Miś już leży w łóżeczku

Krzysztof Kozłowski; GN 40/2011 Olsztyn

publikacja 17.10.2011 06:30

Wielkim cudem jest nagle rozrastające się serce, które potrafi pomieścić w sobie każde nowe życie pojawiające się w rodzinie. Taka jest miłość, która rodzi się wraz z adopcją.

Miś już leży w łóżeczku Krzysztof Kozłowski/ GN Dzięki pracy ośrodka z Ostródy już wiele par jest dziś szczęśliwymi rodzicami, a ich adoptowane dzieci mogą w końcu doświadczyć ciepła rodzicielskiej miłości.

Jak pięknym darem jest dziecko, wie każdy rodzic. Jednak coraz więcej małżeństw nie może mieć własnych, biologicznych dzieci. – Planowaliśmy, że jeżeli będziemy mieć swoje dzieciaki, to dobrze by było i jakieś zaadoptować. Nie wiedzieliśmy, że dla nas jest zapisany zupełnie inny scenariusz – mówi Anna. Wraz z mężem Marcinem była na konsultacjach u wielu lekarzy. Okazało się, że nie mogą mieć własnych dzieci. Zdecydowali się na adopcję. – Może potem Bóg uczyni cud – śmieje się Marcin. Proponowano im również in vitro, na które się nie zgodzili. – Lekarze nie rozumieli dlaczego. A przecież tak się ludzi produkuje, a nie poczyna. My wolimy mieć dziecko, które da nam na wychowanie Bóg – tłumaczy Anna.

Dorota wraz z mężem Sławkiem od stycznia są szczęśliwymi rodzicami Liliany, którą w szpitalu pozostawiła jej biologiczna matka. – Nie możemy mieć dzieci. Ale decyzja o adopcji nie była łatwa – mówi Dorota.

Miś już leży w łóżeczku   Krzysztof Kozłowski; GN 40/2011 Olsztyn Dzięki pracy ośrodka z Ostródy już wiele par jest dziś szczęśliwymi rodzicami, a ich adoptowane dzieci mogą w końcu doświadczyć ciepła rodzicielskiej miłości. Trudne rozmowy

Małżeństwa chcące zaadoptować dziecko mają obecnie w naszym województwie do wyboru 7 ośrodków adopcyjnych (w tym 4 niepubliczne). Zdarza się, że szukając odpowiedniego, odwiedzają kilka z nich. – Zdecydowaliśmy się na renomowany Katolicki Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy Archidiecezji Warmińskiej w Ostródzie. Szkolenie i czas oczekiwania nie są tak długie jak w dużych placówkach – mówi Anna. Jak podkreśla, w katolickim ośrodku nie ma masówki, a kadra w delikatny sposób podchodzi do kwestii adopcji.

– Mnie duże ośrodki adopcyjne kojarzą się z taśmą na lotnisku, na którą kładzie się bagaż. Z jednej strony stawiane są dzieci, a trochę dalej odbierają je rodzice. Ale to są moje odczucia – zaznacza Marcin. Twierdzi,  że w ostródzkiej placówce pracownicy mieli czas na indywidualne podejście do każdej z par. Przez cały okres procedury pracownicy i psycholog spędzili z nimi ponad 44 godziny. – U nas trwało to dziewięć miesięcy, jak ciąża – śmieje się Marcin. – Poznali nas lepiej niż nasza rodzina. Znajomi, którzy przeszli procedurę w dużych ośrodkach, zazdrościli nam. Bo u nas w szkoleniu uczestniczyły tylko cztery pary, u nich znacznie więcej. U nich zajęcia były raz w miesiącu, u nas co tydzień – dodaje Anna.

– Mam porównanie, gdyż na początku złożyliśmy dokumenty w dużym ośrodku. Nasza współpraca zakończyła się tego samego dnia na rozmowie z panią psycholog. Nie byłam na nią przygotowana. W Ostródzie było inaczej. Bardziej taktownie. Mieliśmy czas na zastanowienie. Wszystko odbywało się etapami i był czas na emocjonalne przygotowanie – podkreśla Dorota. Lata doświadczeń Katolicki Ośrodek Adopcyjno-Opiekuńczy Archidiecezji Warmińskiej w Ostródzie funkcjonuje od wielu lat, a jej organem prowadzącym jest Parafia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny.

W placówce pracuje zaledwie kilka osób. Została powołana dekretem abp. Edmunda Piszcza w lipcu 1999 r. Miesiąc później ośrodek został zarejestrowany przez ostródzki powiat. – Nasza praca to organizowanie rodziców dziecku i dziecka rodzicom. Adopcja to uczucia i emocje obu stron. To jest ogromne wyzwanie – mówi dyrektor ośrodka Joanna Sztachelska. Właśnie dlatego trafiające tu małżeństwa traktowane są indywidualnie przy zachowaniu pełnej intymności. Oprócz szkolenia przeprowadzanych jest wiele rozmów, by wniknąć w rodzinę, zrozumieć ją i odpowiednio zdiagnozować. – Czasem okazuje się, że małżonkowie potrzebują terapii, mają problem, który muszą rozwiązać, by odpowiedzialnie zaadoptować dziecko. Bo nie jest tak, że otwiera się katalog ze zdjęciami i wybiera sobie pociechę – podkreśla dyrektorka. – Na zakończenie szkolenia zawsze odprawiana jest Msza św. z uroczystym wręczeniem dyplomów. Wtedy przypominamy, że adopcja to takie samo rodzicielstwo jak naturalne. Małżonkowie w momencie adopcji otrzymują dziecko od Boga i stają się w Jego oczach naturalnymi rodzicami. Tą prostą, jedną myśl powtarzam im na wiele sposobów – mówi ks. Roman Wiśniowiecki, proboszcz parafii NPNMP, diecezjalny duszpasterz rodzin.

