• solange
    13.02.2014 11:10
    Kolejny raz wychodzę na "ufoludka"...moją chrześnicą od 13lat jest córka wówczas koleżanki i znajomego a dziś cudownych przyjaciół!Wiara jest dla nas ważna...Jestem do dyspozycji kiedy trzeba zostać z dziećmi-jest ich 3:),odciążyć rodziców czy pozwolić im iść na randkę:)Prezenty są owszem, ale nie najważniejsze, wiem,że jestem członkiem rodziny!
  • aga
    13.02.2014 22:09
    Bardzo mądry i niestety na czasie artykuł.
  • kinga
    15.02.2014 12:02
    tezy w artykule nieżyciowe, w Kościele jasno widać, że ten kto ma kasę dostaje ślub, chociaż miał za sobą już 4 małżeństwa, chowa go 5 księzy choć bił zonę i nie chodził do kościoła, po co więc te dyrdymały o chrzestnych, ludzie wybierają bogatych wujków bo zauważyli, że w świecie także kościelnym liczy sie tylko pozycja i kasa, biednych uczciwych głębokich w wierze księża mają w dupie , znam to z doświadczenia, nie wszyscy księża, ale można na takich natrafić w parafiach do której się należy i w której trzeba załatwiać ślub czy pogrzeb a bogaty wujek lub ustawiony wujek wszytsko załatwi
  • K..
    15.02.2014 12:32
    Właśnie mam ten problem ! I nie możemy się z Moim Ukochanym Mężem porozumieć. Ja mam zdanie takie jak Pani, Pani Kochana Agato, a Mąż jak reszta świata.

    Juz sie chciałam poddac, a tu Pani zechciała napisac to co napisała.

    Oczywiscie sprobuje załatwic to tak zeby nie zakłócac miru domowego ;-)

    POZDRAWIAM !
  • Tomekk
    15.02.2014 13:11
    Moja koleżanka z pracy taką kwestię swego czasu wygłosiła: "Ufff Jak dobrze! Już po komunii tego mojego chrześniaka. Ile ja się namordowała z prezentem i tą całą uroczystością... Jeszcze tylko bierzmowanie, osiemnastka i koniec!"

    Ktoś dodał: "A ślub?"

    "Mam nadzieję, że w konkubinacie będzie żył..."

    Tak to wygląda, proszę państwa z redakcji. Tradycja swoje, ludzie swoje, życie swoje.

