Fantastyczny tekst. Też tak miałam. Będąc po trzydziestce zaczęłam jeździć na nartach za namową narzeczonego, który jeździ od małego. Pochodzę z płaskiego Mazowsza i uważałam, że to czysty idiotyzm, "wdrapywać się na górę" tylko po to by się z niej ześlizgnąć, i tak w kółko. Teraz tak nie uważam i żałuję, że nie zaczęłam wcześniej jeździć. Moje początki też odbywały się z instruktorem, który od zupełnego "zera" zrobił ze mnie całkiem dobrą narciarkę. Były i upadki, były też niekontrolowane wjazdy na przeszkody (jeszcze nie umiałam się zatrzymać :)) i bolące ciało (całe !!) od zakwasów. W marcu po raz piąty z kolei jadę na narty i już nie mogę się doczekać tych alpejskich autostrad i zapierających widoków (polecam Tignes we Francji).
Fantastyczny tekst. Też tak miałam. Będąc po trzydziestce zaczęłam jeździć na nartach za namową narzeczonego, który jeździ od małego.
Pochodzę z płaskiego Mazowsza i uważałam, że to czysty idiotyzm, "wdrapywać się na górę" tylko po to by się z niej ześlizgnąć, i tak w kółko.
Teraz tak nie uważam i żałuję, że nie zaczęłam wcześniej jeździć.
Moje początki też odbywały się z instruktorem, który od zupełnego "zera" zrobił ze mnie całkiem dobrą narciarkę. Były i upadki, były też niekontrolowane wjazdy na przeszkody (jeszcze nie umiałam się zatrzymać :)) i bolące ciało (całe !!) od zakwasów. W marcu po raz piąty z kolei jadę na narty i już nie mogę się doczekać tych alpejskich autostrad i zapierających widoków (polecam Tignes we Francji).