Samotność wobec życia

Barbara Fedyszak-Radziejowska

GN 31/2011 |

publikacja 04.08.2011 00:15

Formalne struktury „społeczeństwa obywatelskiego” nie zastąpią ani rodziny, ani przyjaciół.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Skrawki wiedzy o tym, co wydarzyło się w Oslo i na wyspie Utoya, służą polskim komentatorom do gry w żetony: syjonista, antyislamista, neonazista, fundamentalista chrześcijański, multikulturowość, skrajna prawica. Wnikliwym studiom poddaje się manifest młodego zabójcy oraz to, co powiedział przed sądem w czasie przesłuchania: „Chciałem obronić Norwegię i Europę przed przejęciem przez marksistów i muzułmanów”. Z powagą analizowane są – szkoda, że dopiero dzisiaj – jego komentarze umieszczane w sieci. Tropi się także polskie wątki, angażując w norweską tragedię nawet polskiego króla Jana III Sobieskiego. Obrońca Andersa Behringa Brevika utrzymuje, że jego klient jest chory psychicznie, i być może ta diagnoza jest najbardziej wiarygodna. Jednak w informacjach napływających z Norwegii jest kilka wątków wartych rozważenia. Może nie pomogą w pełni zrozumieć wymiaru tej tragedii i nie zabezpieczą przed powtórką, ale wystarczy, jeśli zobaczymy w konkretnym przypadku Andersa Brevika „znaki czasu”. Może lepiej zrozumiemy nierozpoznane konsekwencje cywilizacyjnych zmian, uznawanych powszechnie za nieuchronne i oczywiste.

Wiemy, dzięki deklaracjom i wyjaśnieniom Brevika, że młody człowiek, żyjący w wolnym, demokratycznym i zamożnym państwie, zabijał innych młodych ludzi w przekonaniu, że ma do tego prawo, ponieważ mocno w „coś” wierzy. Zabójca ponad 70 osób deklaruje, że co prawda ma świadomość potworności tego, co zrobił, ale uważa swoją zbrodnię za usprawiedliwioną wyższą koniecznością. Media nie donoszą o nikim, kto płakałby i rozpaczał, że był z nim w codziennym życiu i nie zauważył, co dzieje się z kochaną osobą. Niewiele wiemy o matce Brevika, może dlatego, że oszczędzają ją norweskie media, a może dlatego, że jej syn mieszkał sam na swojej kupionej niedawno fermie... Jego ojciec, były dyplomata, Jens Brevik, rozwiódł się z matką chłopca, gdy ten miał ledwie 1,5 roku. Nigdy z synem nie mieszkał, wyjechał do Francji i od 1995 r. nie miał z synem kontaktu. To znaczy, że 16 lat temu, w czasie gdy chłopiec zaczynał dojrzewać do roli mężczyzny, pozostał sam, pozbawiony nie tylko ojcowskiej rady, opieki i miłości, lecz także jakiegokolwiek kontaktu z nim. Dzisiaj ojciec jest „zaskoczony” i mówi o własnym synu (jeśli wierzyć mediom): „On musi być chory umysłowo. Zamiast zabijać, powinien sam odebrać sobie życie”. O Andersie opowiada też Polak pracujący z nim 10 lat temu w jednej z firm: „Miły, cichy, unikał kontaktów, na papierosa wychodził sam, nie jak inni, w grupie. Spotkałem go po kilku latach, mówił, że miał dziewczynę z Litwy, ale chciał się z nią rozstać”.

Singiel to znak naszych czasów czy tylko symbol samotności ludzi Północy? Nie wiem, ale samotność tego zabójcy uderza. Wybrał ją? Ani materialna nędza, ani fizyczne ułomności czy choroba nie wyjaśniają przyczyny. Może to nowe obyczaje i wzorce – singiel jest dzisiaj symbolem samorealizacji, pełni wolności i kontrolowanych relacji z innymi ludźmi. Są – dobrze, nie ma ich – równie dobrze. Jak uczyć się miłości do drugiego człowieka i szanować jego godność na co dzień, będąc singlem z wyboru? Dzisiaj wystarczają kontakty z innymi internetowymi samotnikami. W sieci można bezkarnie powiedzieć wszystko i mieć złudzenie bycia czytanym i słuchanym. Tam, gdzie „prawie wszystko” można ogłosić „całemu światu”, tam „prawie wszystko” pozostaje niezauważone, bez reakcji, bez empatii, bez prawdziwego, odpowiedzialnego zainteresowania. Pozornie czytani, pozornie otwarci, ale w gruncie rzeczy ignorowani. Także wtedy, gdy piszą o sobie i swoich planach coś, co powinno budzić niepokój, a nawet próbę sprawdzenia, czy to tylko zabawa w sieci, czy rozpaczliwa samotność osoby wymagającej pomocy.

Samotność Andersa jest pełna i nowoczesna. Świetnie radzi sobie z kartami kredytowymi. Mimo braku dochodów i oszczędności kupił na kredyt wszystko, co potrzebne do skonstruowania bomb. Nie słyszymy o bliskich kolegach z pracy czy o kumplach czasu wolnego. Ale szuka „innych” w loży masońskiej Saint Johannes, w Partii Postępu i młodzieżówce tej partii, w „rycerskim zakonie templariuszy”, Stowarzyszeniu przeciw Imigracji czy ruchu antyislamskim. Jednak najwyraźniej formalne struktury „społeczeństwa obywatelskiego” nie potrafią zastąpić ani rodziny, ani przyjaciół czy bliskich. W organizacjach formalnych trudno o pełne zaufanie, miłość i współodpowiedzialność za drugiego człowieka. Nie rozmawia się o tym, co najważniejsze: o rodzinie i o wartości ludzkiego życia. Kardynał Tarcisio Bertone przytoczył słowa bł. Jana Pawła II skierowane do mafiosów: „Bóg powiedział: nie zabijaj. Nie może człowiek (…) jakakolwiek ludzka organizacja, mafia – nie może zmienić i podeptać tego najświętszego prawa Boga”. A w Polsce, w 1991 r. Jan Paweł II pytał wszystkich, którzy za moralność rodzinną, małżeńską ponoszą odpowiedzialność: „Czy można lekkomyślnie narażać polskie rodziny na dalsze zniszczenie?”. I proroczo, bez cienia wątpliwości, przypominał: „Ludobójcze skutki ostatniej wojny zostały przygotowane programami nienawiści rasowej oraz etnicznej. Odrzucały moralną zasadę przykazania »nie zabijaj« jako absolutną i powszechnie obowiązującą. Na miejsce Bożego »nie zabijaj« postawiono ludzkie »wolno zabijać«, a nawet »trzeba zabijać«. (...) W samym centrum porządku leży przykazanie »nie zabijaj« – zakaz stanowczy i absolutny, który afirmuje prawo każdego człowieka do życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.