W ciągu lat pracy ośrodek przeprowadził ponad 100 adopcji. Utrzymanie wychowanka w domu dziecka kosztuje miesięcznie ponad 3 tys. złotych. A więc dzięki funkcjonowaniu placówki państwo co miesiąc oszczędza ponad 300 tys. złotych.

Mieszanka uczuć

W grudniu ubiegłego roku do Doroty zadzwonili pracownicy z ostródzkiego ośrodka z informacją, że jest dziecko, które mogłaby z mężem zaadoptować. – Co się czuje, jadąc pierwszy raz do dziecka? Radość i lęk, i niepewność. Bałam się swojej reakcji. Ale gdy zobaczyłam Lilianę, poczułam miłość od pierwszego wejrzenia. Weszliśmy do sali, ona spojrzała na nas i to wystarczyło – mówi Dorota. – Rozpoczął się najradośniejszy okres naszego życia. Przytulanie, głaskanie, usypianie, kąpiele, w końcu przewijanie. Uczyliśmy się siebie nawzajem – wspomina Sławek. – Mieliśmy szczęście. Bóg u nas kieruje wieloma sprawami. On wie lepiej od nas i sprawił, że Liliana jest dziś naszą córką – dodaje Dorota.

Ania z Marcinem są już gotowi do adopcji dziecka. Czekają tylko na kwalifikacje. Marzą o dniu, kiedy przyniosą dziecko do domu. W małym pokoju stoi już łóżeczko, w nim pluszowy miś. Jednak w czerwcu Sejm uchwalił ustawę o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Nowe prawo może znacznie wydłużyć czas oczekiwania na adopcję.

Ustawowa gilotyna

Według ustawy od stycznia przyszłego roku niepubliczne ośrodki adopcyjno-opiekuńcze, które nie przeprowadziły 20 procedur zakończonych adopcją, muszą zostać zlikwidowane (próg dla publicznych ustalono na 10 adopcji). Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej rozesłał już do ośrodków adopcyjnych pismo, w którym informuje, iż żadna niepubliczna placówka adopcyjna nie spełniła tego warunku, „w związku z tym marszałek województwa nie może zlecić żadnemu z nich prowadzenia ośrodka adopcyjnego od dnia wejścia w życie ustawy, tj. od 1 stycznia 2012 r.” – czytamy.

– Projekt ustawy był konsultowany przez dwa lata. Wypowiadaliśmy się również na jego temat. Mieliśmy zdanie, że należałoby pozostawić dotychczasowe struktury organizacyjne. Jednak, decyzją Sejmu, wprowadzono zmiany. Ustanowiony próg liczby przeprowadzonych adopcji spełnił jedynie publiczny ośrodek z Olsztyna. Przygotowujemy obecnie dokumentację pod kątem utworzenia do końca roku nowego ośrodka adopcyjnego, ponieważ od 1 stycznia musi funkcjonować podmiot, który przejmie realizację procedur adopcyjnych. Planujemy również uruchomienie dwóch filii, w Elblągu i Ełku, żeby nie było sytuacji, że rodziny nie mają kontaktu ze specjalistami – mówi Wiesława Przybysz, dyrektor Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej.

– Kiedy nasze dokumenty trafią do Olsztyna, będziemy po prostu państwem X, którzy będą czekać na dziecko Y. Czujemy się pokrzywdzeni. Kto wpadł na taki pomysł? Na pewno osoba, która nie wie, co to znaczy codziennie marzyć o dziecku. A to pragnienie nagle oddala się, bo ktoś zmienił regulację – mówi z rozgoryczeniem Anna. Kiedy Anna i Marcin dowiedzieli się o nowej ustawie, godzinami wczytywali się w jej treść. – Myślimy o kilku dzieciach. I co? Wiem, że na każdą adopcję w dużych ośrodkach trzeba czekać 5 lat. Oczywiście nie wiem, jak będzie. Może proces adopcji będzie szybszy. Ale nie uwierzę w to, że dzieci będą tak dobrze dobrane do rodziców w dużym ośrodku, jak to dzieje się w małym – mówi Marcin. – Chcielibyśmy zaadoptować kolejne dziecko. Ale teraz pewnie będzie trwać to dłużej. W naszym województwie będzie tylko jeden ośrodek. A proces adopcji wymaga czasu – mówi Sławek.

– Jest próg dwudziestu adopcji rocznie. Nie spełniamy tego warunku, nie otrzymujemy dotacji na funkcjonowanie. W porządku, niech nas nie finansują. Ale dlaczego nie możemy prowadzić dalej adopcji jako ośrodek? – pyta ks. Roman Wiśniowiecki. – Jedna adopcja to długa praca. Czy więc chodzi o masówkę? Poza tym często nie mamy wpływu na sytuację prawną dziecka. Czasem jej uregulowanie trwa miesiącami. Mamy rodziny oczekujące, w trakcie procedur. Co z nimi? Zdarza się, że niektóre rodziny nie otrzymują kwalifikacji na adopcję. Pracujemy z nimi pół roku. Ale ustawodawcę interesują tylko pomyślnie przeprowadzone procedury. Czy więc chodzi o dobro, czy o statystyki? Liczby nigdy nie odzwierciedlą jakości pracy – mówi Joanna Sztachelska.