To jak w piosence TGD: "Żadne amulety nie dadzą szczęścia mi. Zamiast trzymac kciuki, wykonam inny gest: Wzniosę ręce w górę, bo wiem, że w niebie jest Moja pomoc, szczęście me!"
A przed daleką podróżą - wspólna modlitwa, różaniec i niech dzieci słyszą, że mama zwraca się do Mamy w niebie i prosi o opiekę nad swoimi pociechami. Potem krzyżyk na czole i można być o dzieci spokojną
piękne i prawdziwe w moim domu rodzinnym Babcia zawsze żegnała mnie Prostym Idź z Bogiem, lub w skrócie "z Bogiem" tak żegnała mnie mama i teraz gdy moje dzieci wychodza z domu też mówię z Bogiem
Kopniaczki i inne cudeńka są, ale u nas ludzie (wierzący i mocno praktykujący) mają jeszcze inne cudowne sposoby na dobre życie ich dzieci...np wylewają wosk, nad często płaczącymi dziećmi...
Moja córka od Teściowej dostała po urodzeniu, uwaga: Medalik na czerwonej wstążeczce, tak na wszelki wypadek. Szybko się nam ta wstażeczka 'zagubiła' :)
Boże, jaka nuda wieje z bycia katolikiem... Żeby z kopniaczka czy zaciksania kciuków robić takie halo? My praktykujemy i jedno, i drugie, i o ile do błogosławieństwa faktycznie przywiązujemy wielką wagę, o tyle kopniaczki czy kciuki to tylko gesty. Proponuję trochę więcej luzu :)
Ja też BARDZO proszę o OTOCZENIE OPIEKĄ dzieci ! Potworne "zaopiekowanie" kojarzy się z przedmiotowym traktowaniem :( jak np opakowanie :) W Pani mądrych felietonach "nie uchodzi, nie uchodzi" - jak pisał stary Fredro :)
"Żadne amulety nie dadzą szczęścia mi.
Zamiast trzymac kciuki, wykonam inny gest:
Wzniosę ręce w górę, bo wiem, że w niebie jest
Moja pomoc, szczęście me!"
jak ryzykowałem konflikt z teściwą jak usuwałm czerwoną wstążeczkę z łóżeczka mojego dziecka którą tam przyszyła żeby .... chroniło...
W Pani mądrych felietonach "nie uchodzi, nie uchodzi" - jak pisał stary Fredro :)