    Instytucja rodzica chrzestnego jest nieżyciowa, gdy ludzie zbyt daleko od siebie mieszkają (moim dwaj bracia mieszkają daleko od moich dzieci, których są chrzestnymi) i nie mają najmniejszych szans, by mieć realny wpływ na chrzesniaków.
  • abc
    15.02.2014 13:13
    Fajnie, że taka jest troska o praktykującego chrzestnego, tylko zastanawia mnie fakt, że wymogi dla chrzestnego są surowsze, niż dla rodziców? A to przecież rodzice, a nie chrzestni, będą tymi, którzy wprowadzają dziecko do wiary katolickiej. Mało który chrzestny tak naprawdę się tym zajmuje, bo zwykle widzi się z chrześniakiem kilka razy do roku.
    Są co prawda wymogi, by rodzice dawali nadzieję na wychowanie dziecka w wierze katolickiej i niektórzy kapłani odmawiali chrztu dziecka, gdy rodzice np. żyją bez ślubu. Lecz teraz, po pokazowym chrzcie dziecka nieślubnego w Watykanie, zapewne żaden ksiądz nie odważy się odmówić chrztu nawet gdy poproszą o to całkowici ateiści.
    • miszael
      20.02.2014 22:29
      Wymogi dla chrzestnych są większe niż dla rodziców, ponieważ rodziców się nie wybiera - są, jacy są. Natomiast na wybór chrzestnych już ma się wpływ. Taka jest różnica.
      • salomea
        21.02.2014 09:29
        Nie zgadzam się z Tobą . Chrzestni też są jacy są -jak każdy człowiek - a praktyka i życie pokazują, że chrzestni mają na życie religijne dziecka dosłownie żaden wpływ a czasem wpłym wręcz gorszący.
        Ogranicza się to wszystko do prezentów ( i to niereligijnych wcale) na Mikołaja czy na urodziny, oraz do "obowiązkowej" obecności na I Komunii czy na ślubie. Mój mąż swojego chrześniaka widział 2 razy w życiu - na chrzcie i na I Komunii. KOntaktów nie utrzymuje wogóle, bo to jest bardzo daleka rodzina z którą się wogóle nie widuje i przed tym chrztem nie widywał. Oni po prostu nie mieli kogo wziąć, wiec wzięli 16-latka po Bierzmowaniu. Mąż nie odmówił, bo "dziecku się nie odmawia" ale mój mąż nawet nie wie jak ten chrześniak teraz wygląda i ile właściwie ma lat.
  • Magda
    15.02.2014 14:08
    Artykuł mądry i trafnie określa co najważniejsze jest w dzisiejszym świecie. My jako rodzice poszliśmy drogą, że najważniejsze aby rodzice chrzestni to przede wszystkim ludzie wierzący i z rodziny - w myśl zasady, że gdyby nasze dzieci zostały sierotami, to będzie miał kto się nimi zając w duchu naszej wiary. Nie wiedziałam jednak jak bardzo pomylimy się w tej ocenie. Po 15 latach okazało się, że ani moja siostra, ani męża brat nie mają z kościołem nic wspólnego. Chciałam zaznaczyć, żę wszyscy wychowaliśmy się w formacjach oazowo-oratoryjnych. . Całkiem zeszli z dróg wiary - rozwody, zwiazki nieformalne i kasa, kasa.... Jak widać nie jest to normą
    • MIchalina
      16.02.2014 11:24
      No przepraszam - ale w razie Waszej śmierci to chrzestni wg prawa mają do wychowania Waszych dzieci tyle co NIC. Skąd pomysł, że się zajmą Waszym dzieckiem/dziećmi? No chyba, że wzięliście na chrzestnych dziadków dzieci :-)
  • Anna
    15.02.2014 14:13
    Jestem chrzestną siostrzenicy mojego męża. Dziewczyna związała się z żonatym mężczyzną. Gdy zwróciłam uwagę, iż krzywdzi i rozbija rodzinę, moja teściowa i szwagierka obraziły się na mnie i zaprzestały kontaków ze mną.
  • Maxis72
    15.02.2014 14:22
    URODZIŁO NAM SIĘ 4 DZIECKO I KOLEJNY RAZ WYBORY...
    Z RODZINY WŁAŚCIWIE NIKT SIĘ NIE NADDAJE.
    MAMY TO SZCZĘŚCIE ŻE JESTEŚMY WE WSPÓLNOCIE DOMOWEGO KOŚCIOŁA I KOLEJ RAZ TAM POSZUKAMY :O)
  • Aga
    15.02.2014 14:31
    A dla mnie funkcja chrzestnego jest bez sensu i uważam, że wogóle czegos takiego nie powinno być. Nie mgłoby być po prostu świadków Chrztu bez zbędnych później obowiązków (których i tak nikt nie wypełnia)?
    Nie bardzo rozumiem w jaki sposób chrzestni mają pomagać rodzicom w religijnym wychowaniu dzieci? KTOŚ MI WYJAŚNI?

    Moja matka chrzestna (ciotka)religijnie nie uczestniczyła wcale w moim wychowaniu ale interesowała się np. jak mi idzie w szkole itp. - co mnie zawsze bardzo denerwowało, bo uważam, że szkoła i jak mi tam idzie to sprawa moja i rodziców a nie ciotki.
    Ja mam 2 dzieci i żaden z ich chrzestnych nie wtrąca się do ich religijnego wychowania - i dobrze, bo uważam, że to moje i męża zadanie a nie chrzestnych. Na dodatek chrzestna młodszego z moich synów (dotąd praktykująca katoliczka) nagle niespodziewanie zerwała z pobożnym życiem i wyszła cywilnie za żonatego (kościelnie) faceta, więc aktualnie dla mojego dziecka jest ona antyprzykładem i nie utrzymuję z nią kontaktów z tego powodu. Tak więc ci chrzestni to jakaś masakra.
    • Tomek
      27.02.2014 12:29
      Anty-przykład to też przykład. Najważniejsze jest jednak to, że nigdy nie ma gwarancji na wychowanie czy na zmianę zachowania drugiego człowieka. Mamy jednak zawsze, a jako chrzestni szczególnie, narzędzie wspierania drugiego człowieka w sferze duchowej - modlitwę. Jest to narzędzie podstawowe i zasadnicze, a co najważniejsze, skuteczne. Przynajmniej na miarę naszej wiary. No chyba, że uważa Pani, że może załatwić sprawę szybciej i skuteczniej, niż Bóg.
  • Monia
    15.02.2014 14:35
    Do Autorki - Nie zgadzam się, żeby wybierać na chrzestnych osoby spoza rodziny - bo jeśli potem co roku urządzam urodziny temu dziecku, to ci chrzestni spoza rodziny pasują do tej imprezy rodzinnej jak "pięść do nosa". Są dziadkowie, moje czy meża rodzeństwo z rodzinami i nagle jacyś tam nasi znajomi, z którymi reszta rodziny nie ma o czym gadać. Myślę , że wtedy obie strony czują się niezręcznie i nie chciałabym takiej sytuacji z tego powodu. Rodzina to rodzina a zznajomi to zawsze OBCY.
    • do Moni
      15.02.2014 15:25
      No odlot, szanowna pani Moniu. Nie chciałbym być w taj waszej rodzinie... alienów.
    • Ismena
      15.02.2014 18:08
      Ismena
      O, i ta wypowiedź to jest właśnie podręcznikowy przykład tego, o czym mówię zawsze, jak rozmowa zejdzie na legendarny "egoizm jedynaków" (przed którym jakoby mający rodzeństwo a priori są strzeżeni).

