"przedstawił [abp Wilton Gregory z Atlanty, który współprzewodniczył obradom wraz z rabinem Davidem Strausem z Filadelfii] nowy angielski przekład Mszału Rzymskiego. Zapewnił wyznawców judaizmu, że mówi się tam o nich z szacunkiem i miłością jako o „umiłowanych starszych braciach i siostrach”."
Nie lepiej, bo zgodnie z prawdą, historyczną, teologiczną itd., by mówiło się o „umiłowanych kuzynach” w wierze? Porównanie do tego rodzaju rodzinnego pokrewieństwa przecież lepiej oddawałoby relację między współczesnymi katolikami i żydami, nieprawdaż?
No i ważne, by kuzynowstwo równie ładnie wypowiadało się o nas, katolikach. Nie mam nic przeciw, by o nas też mówili jako o „umiłowanych kuzynach” w wierze.
Obawiam się jednak, że to jednak na wyrost oczekiwanie. Bo też i nie o samo mówienie idzie, lecz o szczerość tegoż mówienia. Bo, jak wiadomo, a znamy to - szczególnie my, tu w Polsce, i w nieco innych społecznych kontekstach - dobrze, słowa nie kosztują. A szczerość wiele, gdyż musi być czynami potwierdzana. I nie chodzi tu tylko o plucie na księży w Jerozolimie, rzekomo tylko przez ortodoksów.*/
Oczywiście. cały czas mowa o wierzących Żydach. Taka mowa miłości ze strony "kuzynowstwa" z tzw. żydokomuny, nie tylko że było by niewiarygodna, ale wręcz obelgą. Ja tam do żadnego pokrewieństwa z nimi się nie poczuwam.
W sumie dobrze, że przynajmniej tam, w Ameryce, taki konkretny dialog (zamiast integracyjnych imprez) się toczy. Może coś z tego wyniknie i dla nas.
"przedstawił [abp Wilton Gregory z Atlanty, który współprzewodniczył obradom wraz z rabinem Davidem Strausem z Filadelfii] nowy angielski przekład Mszału Rzymskiego. Zapewnił wyznawców judaizmu, że mówi się tam o nich z szacunkiem i miłością jako o „umiłowanych starszych braciach i siostrach”."
Nie lepiej, bo zgodnie z prawdą, historyczną, teologiczną itd., by mówiło się o „umiłowanych kuzynach” w wierze? Porównanie do tego rodzaju rodzinnego pokrewieństwa przecież lepiej oddawałoby relację między współczesnymi katolikami i żydami, nieprawdaż?
No i ważne, by kuzynowstwo równie ładnie wypowiadało się o nas, katolikach. Nie mam nic przeciw, by o nas też mówili jako o „umiłowanych kuzynach” w wierze.
Obawiam się jednak, że to jednak na wyrost oczekiwanie. Bo też i nie o samo mówienie idzie, lecz o szczerość tegoż mówienia. Bo, jak wiadomo, a znamy to - szczególnie my, tu w Polsce, i w nieco innych społecznych kontekstach - dobrze, słowa nie kosztują. A szczerość wiele, gdyż musi być czynami potwierdzana. I nie chodzi tu tylko o plucie na księży w Jerozolimie, rzekomo tylko przez ortodoksów.*/
Oczywiście. cały czas mowa o wierzących Żydach. Taka mowa miłości ze strony "kuzynowstwa" z tzw. żydokomuny, nie tylko że było by niewiarygodna, ale wręcz obelgą. Ja tam do żadnego pokrewieństwa z nimi się nie poczuwam.
W sumie dobrze, że przynajmniej tam, w Ameryce, taki konkretny dialog (zamiast integracyjnych imprez) się toczy. Może coś z tego wyniknie i dla nas.
*/ http://info.wiara.pl/doc/1058942.Amerykanscy-zydzi-Skonczcie-z-pluciem