kwestie powrócą w przyszłej kadencji – mówi poseł PJN. Dobrze by było, gdyby rządzący przestali traktować rodziców nieufnie, jako zagrożenie dla dzieci. Niech wsłuchują się w ich głos – bezdyskusyjnie to mama i tata wiedzą najlepiej, co dla ich potomstwa jest dobre.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.