      Bo w rodzinach często to właśnie wygląda tak: "są dziadkowie, moje czy meża rodzeństwo z rodzinami i nagle jacyś tam nasi znajomi...". Umiejętność budowania więzi z bliźnimi w tego typu rodzinach to jest po prostu klasyczna solidarność plemienna, egoizm zbiorowy. Są "swoi" i reszta świata, z którą nie ma nawet o czym gadać...
      • Monia
        16.02.2014 11:30
        Egoizm? Moze to wychowanie jakie miałam w domu :-)Moja mama mająca 7-ro rodzeństwa chyba mnie w takim duchu wychowała - np. nie lubiła ona jak jechaliśmy na imieniny do jej siostry (czyli mojej ciotki) i tam na imprezie było też rodzeństwo męża ciotki, to mama potem cały wieczór narzekała jak to sztywno było i że lepiej jak jesteśmy we własnym gronie - czyli bez tej dalszej części rodziny. Jak mi się dziecko urodziło, to mama tez sugerowała, że chrzestni to tylko z rodziny powinni być a spoza rodziny to bez sensu brać, bo tylko kłopot z tego i szczerze mówiąc tu akurat się z nią zgadzam.
  • Neria
    15.02.2014 16:03
    Tu chodzi o duszę dziecka,,służenie pomocą w jego wychowaniu,a nie o to czy my na przyjęciu będziemy mieli o czym rozmawiać z gośćmi?Wystarczy przeczytać Katechizm Kościoła Katolickiego,katolik powinien znać jego treść w tym temacie.Tam wyraźnie pisze,że rodzice chrzestni powinni wyznawać tą sama wiarę i uczestniczyć w życiu dziecka.To idzie w dwie strony,gdy się nie ma grubego portfela można spotkać się z odmową.Moja córka spotkała się z sytuacją,gdy sam ksiądz pytał-czy nie ma kandydatów bogatszych na rodziców chrzestnych?Był to jeden incydent,już nie posługuje w naszej parafii.Część ludzi nie ma pojęcia czym są Sakramenty...Nawet widać to po podarkach,a powinny one mieć związek z wyznawaną przez nas wiarą.Od kilku lat pisze się o tym,ze np. jakieś dziecko z okazji I Komunii św. otrzymało w prezencie operację plastyczną nosa.
  • MIchalina
    16.02.2014 11:21
    A co zrobić gdy chrzestni naszych dzieci sami zbaczają z drogi? Co zrobić gdy głęboko wierząca i praktykująca do tej pory chrzestna, która ma być przykładem wiary i cnót dla mojej córki wiąże się (zupełnie niespodziewanie) z żonatym i dzieciatym facetem i bierze z nim cywilny ślub? Jak ja mam to wytłumaczyć mojej córce? Wytłumaczyłam jak potrafiłam i córka wie już, że matka chrzestna nie jest dla niej już żadnym już wzorem postępowania i że żyje ona w grzechu ciężkim - ale jednocześnie staram się by z ową chrzestną dziecko nie miało kontaktu, bo i po co? - czy ja dobrze robię czy nie???
    • abc
      17.02.2014 11:53
      Michalina, dobrze robisz. Po co dziecku kontakt z osobą, która może je tylko zgorszyc?
      • do Michalina
        17.02.2014 17:16
        Źle robisz. Co innego potępiać ewidentny grzech, co innego potępiać człowieka. A takim postępowaniem skrećliłaś chrzestną córki jako osobę. Skąd wiesz czy w tym przypadku to córka nie ma ewangelizacyjnego zadania do spełnienia?
      • Michalina
        18.02.2014 09:26
        Wiesz - moim zdaniem postępowanie jednak OKREŚLA człowieka. Matkę chrzestną mojej córki rozsądzi Bóg. Nasze kontakty rozpadły sie po jej wyborze życiowym , w sposób naturalny, po prostu zrobiło się nam nie po drodze.Tu na ziemi ze względu na życie jakie ona wybrała, mnie po prostu w sposób naturalny urwały się w tym momencie tematy do rozmowy z nią. Gdy w sposób braterski upomniałam ją przed tym cywilnym ślubem czy aby wie co robi, to prawie się obraziła śmiertelnie. Mogłam nie iść na ten ślub - i już wtedy kontakty zostałyby zerwane, stało się to jednak niewiele później, tak po prostu musiało się stać.

        Matka chrzestna mojego dziecka okazała się osobą, która wyznaje zupełnie inne wartości niż ja i zupełnie inne niż ja przekazuję mojemu dziecku.
  • Monia
    16.02.2014 11:35
    Dopiszę jeszcze, że jak koleżance się dziecko urodziło i było zagrożenie, że zostanę chrzestną, to i ja i co ciekawe również mąż nie chcieliśmy takiej możliwości -właśnie żeby co rok nie być zmuszonym spędzać urodzin tego dziecka z ich wielką rodziną (dziadkowie, rodzeństwo koleżanki i jej męża - brrrr!) Ta myśl nas przerażała.
  • sasanka
    16.02.2014 15:41

    Kto mi napisze co to znaczy, ze chrzestny ma uczestniczyć w religijnym wychowaniu dziecka? !

    Ja NIE wiem co to znaczy, dlatego konsekwentnie odmawiam bycia matką chrzestną, jednak liczę, że ktoś mnie oświeci? Wystarczają mi moje własne dzieci, po co jeszcze mam mieć na głowie chrześniaków z wychowaniem religijnym?

  • arnika
    19.02.2014 10:14
    Ja jednak uważam, że trzeba mysleć perspektywicznie zostając chrzestnym/chrzestną, że z tymi ludźmi będzie kontakt przy okazji imprez itd. Tak samo jest przecież jak się wybiera mężą/żonę - trzeba brać pod uwagę, że wżeniasz się w daną rodzinę i bierzesz sobie na kark konsekwenscje z tym związane i tych ludzi. Wyjątkiem są sytuacje gdy po ślubie młodzi wyprowadzają się 300 km od rodziców i mają święty spokój- ale to jest rzadkość.
    • niedzisiejsza
      26.02.2014 15:56
      "...wyprowadzają się 300 km od rodziców i mają świety spokój..." - smutne:-(
      Arniko, czy jesteś już może mamą? A jak często dziękujesz własnym rodzicom ?
      • arnika
        27.02.2014 08:23
        Tak, jestem mamą, ma 2 dzieci. Po ślubie zarówno moja mama jak i teściowie męczyli nas nieustającymi telefonami i pytaniami, miałam dość!!! Niestety rodzice mając syndrom pustego gniazda męczą po ślubie dzieci a dzieci po ślubie potrzebują świętego spokoju!!!
        Podobnie po urodzeniu dziecka - mama dobijała mmnie w szpitalu komentarzami po porodzie jaki to ja mam wielki brzuch jeszcze i że chyba tak mi zostanie a do trego każda babcia z tysiącem rad co do zajmowania się dzieckiem a ja posród tego wszystkiego siedziałam i ryczałam z bezsilności, bo dopiero przecież uczyłam sie roli matki, ile to razy słyszałam pytania od moejj mamy gdy miałam noworodka "A dlaczego ono ciągle płacze?" - tak jakbym ja miała to wiedzieć!!! Polecam każdemu - po urodzeniu dziecka z dala od obojga dziadków!!!!
      • niedzisiejsza
        27.02.2014 13:19
        :-) no, to podobne mam wspomnienia..., dlatego też starając się to wszystko zrozumieć, pojąć i nie zwariować, doszłam do wniosku, że dzieje się tak, ponieważ 1.babcią czy dziadkiem też się trzeba uczyć być, to też jest nowa życiowa rola (wszystko przed nami:-)), 2.więzi i relacje to jak życie pokazuje sztuka jedna z najtrudniejszych, a im jestem starsza tym więcej jestem w stanie "znieść" widząc, jak najbliżsi potrafią (chcąc czy nie chcąc) ranić, ponieważ sami mają własne zranienia i bóle bardziej lub mniej uświadomione...3. a poza tym..."śpieszmy się kochać ludzi..." za zalety nie trzeba kochać, a za wady, albo inaczej pomimo wad kto chce i potrafi kochać? To moje motto w ostatnim czasie...:-) Pozdrawiam!
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg